Rozdział 27

161 5 0
                                    

To zdecydowanie nie był mój dzień. Bolała mnie głowa i żadne leki i nie pomagały. Od rana chodziłam przybita.

Ciężko było mi przyznać, że jestem zakochana w Michale, ale taka była prawda. Byłam w niego zapatrzona i nawet nie zauważyłam, że się mną bawił. Byłam o niego zazdrosna, chociaż nie powinnam. Byłam dla niego lalką, którą w każdej chwili mógł porzucić i kupić sobie inną.

Michał Matczak się mną zabawił, a kiedy mu się znudziłam, znalazł sobie inną.

Mama od rana pytała się co się stało, jednak ja ją ignorowałam. Czułam się z tym źle, ale wiedziałam, że gdybym się odezwała, rozpłakałabym się.

Nie chciałam przy niej tego robić.

Gdyby babcia tutaj była, doradziłby mi co mam zrobić. Ufałam jej bezgranicznie.

Weszłam pod prysznic, z którego leciała lodowata woda. Chciałam spłukać z siebie wszystkie złe emocje.

Jednak nic z tego.

Po prysznicu ubrałam czarny dres i weszłam po kołdrę, próbując zasnąć.

W głowie miałam tysiące myśli na temat Matczaka. Czy on też coś do mnie czuł? Dlaczego się wtedy z nią całował?

Tak wiele pytań, a tak mało odpowiedzi...

MICHAŁ

Od wczorajszego wieczoru chodzę wkurwiony. Bianka wybiegła nagle z imprezy i nie wróciła.

Martwiłem się. 

Nie odbierała telefonów i  nie odpisywała na wiadomości. Ignorowała mnie, ale czemu? Co takiego zrobiłem, że postanowiła mieć mnie w dupie? 

Ubrałem na siebie szary dres i ruszyłem w stronę jej domu. 

Skoro nie chciała porozmawiać przez telefon to porozmawia twarzą w twarz. 

Nigdy nie myślałem, że się w niej zakocham..., ba! Nawet nigdy nie zwróciłem na nią uwagi. Jednak, kiedy pierwszy raz, szczerze uśmiechnęła się do mnie, miałem ochotę codziennie wywoływać banana na jej twarzy.

Była dla mnie jak lek. Swoim uśmiechem, wzrokiem, śmiechem..., kurwa, ona mnie leczyła. Dzięki niej moje rany się zagoiły. Dzięki niej zrozumiałem swoją wartość, zrozumiałem ją. Ona była moją inspiracją, moim szczęściem.

Ona była dla mnie wszystkim.

Chciałem przy niej zasypiać, budzić się, widząc jej rozłożone ciało obok mnie. Chciałem już do końca życia wpatrywać się w nią bez opamiętania i wdychać jej zapach, który tak bardzo mnie pobudzał. Chciałem budzić się w nocy, nawet kilka razy, aby sprawdzać czy jest przy mnie i czuwać nad nią. Chciałem robić jej śniadania do łóżka, łaskotać ją i budzić sąsiadów krzykiem oraz śmiechem szczęścia. Chciałem kochać się z nią nocą i dniem, najprawdziwszą miłością. Chciałem udowadniać sobie na każdym kroku, że to jest ta osoba, chciałem zakochiwać się w niej z każdym dniem od nowa. Chciałem łapać ją za dłoń i przytulać, kiedy poczuję się źle. Chciałem ją wspierać, a w kłótniach trzaskać drzwiami, aby zaraz potem się całować.

Zakochałem się w niej. Już na zawsze.

Zapukałem do drzwi, a w nich stanęła matka blondynki.

- Dzień dobry, ja do Bianki. - Powiedziałem od razu, chcąc jak najszybciej porozmawiać.

- Jest w swoim pokoju - Uśmiechnęła się czule.

Wchodziłem na górę zestresowany. Bałem się, że wszystko co dobre, się zakończy.

Delikatnie otworzyłem drzwi. Rozejrzałem się po pokoju, a wtedy zauważyłem zapłakaną dziewczynę, która wtulała się w poduszkę.

- Mamo! - Krzyknęła. - Mówiłam, że masz nie wchodzić - Powiedziała gburowato. 

Wtedy podniosła głowę i zobaczyła mnie. Nie kryła zaskoczenia moimi odwiedzinami.

- Co ty tu robisz? - Skrzywiła się, a ja zmarszczyłem brwi.

- Przyszedłem porozmawiać? - Westchnąłem i usiadłem na fotelu. 

- Czego chcesz?  - Wytarła rękawem bluzy łzy, które spływały jej po policzkach. 

- Czemu płaczesz? 

- Nie interesuj się.

- Masz mi wszystko wytłumaczyć - Zdenerwowany przetarłem twarz ręką.

Za co ona była na mnie zła?

- Ja mam ci wszystko wytłumaczyć?! A więc proszę bardzo! - Wstała z łóżka i stanęła na środku pokoju. - Bawiłeś się mną Matczak! Dlaczego mi nie powiedziałeś, że się mną znudziłeś? 

- O czym ty mówisz?

- Dlaczego całowałeś się wtedy z tą dziewczyną. Tą z wczorajszej imprezy? Dlaczego się mną zabawiłeś? Co ja ci takiego zrobiłam? Dlaczego ja? - Zasypała mnie lawiną pytań.

Stałem jak wryty i patrzyłem się w jej niebieskie jak szafir oczy. Teraz nie w nich iskier szczęścia, a wręcz przeciwnie. Widziałem w nich ból.

- To ona mnie pocałowała. Zaraz potem ją odepchnąłem - Odparłem szczerze.

- Dlaczego miałabym ci, kurwa, wierzyć? Mogłam się domyślić, że byłam dla ciebie nic nie znaczącą zabawką.

Byłem gotów jej powiedzieć.

- Nigdy się tobą, Bianka nie bawiłem - Podszedłem do niej bliżej. - Nigdy nie miałem zamiaru się tobą bawić. Traktowałem i traktuję cię poważnie. 

- Nie wierzę ci! - Wyrzuciła ręce do góry i ponownie zaczęła płakać.

- Nigdy bym cię nie okłamał. 

- Dlaczego miałabym ci wierzyć? - Warknęła.

- Bo cię kocham. Kocham cię, Bianka.



Piękna i Bestia ||| MataWhere stories live. Discover now