Szkarłatny Płaszcz (część 2)

246 34 7
                                    

- Nie bój się – usłyszałam cichy głos. – Nie zrobię ci krzywdy.

- Idź stąd! – krzyknęłam, próbując zakryć się tobołkiem. Nie było mowy, abym w obecnym stanie mogła uciec. Niemal żegnałam się z życiem. Chyba, że...

- Jesteś tylko przewidzeniem – rzekłam głośno i otwarłam zaciśnięte do tej pory poty powieki.

- Tylko przewidzeniem – powtórzyłam jeszcze, jakby to miało sprawić, że moje słowa nagle staną się prawdziwe. Przełknęłam głośno ślinę. – Zaraz znikniesz.

- Mógłbym to zrobić – przytaknął. – Ale wtedy z całą pewnością umrzesz.

Uznałam, że w obliczu śmierci mogę chociaż przyjrzeć się swojemu wrogowi. Uniosłam głowę, spojrzałam na niego i...

Podobał mi się kiedyś pewien chłopak. Miał jasne, krótkie włosy, mocną szczękę, silne ramiona i był wszystkim tym, czego szukały dziewczęta. Razem z jedną z moich przyjaciółek lubiłyśmy po szkole czekać na niego – chodził do klasy wyżej i kończył lekcje nieco później, niż my, zajęty jeszcze dodatkowymi pracami. Zwykle siadałyśmy w tym celu na dwóch nisko wiszących gałęziach drzewa przy drodze i zajadałyśmy owoce, o ile jakieś nam zostały. Zdarzało nam się malować usta ich słodkim sokiem, a później szczypać w policzki, aby były czerwieńsze. Gdy tylko jedna z nas wypatrzyła idących chłopaków, szturchałyśmy się nawzajem, a potem zeskakiwałyśmy i podbiegałyśmy do grupki. To był taki nasz rytuał, który przez większość czasu się sprawdzał. Wiedziałyśmy, że jako jeden z nielicznych ma w sobie chęć pomocy, a zatem wymyślałyśmy mu jakieś zadanie i on zgadzał się je wykonać. Rzecz jasna zdawał sobie doskonale sprawę z naszej gry i chętnie w niej uczestniczył. Wydaje mi się, że bardzo przypadło mu do gustu bycie tym popularnym i przystojnym. Tym, którego chciała każda a nam się po prostu poszczęściło i spędzałyśmy z nim nieco czasu prawie każdego dnia.

Zdradzę Wam dwa sekrety.

Po pierwsze, dopiero po latach dowiedziałam się, że więcej dziewcząt miało pomysł, jak wykraść z nim chwilę tylko dla siebie. Na przykład przychodziły do jego domu, na co ja nigdy bym się nie ośmieliła. Tam zawsze było sporo roboty i matka chłopaka cieszyła się, że tyle jest chętnych czy to oporządzenia zwierząt czy pozmiatania czy czegokolwiek innego. On sam, oczywiście, nigdy nie kiwnął przy tym palcem.

Po drugie, okazał się paskudnym przykładem typowego mężczyzny i kiedy przyszło co do czego, połamał serca wielu z nas. Spotykał się z kilkoma na raz, każdej obiecując cały świat, by potem biec do kolejnej i jeszcze kolejnej. Na szczęście mnie to ominęło, ponieważ tak naprawdę nigdy z własnej inicjatywy go nie zaczepiałam. Dlatego gdy skończyła się moja przyjaźń z tamtą dziewczyną, skończyła się też nasza poszkolna gra.

Nie żałowałam.

Chcecie wiedzieć, jak żyje teraz? Prawdę mówiąc nie wiem zbyt wiele. Tyle tylko, że od półtora roku ma żonę, małe dziecko i gospodarstwo. Nie wygląda już tak, jak dawniej. Jest grubszy, łysawy i gburowaty, nie lubią go własne zwierzęta, a żona zapewne już żałuje, że zgodziła się na ślub.

Zgadnijcie, kto nią jest.

Wróćmy jednak do mężczyzny z lasu.

Mężczyzny? Oszalałam. Przecież to obrzydliwa istota, mroczna kreatura, która chce mnie zabić. Tyle, że nie do końca tak wyglądał.

Jego ciemne, pofalowane nieco włosy poruszały się lekko na wietrze, zwracając uwagę na długie, wyostrzone na końcach uszy. Możliwe, że niektórym z Was przyjdą na myśl elfy, ale nie był jednym z nich. Brązowe oczy w jasne plamy patrzyły na mnie z przedziwną... łagodnością, jakby w istocie nie miał złych zamiarów. Skórę miał jasną, zupełnie inną od wioskowych chłopców, spalonym słońcem przez pracę na polu od świtu do nocy. Można było poznać, że istota przede mną spędza większość czasu w leśnej gęstwinie, może faktycznie w jakiejś norze, do której sprowadza niewinne ofiary, by tam się nimi pożywić. Ubranie powinno nosić ślady krwi, uznałam, spuszczając wzrok z jego twarzy. Było czarne, jak utkane z nocy, nie potrafiłam rozpoznać materiału. Czy miał w sobie mrok? Owszem, bardzo wiele, od razu dało się to wyczuć. Jednakże nie bałam się tego mroku, ciemność kucającego przede mną mężczyzny nie napawała mnie przerażeniem ani obrzydzeniem. Po prostu była, jako jego integralna część, zszyta jak gdyby z jestestwem i nie czyniła mi żadnej szkody.

Stare baśnie od nowaWhere stories live. Discover now