Rozdział 16. Monetowskie Zasady

316 4 0
                                    

Dzisiaj rano obudziłam się i pierwsze co zrobiłam to rozejrzałam się po nowym pokoju. A potem przypominam sobie jak wyglądało moje pożegnanie rezydencji Santanów. I pomyślałam sobie co by było gdyby Adrien żył albo gdyby Egbert nie miał zawału. A potem o tym jak bardzo bezduszną osobą jest Grace i jak bardzo się cieszę że Moneci przygarnęli mnie pod swoje skrzydła. I ta myśl wyciągnęła mnie z łóżka. Od razu po tym jak wstałam poszłam do garderoby w której ubrałam zwykłe dresy i postanowiłam zejść na dół. Gdy stałam na schodach zauważyłam Willa i Hailie.

- Cześć Yn. - powiedziała brunetka. A zanim zdążyłam coś powiedzieć drugi najstarszy brat monet oznajmił...

- Witaj. Czy moglibyśmy proszę porozmawiać w bibliotece? - zapytał a ja twierdząco pokiwałam głową. - świetnie. A zatem choćmy. - wstał i ruszył w stronę. Gdy weszliśmy do biblioteki znowu przypominam sobie tą w Willi Grace. Willa Grace jak to brzmi. - usiądź - gestem ręki wskazał fotel. A ja posłusznie to zrobiłam.

- Will mam proźbę. - żuciłam nim zaczął otworzyć buzię.

- W takim razie słucham.

- Możesz oszczędzić mi rozmowy o tym jak ci przykro przez to że Adrien i Egbert nie żyją? Bo już Egbert dużo razy wałkował że mną ten temat.

- Dobrze. To tak mamy kilka spraw do obgadania. Po pierwsze jak wiesz jestem twoim nowym opiekunem prawnym. Jakbyś chciała gdzieś pojechać sama bądź z Hailie to poinformujcie wcześniej o tym mnie lub Vince'a, oczywiście nie dotyczy to ciebie wtedy gdy jedzie z wami ktoś z świętej trójcy. Czy na razie to jest zrozumiałe?

- Tak.

- A więc drugą sprawą jest kwestia chłopaka. Jak chcesz się z kimś umawiać to idziesz z tym do mnie a ja przemyślę sytuacje i wykaże się wyrozumiałością. Jasne? - skinęłam głową. - proszę Cię użyj słów bo wtedy mogę ocenić czy kłamiesz.

- Oczywiście.

- Trzecia sprawa to ochroniarz. Od teraz będzie chodził za tobą wszędzie tak jak ten Hailie. Postanowiłem z Vincentem że zatrudnimy na to miejsce Conora twojego starego ochroniarza byś nie czuła się nieswojo. To wszystko czy czegoś nie rozumiesz?

- A co do ochroniarza... co to znaczy że będzie chodził za mną wszędzie?

- To znaczy że będzie za tobą chodzić po korytarzu, mieście, domu, ale do twojego pokoju nie będzie wchodzić chyba że poczuje że jesteś zagrożona.

- Okej. - oznajmiłam mając już dość tej rozmowy

- Okej? Tylko Okej? Spodziewałem się że tak jak Malutka będziesz prubować jakoś zmienić moje postanowienie...

- Ech. Ja po prostu stwierdziłam na starcie że nie mam szans w niepotrzebnych negocjacjiach.

- Rozumiem. Jest jeszcze jedna sprawa. Jak coś będziesz potrzebować to pisz lub dzwoń. Natomiast do skrzydła pracowniczego staraj się nie zapuszczać. Dobrze?

- Oczywiście. - odpowiedziałam a blondyn widocznie się uspokoił.

- Cieszę się. To teraz choć zjesz śniadanie. - wstał i gestem ręki wskazał na drzwi którymi wcześniej weszliśmy do pomieszczenia. Oczywiście ja niechcąc być niegrzeczna postanowiłam zrobić to o co mnie poprosił. W kuchni zobaczyłam Euginę która zrobiła mi przepyszne tosty francuskie. Po temu poszłam do Hailie bo pomyślałam że miło będzie gdy nauczymy się razem na egzaminy. Nie żebym sama nie umiała ale dodatkowa nauka może się przydać. Gdy tylko zapukałam brunetka otworzyła mi drzwi i zaprosiła do środka. W jej pokoju zauważyłam dużo fiszek które samodzielnie napisała.

- A może będziemy się nawzajem przepytywać? - zapytałam.

- Jasne. - odpowiedziała i zaczęłyśmy się pytać o rużne rzeczy z różnych tematów. Na końcu okazało się że mamy podobną wiedzę a na wszystkie pytania odpowiedziałyśmy identycznie więc się podjarałyśmy i uznałyśmy że zaczniemy rozmawiać o innych gównach bo i tak jesteśmy nauczone na blachę. Pużniej poszłyśmy do kuchni. Tam zastałyśmy bliźniaków którzy ubierali się do wyjścia.

- Gdzie jedziecie? - zapytała przyjaciółka na co jej bracia popatrzyli na siebie. A potem przenieśli wzrok na nas.

- Do McDonalda. - oznajmił Shane.

- Chcećie jechać z nami? - zapytał ten wytatuowany chłopak. A my przytaknęłyśmy na tą propozycję i ruszyłyśmy za chłopakami do garażu. Postanowiliśmy jechać złotym Porsche Hailie i tu zaczęła się drama....

- Jak moim samochodem to ja kieruję. - oznajmiła otwierając drzwi od kierowcy. A Tony szybko skorzystał i wskoczył na miejsce.

- Wypad. - powiedziała Hailie.

- Nie tym razem młoda. Do tyłu. - odpowiedzieli bliźniaki.

- Hailie. - zaczęłam. - olej ich. Choć. Pojedziemy moim samochodem i będziesz mogła prowadzić ale w drodze powrotnej. - chłopaki otworzyli buzie z niedowierzania a ja otworzyłam drzwi do samochodu. Dziewczyne widocznie lekko zasmuciło to że ja prowadzę więc dla otuchy rzuciłam do niej. - Rozwalimy ich. - oraz posłałam im wyzywający wzrok. Tony chyba ogarnął o co chodzi bo skinął głową. Brunetka napisała jeszcze krótką wiadomość do brata by poinformować go że wyjeżdżamy z bliźniakami ( tak na wszelki wypadek). Gdy brama garażowa zaczęła się otwierać tak jak bliźniacy podjechałyśmy przed bramę wjazdową. Tam Hailie tak jak wytatuowany bliźniak otworzyła okno.

- Jesteś tego pewna? - zapytał z pogardą w głosie. - Bo wiesz... I tak wygram...

- Ja też wam życzę powodzenia - odpowiedziałam sarkastycznie bo już postawiłam przed sobą cel. Cel którym miało być zniszczenie (w metaforze) ich. A byłam pewna tego tylko dlatego że kiedyś ścigałam się w nielegalnych wyścigach. A to wszystko dzięki bratu.

Chwilę puźniej wyścig się zaczął. Gdy bliźniacy jechali z prędkością ok. 200km/h ja postanowiłam jechać przepisowo. A bowiem wiedziałam że tam stoi policja. Kiedy wjeżdżałyśmy do miasta o mało nie zeszłyśmy ze śmiechu. I tak oto cwani Monetowie zostali zatrzymani przez policję. Powtarzałyśmy sobie cały czas po tym jak zostali puszczeni. Najlepsze jest to że wybrali trzy razy dłuższą drogę od nas i postanowili jechać ok. 100km/h. Co do nas było absurdalne. My wybrałyśmy tą drugą drogę przez co udało mi się rozwalić logikę chłopaków. Może jak sprubuje opisać sytuację to zrozumiecie. Albowiem niedaleko McDonald's jest skrzyżowanie. Bliźniaki jechali taką drogą że jak na nie wjechali to mieli restauracje na wprost. Natomiast my musiałyśmy naipierw skręcić w lewo. Gdy oni zbliżali się do wjazdu na skrzyżowanie ja nagle na nie wyjechałam driftując. Tak, driftując. Prawdopodobnie kiedy chłopaki to zobaczyli omało oczy im z orbit nie wyszły. Ale i tak na miejscu byłyśmy pierwsze.  Zanim jeszcze zdążyli zaparkować weszłyśmy do budynku i rozpoczęłyśmy składanie zamówienia.

- To co zawsze - zapytałam.

- To co zawsze. - mając na myśli "to co zawsze" miałyśmy na myśli waniliowe shake'i, MCflury waniliowe z posypką MMS i polewą czekoladową oraz chiken box'a. Śmieszne było to że kiedy my odbierałyśmy zamówienie chłopaki dopiero zaczynali je składać. Kiedy już skończyli usiedliśmy razem do stołu.

- Niezły drift Mała. - pochwalił mnie Tony.

- A ja bym powiedział że zajebisty. - odparł Shane. - kto cię nauczył?

- Brat. - odpowiedziałam.

- Ten sam co zabił Adriena w kościele?. - zapytała Hailie po czym ja zmierzyłam ją morderczym spojrzeniem.

- White nie jest taki zły. Jest kochany, nadopiekuńczy...

- I skłonny do zabujstw. - dokończył Shane a ja wkurwiłam się przez co postanowiłam usiąść przy innym stoliku. Zaraz po tym przysiadł się do mnie Tony.

- Ej Mała... - zaczął. - Przepraszam za nich. Mój brat to cymbał który potrafi nieźle nakręcić Hailie...

- Rozumiem. To rozumiem. Ale on naprawdę taki nie jest.

- Ale oni go nie znają dlatego tak mówią...

- Możemy już jechać? - zapytałam nie dając mu skończyć wypowiedzi.

- Oczywiście. - i odpuściliśmy budynek. Natomiast nazajutrz...

Na zawsze razem / Dylan Monet x YnWhere stories live. Discover now