Szkarłatny Płaszcz (część 3)

244 29 5
                                    

Do Wielkich Zmian i powstania wyraźnej granicy między naszymi światami doszło bardzo dawno temu, lecz mój lud nadal wszystko pamięta. Na początku, jak już wcześniej wspomniałem, nasi przodkowie żyli wspólnie. Zachowali rzecz jasna odrębność, ostatecznie należeli do różnych rodzajów, niemniej szanowali się wzajemnie i potrafili dogadać, pomimo, iż języki także były - i nadal są - dwa.

- Miałam zatem rację - stwierdziłam, przerywając mu. - Musiałeś nauczyć się ludzkiej mowy.

Spojrzał na mnie zdziwiony.

- Naturalnie. Po prostu nie uważam tego za szczególne osiągnięcie.

- No cóż, nieważne. Mów dalej.

- Jeśli chcesz wiedzieć, jak do tego doszło, proszę bardzo - wstał i zdjął z półki książkę. - W ten sposób zaczynamy naukę. Wszystko zaczyna się zawsze od książek.

Uniosłam brwi.

- Kradniecie je?

- Są bardzo stare - wyjaśnił cierpliwie, jakby nie słysząc przytyku. - Jednak wydaje mi się, że nieprzedawnione.

- Niektóre słowa wymawiasz inaczej - przyznałam. - I masz taki dziwny... akcent. Ale potrafię cię zrozumieć.

- W każdym razie - wracając do opowieści - tak było długo. Zdarzały się mniejsze i większe kłótnie, to jasne. Lecz dopiero po jakimś czasie konflikt przybrał na sile. Trudno powiedzieć, co go spowodowało. Czasem mówi się o tym, że początkiem stało się powstanie silnej, niepodzielnej władzy i nastawanie jednych przeciwko drugim. Inni twierdzą, że to próba zbliżenia was i mieszkańców lasu zaogniła relacje. Dwie zupełnie różne wersje, tymczasem pewnie w obu jest ziarno prawdy. Warto też wspomnieć o czymś jeszcze. Jak wiesz, w lesie nie mieszka jedna rasa istot, a bardzo wiele...

- No właśnie - znów przerwałam - Miałeś mi opowiedzieć o tym miejscu.

Przytaknął.

- Owszem. Może nawet lepiej będzie na chwilę odejść od dawnych czasów i skupić się na teraźniejszości. Widzisz, nienajlepiej wychodzi mi opowiadanie.

- Po prostu jest tego za dużo - westchnęłam ciężko. - Mimo wszystko żałuję, że nie miałam szansy dowiedzieć się więcej jako dziecko. Właściwie dowiedzieć się czegokolwiek.

Wyjął skądś mapę i podał mi. Przez ułamek sekundy moje zdradzieckie ciało żałowało, że mnie przy tym nie dotknął, na szczęście prędko się otrząsnęłam.

Na mapie znajdowało się tyle rzeczy, iż nie potrafiłam ogarnąć tego rozumem. Zupełnie, jakby świat nagle się rozszerzył, tak bardzo, że połknął niemal malutką wioskę, w której się wychowałam. Przez chwilę ze zdumieniem patrzyłam na mnogość miejsc, o jakich nawet nie śniłam. Było tam zaznaczone Na Krańcu, na tyle małe, że musiałam naprawdę dobrze się przypatrzeć, by dostrzec. Tuż obok wielki Las, tak duży, iż w mojej głowie pojawiał się odkąd jako Wielki Las, jak setka wiosek. Dalej rozciągał się pas lądu z mnóstwem nieznanych mi nazw - zapewne miast i miasteczek, wiosek i wioseczek, łąk i grzęzawisk. Tuż za nim ocean i znów ląd. Przyznaję, Severin musiał wytłumaczyć mi połowę nazwa i dotąd nie wiedziałam nawet, czym jest ów ocean.

- Skąd to wiesz?

- Z książek - odparł znów, jakby one były odpowiedzią na wszystko. Zauważyłam to, a on się zaśmiał. Nie sądziłam, że to potrafi. Ten dźwięk spodobał mi się zbyt mocno i odruchowo skarciłam się w myślach.

Stare baśnie od nowaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz