TRISTAN
Wystawiłem twarz ku słońcu. Delikatny wiatr przeczesywał mi włosy, które kolejny raz zdążyły mi odrosnąć. Zamknąłem oczy, pozwalając, by spokój oblał mnie z każdej możliwej strony. W takich chwilach wyobrażałem sobie, że jestem na plaży, stojąc przy brzegu i nasłuchując fal oceanu.
– Małolat, długo będziesz spuszczał się nad tą sztangą? – Usłyszałem za sobą głos Nate'a.
Rozchyliłem powieki. Ocean zniknął. Betonowe akwarium z widokiem na zachmurzone niebo. Cholera, prawie zapomniałem, że byliśmy na siłowni.
Nawet, kiedy skończyłem dziewiętnaście lat, wciąż mówiono do mnie „małolat", bo tak im się przyjęło.
– Sorry, odcięło mnie.
Wykrzywił usta w grymasie, jednak niczego nie powiedział. Zasadniczo to mało mówił, ale nie był taki zły, jak myślałem. Miewał migreny, na które nie dostawał żadnych leków przeciwbólowych, a przez które zdarzało mu się nie sypiać w nocy. Brak snu i tępy ból wywoływał w nim agresję, którą odreagowywał na strażnikach, gdy ci nie dawali mu spokoju, o który prosił. Cóż, może słowo „prosił" było tu odrobinę nad wyraz. Pisał nawet skargi do administracji, ale jak dotąd nieustannie spotykał się z odmową.
Sprzęt do ćwiczeń był przestarzały, zardzewiały, miejscami reperowany przez więźniów, ale nie było na co narzekać. Otrzymałem przywilej przychodzenia tu na godzinę dziennie i nawet, jeśli miałbym gapić się w niebo przez metalowe siatki nad głowami, to wszystko było lepsze niż siedzenie w celi.
– Możesz mnie asekurować? – Kiwnął na mnie brodą.
– Pewnie.
Zbliżył się do więźnia wyciskającego na ławce, złapał za sztangę i odłożył ją na miejsce.
– Stary, ja tu ćwiczyłem! – narzekał, podnosząc się do siadu.
– Dobra, typie, wypierdalaj. – Przegonił go ruchem ręki.
Osadzony popatrzył to na niego, to na mnie i z nietęgą miną ustąpił mu miejsca. Nate ułożył się na ławce, oplótł pięści wokół sztangi, po czym wyparł ją w górę z niskim jękiem. W pewnym momencie zmarszczył na mnie brwi.
– Co ci? – Jego wzrok się wyostrzył. – Masz minę jakby pies ci nasrał na mordę.
– Chyba jestem spięty. – Wzruszyłem lakonicznie ramionami. – Wiesz, idę jutro do pracy.
– Dali ci przepustkę? – Uniósł brwi.
– No, do remontówki.
– To chyba git, co? – Zerknął na mnie na ułamek sekundy.
Pot zrosił mu czoło, gdy co rusz podnosił ciężar i zginał ramiona w łokciach. Pilnowałem, by nie opuścił sztangi na siebie.
– Prawdę mówiąc, wszystko jest lepsze niż siedzenie tutaj.
– Na mnie kluczowa dupą się wypięła. – Cisnął kolejną serię. – Ale moja narzeczona jutro przychodzi. Zobaczę dzieciaka pierwszy raz od pół roku. – Przeniósł spojrzenie na mnie. – Masz szczęście, nie spierdol tego.
YOU ARE READING
Poemat letniej tęsknoty || W SPRZEDAŻY
Teen FictionKombinować, by przeżyć - tą zasadą dotychczas kierował się Tristan. Jego życie przewróciło się do góry nogami w zaledwie kilka minut po włamaniu, które dotychczas uchodziły mu płazem. Nie był winny zarzutom, które mu postawiono, jednak nie to było d...