~rozdział 6~

152 11 7
                                    

Pov: patryk

Siedziałem z laptopem na kolanach, mając idealny widok na chłopaka śpiącego w sypialni.

Może lekko chrapał.. Ale to nie był żaden problem.

Mimo iż był moim najlepszym przyjacielem, ja od dłuższego czasu czułem coś więcej.

Nie umiem tego opisać ale stał się tak bardzo ważny dla mnie.

Wyłaczyłem laptopa i ruszyłem w stronę chłopaka.
Tak cudownie pachniało nim.

Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się czy spać z nim, ale w sumie co mi szkodzi.

Najwyżej zwale na alkohol, którego sporo wypiłem. Wślizgnąłem się pod kołdrę, będąc blisko Bartka, zbyt blisko.
Powoli objąłem go rękami i bardziej się zbliżyłem. Przykryłem go jeszcze bardziej, aż do szyi jakby było mu zimno.
Przybliżyłem moją twarz do jego włosów i wtedy usłyszałem szept.

-dsienki zimno mi było -wyszeptał zaspanym głosem, w połowie śpiąc.

Na moją twarz wkradł się uśmiech i czując jego obecność przy mnie, odleciałem w objęcia morfeusza.

****

Szedłem długim korytazem, między drzwiami i niczym więcej, było to nieco przerażające.
Wszedłem do windy znajdującej się na końcu korytarza.

Kliknąłem „0„ a winda ruszyła na dół.
Było cicho, słyszałem odgłosy windy.
Byłe głośne i przerażające. Coraz bardziej nie chciałem tu być.

W końcu gdy winda zjechała na dół, wyszedłem z niej. Stanąłem przed nią i spojrzałem jescze raz.
Nie było żadnej rączki, ani lustra, jak to w zwyczaju mają windy.
Zawieszając wzrok na małej dziurze po środku ścianki windy, ujrzałem w nim czyjeś oko, albo mi się tylko wydawało?

Zapewne tak.

Odwróciłem się na pięcię i szedłem do wyjścia, był to jakiś biurowiec najwidoczniej, lecz nie było w nim nikogo.
Było to trochę dziwne, aczkolwiek nie zaprzątałem sobie tym głowy.

Przy wyjściu odrazu złapałem świeży oddech powietrza, w tej windzie cuchnęło niemiłosniernie.

Rozglądałem się po okolicy i moją uwagę przykuły pewne rzeczy.

Zakład pogrzebowy stojący obok drewnianego domku, który był naprzeciwko mnie. Z drugiej strony znajdował się jakiś kościół, nie za ładny, raczej był stary, a przy kościele cmentarz.

Wokół były takie same budynki, białe bloki.

Coraz bardziej mnie to przerażało.

Spojrzałem znów na domek i o mało nie padłem na zawał. Stała tam czarna postać. Chwile wpatrywałem się w nią, po czym ona zaczęła wykonywać ręką gest, abym do niej przyszedł.

Bez chwili namysłu, wpatrzony w tą postać ruszyłem przed siebie.

Przechodziłem już przez ulicę i wtedy usłyszałem klakson.

Zdezorientowany tym co się dzieje odwróciłem się w stronę wydawanego dźwięku.

W moją stronę jechał tir, z niewyobrażalnie dużą prędkością.

Co do chuja się tu dzieje?

Strach sparaliżował moje ciało, nie mogłem się poruszyć. Wzrok miałem utkwiony w tirze który miał zaraz we mnie uderzyć.

W końcu to się stało.

Tir we mnje wjechał a na jedynie widziałem białe światło.

Obudziłem się, cały spocony, ciężko oddychając.

Jezu ja żyje?

Zszokowało mnie to, że leżałem w szpitalnym łóżku. To nie mógłbyć sen, ale jednak nim był. Tylko co ja do kurwy robie w szpitalu?

Rozglądał się po sali, miałem przyczepioną kroplówkę, rękę miałem w gipsie, a do pokoju wlatywało światło księżyca.

Lekko się uspokoiłem, próbując sobie wszystko przypomnieć.

Poszłem spać z Bartkiem. Więc co się stało?

Odetchnąłem z ulgą, uświadamiając sobie, że to był sen.

Nie mogłem nic zrobić niż tlyko czekać na dzień i wyjaśnienia, miałem wielką nadzieje, że to był jakkś kolejny sen.

Bo jakkm cudem się tu znalazłem?

Kładąc się na łóżku, próbowalem przypomnieć sobie wszystko co się ostatnio działo, ale w głowie miałem pustkę.

Ze zmęczenia oczy same mi się zamknęły i zasnąłem w strasznie niewygodnym łóżku.

I z nadzieją, że wszystko jest okej.

Kamu telah mencapai bab terakhir yang dipublikasikan.

⏰ Terakhir diperbarui: Feb 09 ⏰

Tambahkan cerita ini ke Perpustakaan untuk mendapatkan notifikasi saat ada bab baru!

partek -bartek kubicki & patryk baranTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang