Rozdział 2

381 32 0
                                    


Elena

Obudziłam się w sobotę dokładnie o ósmej rano. To dziś Miranda obchodziła swoje osiemnaste urodziny i miała imprezę w klubie. Wiedziałam, że po informacji od Simona na temat ochrony, muszę zrobić wszystko, żebym się ich pozbyła. Dokładnie pamiętam jak miesiąc temu z znajomymi wyszliśmy na domówkę do Leonardo i w środku przyjęcia wpadli do domu i mnie wynieśli tylko dlatego, że nie powiedziałam o swoim wyjściu, a znaleźli mnie tylko przez telefon, który bardzo szybko namierzyli. Po kłótni z nimi, zadzwoniłam do Simona i wszystko wyjaśniłam. Pozwolił mi zostać, ale tylko pod warunkiem, że jego ludzie będą mnie obserwować. Można powiedzieć w momencie, kiedy ochroniarze patrzyli na wszystkich nastolatków, impreza została zakończona. Nikt nie tańczył, nie pił, po prostu siedzieli na kanapach i obserwowali mężczyzn ubranych na czarno z kaburą przy pasie, a po dwudziestu minutach zaczęli opuszczać dom i wracali do siebie. To jak wściekły był na mnie Leo było nie do opisania. Gdyby mógł zabijać wzrokiem leżałabym martwa. Potem się dowiedziałam, że przeszedł cholernie trudną rozmowę z rodzicami i to ile załatwił na imprezę, zrobiło mi się głupio i cholernie wstyd. Od tamtego czasu nigdy więcej nie zostałam zaproszona na żadną domówkę.

Wyszłam z swojej sypialni i udałam się do kuchni, żeby zrobić sobie kawę i wrócić do pokoju, omawiać plan z Mirandą pozbycia się ochroniarzy. Otwarłam drzwi kuchni i zauważyłam na krześle Simona i Diego.

- Wyznaczę ci ludzi, którzy będą was pilnować w klubie. – powiedział Simon głosem nieznoszącym sprzeciwu.

- Ale... - chciałam negocjować i może nie musiałabym kombinować.

- Za chwilę, zostaniesz w domu cały weekend i nigdzie nie wyjdziesz. – oznajmił brat i wtedy uznałam, że nie ma sensu się dalej kłócić.

Naburmuszona, ruszyłam do ekspresu, a po wykonaniu szeregu czynności, wzięłam w kubku drogocenny napój bogów i ruszyłam prężnym krokiem do swojej sypialni, pokazując całą sobą, jak zła jestem.

Byłam na niego zła, bo traktował mnie jakbym miała dalej dziesięć lat i boi się telefonu ze szkoły, że jakiś chłopak pociągnął mnie za warkocz i płaczę w toalecie. Byłam już dorosła i nie musiał się mną zajmować, bo potrafię się sobą zająć, a dobrze wie, że mam w torebce gaz pieprzowy i mały pistolet, który mi wcisnął, gdyby„ jak jakiś facet mnie napadł i będzie miał ochraniacz na jajach, a wokół mnie nie było ludzi, żebym miała jakieś szanse wyjścia w całości z tej potyczki. " Słowa Simona do tej pory dudnią mi w głowię i dokładnie pamiętam swoją reakcję na nie. Wybuchłam śmiechem. Co ma myśleć piętnastolatka, która dostała od swojego brata takie rzeczy i w dodatku powiedział takie słowa?

Teraz to doceniam, bo nie raz mnie to uratowało. Gaz pieprzowy pewnego razu wykorzystałam w całości, gdy chcieli mnie porwać i na szczęście uciekłam im, a po powrocie do domu Simon chciał mi wypełnić całą torebkę tym ustrojstwem. Może zmieściłoby się pięć. Niestety torebka kobiety to istne muzeum i można tam znaleźć rzeczy, których mężczyzna nigdy by się nie spodziewał. Raz Chase rozsunął zamek i gdy zobaczył co tam jest, chciał całą zawartość wysypać do kosza na śmieci, bo według niego ponad połowa nigdy nie została użyta i nigdy nie będzie. Uroki bycia kobietą.

W pokoju usiadłam na łóżku, wcześniej odkładając kawę na stolik nocny. Chwyciłam za telefon i od razu wybrałam numer Mirandy.

- Happy Birthday to me! Happy Birthday to me! – zaczęła wydzierać się do telefonu ledwo po odebraniu telefonu.

Odsunęłam go od razu od ucha, bo z pewnością to by były ostatnie słowa, które usłyszałabym w swoim życiu.

- Tak, tak. Jak skończyłaś się wydzierać to daj mi dojść do słowa. – powiedziałam poważnie starając się zapanować nad śmiechem.

(Nie) Nienawidzę Cię!Where stories live. Discover now