8 rozdział - Sojusz

52 8 2
                                    

Dzień w szkole upływał mi jak każdy inny. Lekcje były ciekawe, przerwy nudne, ale zawsze miałam w planach tęskne wypatrywanie Kacpra na korytarzach. To stało się moim codziennym rytuałem. Czasem zdarzało się, że mijaliśmy się w drzwiach, ale on nie zauważał mojego nieśmiałego uśmiechu, zdawał się być zbyt zajęty swoimi myślami. Nie miałam odwagi zagadać do niego, bo też co miałabym powiedzieć?

„Hej, to ja Natalia od Wiedźmina, powiedziałeś do zgadania, no to czekam?!" – no nie, musiałam podejść do sprawy strategicznie. Pierwsza zasada sztuki wojny Sun Tzu – dobierz sobie sojuszników. Cóż, w tej szkole nie miałam zbyt dużego wyboru..

Gdy Ania i ja usiadłyśmy na schodach podczas przerwy, nie mogłam już dłużej ukrywać swojego zauroczenia. Patrzyłam na nią, gdy znów mówiła jak najęta o Wojtku, gdzie chodził, jak był ubrany itp. W końcu postanowiłam zacząć:

- Aniu, muszę ci coś powiedzieć - wydukałam, nerwowo przyglądając się swoim dłoniom.

Odwróciła się w moją stronę, zdziwiona moim tonem.

- O co chodzi? Wyglądasz, jakbyś miała wielki sekret do zdradzenia - stwierdziła. - Nie mów, że też podoba Ci się Wojtek?

- Nieeee. - Wzięłam głęboki oddech i wyznałam, że podoba mi się jego kolega z klasy, Kacper. Opowiedziałam pokrótce, jak poznałam go w bibliotece i że nie mogę przestać o nim myśleć. 

Ania, patrząc na mnie z ukosa, nagle wybuchnęła śmiechem.

- Kacper, ten nerd??? Ja nie mogę, no ale o gustach się nie dyskutuje.

Nieco się zasmuciłam słysząc to, ale i odczułam ulgę. Wydawało się, że ona nie traktuje mnie zbyt poważnie. Mimo to postanowiłam, że muszę działać, jeśli chcę dowiedzieć się czegoś więcej o Kacprze.

- Muszę coś zrobić, aby przyciągnąć jego uwagę - powiedziałam, zdecydowana na podjęcie próby.

Ania tylko kiwnęła głową i uśmiechnęła się do mnie.

- Dobrze, chodźmy. Zrobimy mały rekonesans - zaproponowała wstając. 

Wchodząc na drugie piętro, nie mogłam się oprzeć przeczuciu, że jestem na dobrej drodze do zmiany mojego życia uczuciowego.

- To chyba jakiś znak, że oni chodzą do jednej klasy - radośnie trajkotała Anka. - Może wszechświat przekazuje nam, że mamy wziąć sprawy w swoje ręce i zbliżyć się do chłopaków!

Doszłyśmy na miejsce, gdzie stanęłyśmy pod ścianą i udawałyśmy, że interesuje nas gazetka na temat planowanej wycieczki szkolnej. W rzeczywistości jednak obserwowałyśmy klasę II b, gdzie mieli mieć lekcje Kacper i Wojtek.

- Nie mogę doczekać się wyjazdu do Barcelony! Zawsze chciałam zobaczyć fantazyjne domy Gaudiego i Sagradę Familię – perorowała Ania, jednym okiem patrząc na przechodzących ludzi.

- To brzmi naprawdę ekscytująco. Ale wiesz, ja niestety nie będę mogła pojechać.

- Dlaczego? Co się stało?

- Muszę zrobić testy alergiczne w tym terminie – odparłam. - I nie mogę tego przesunąć - dodałam szybko, aby uciąć dyskusję w zarodku. Była to oczywiście ściema, ale nie mogłam podać prawdziwego powodu.

- To pech – odrzekła. – Patrz, to oni na trzeciej! – lekko przechyliła głowę, wskazując kierunek.

Dostrzegłam gadającą grupkę uczniów, a wśród nich właśnie Kacpra i Wojtka... oraz rudą dziewczynę, którą spotkałam rano pod szkołą! Wyglądała na dobrze zaznajomioną z chłopakami, przekrzykiwali się i szturchali ramionami. Czyżby się przyjaźnili, a może była dziewczyną jednego z nich?

Nagle odwróciła się w moim kierunku i nasze oczy spotkały się na kilka sekund. Wyraźnie widziałam jej intensywnie zielone tęczówki. No nie, ja to naprawdę mam pecha, teraz pewnie powie Kacprowi, jaką to ma „zgrabną" wielbicielkę...

- Chodźmy stąd! Szybko!

Odwróciłam wzrok i wyciągnęłam Ankę na schody w dół. Musiałam zniknąć jak najszybciej z ich pola widzenia. Wiem, że to głupie, ale czułam się naprawdę skrępowana. Chciałam uniknąć sytuacji, w której ruda mogłaby opowiedzieć Kacprowi o tym, co działo się rano pod szkołą.

Szybko wróciłyśmy pod naszą klasę i od razu wypaliłam:

- Wiesz, dzisiaj rano spotkałam tą rudą dziewczynę. Była świadkiem mojego upadku... To naprawdę żenujące.

Ania uśmiechnęła się lekko, widząc moją zakłopotaną minę.

- Tą w jeansach i czarnej bluzie?

Kiwnęłam głową, zdziwiona, że tak dobrze ją zapamiętała.

- Tak, tą samą.

- To Sandra. Na początku roku szkolnego pomogła mi dotrzeć do klasy, gdy zgubiłam się na wejściu. Nie rozmawiałyśmy za wiele, ale wydawała się być spoko.

W tym momencie zadzwonił dzwonek na lekcję. Na kolejnej przerwie postanowiłam pójść do biblioteki. Miałam nadzieję, że już pojawiła się kolejna część sagi Sapkowskiego, na którą z niecierpliwością czekałam, aby przeczytać. Weszłam do cichej przestrzeni, gdzie woń starych książek mieszał się z zapachem nowych wydań. Wydawało się, że to miejsce miało swoją magiczną aurę, było oazą spokoju, w której mogłam oderwać się od codziennych problemów.

- Dzień dobry - uśmiechnęłam się do pani Basi. - Czy „Chrzest Ognia" jest już dostępny?

Bibliotekarka spojrzała na mnie, kiwając głową.

- Oczywiście, Natalio. Przyszłaś akurat w dobrym momencie. Jest nowa dostawa książek do działu fantastyki.

Serce zabiło mi szybciej z ekscytacji, gdy podeszłam do regału i wypatrzyłam białą okładkę kolejnego tomu sagi o Wiedźminie. Chwyciłam egzemplarz i odniosłam go na blat, gdzie znalazłam stosik nowości, które również chciałam przeczytać.

Przy okazji zerknęłam na listę zapisów na konkurs literacki. Z irytacją odkryłam , że przy moim nazwisku pojawił się dopisek. Patrzyłam na te gryzmoły jak zaczarowana. Charakter pisma znajomy, do tego inicjały KS, które wyglądały bardziej jak... Kiss, plus emotikon buziaczka :-*. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom.

Czyżby Kacper wysyłał mi buziaczki?! Chociaż na korytarzu mnie nie zauważał, to teraz miałam pewność, że przynajmniej przygląda się mojemu uczestnictwu w konkursie literackim. Był to mały znak od losu, że może istnieje jakaś szansa na to, że spotkamy się również poza biblioteką.

Wzięłam swoją upragnioną książkę i z zadowoleniem pożegnałam się z panią Basią, która życzyła mi miłej lektury. Cieszyłam się, że mogę wreszcie poznać dalsze losy Geralta z Rivii, ale jednocześnie moje myśli krążyły wokół zagadkowego dopisku Kacpra. Teraz byłam pewna, że to on, ponieważ jego imię i nazwisko na liście konkursowej było zapisane tak samo.

Wracałam do domu, podśpiewując pod nosem mój ulubiony przebój zespołu KISS. Z zadowoleniem odnotowałam, że mojej siostry nie ma, także włączyłam wieżę na cały regulator:

"I was made for lovin' you, baby

You were made for lovin' me"

Usiadłam w ulubionym fotelu z nową lekturą w dłoni. Początek książki Andrzeja Sapkowskiego przywitał mnie epickim opisem lasu Brokilon oraz fascynującą historią pewnej łuczniczki o imieniu Milva. Zanurzyłam się w opisywanej rzeczywistości, przygodach bohaterów i intrygach. I tak choć na chwilę zapomniałam o wszystkim, co mnie dręczy, a świat fantazji całkowicie mnie pochłonął.

Niestety do czasu..

Ja wam jeszcze pokażę!Donde viven las historias. Descúbrelo ahora