Rozdział 2 - Wielkie umysły w niedoli

197 16 12
                                    

Byłem spokojny, zdeterminowany i miałem absolutnie wszystko pod kontrolą...

Byłem spokojny...

Byłem martwy!!!

Co ich przyniosło?! Ostatni ludzie, jacy mogliby się pojawić w tym miejscu o tej porze! Ostatni ludzie, którym można wywinąć taki numer! Snape – było źle. McGonagall – jeszcze gorzej. A Dumbledore – katastrofa!

Miałem dość.

Osunąłem się po ścianie na podłogę, próbując wziąć się w garść, ale jedyne, co mogłem zrobić to myśleć o tym, że właśnie udało mi się załatwić na całego Dyrektora, Zastępczynię Dyrektora i Opiekuna mojego własnego Domu.

Stłumiłem w sobie ochotę zdzielenia Crabbe'a prosto w łeb, gdy ten pochylił się ku mnie.

- Draco? Weszli tam! Draco? I co teraz? Draco?

Goyle w tym czasie skradał się w stronę drzwi do Wielkiej Sali.

- NIE! – wrzasnąłem tak, że aż podskoczył. – Jeszcze nie wywietrzało! Już i tak mamy przesrane i lepiej, żeby nie rąbnęło żadnego z nas!

Patrzyłem im prosto w twarze. I nie dostrzegałem w nich ani krzty zrozumienia. Merlinie, jak następnym razem zdecyduję się na coś takiego przysięgam, spiknę się z całą bandą Krukonów, nawet jeśli to miałoby znaczyć – cóż, spiknięcie się z bandą Krukonów. Mając Crabbe'a i Goyle'a jako sprzymierzeńców to jak posiadanie minus dwóch mózgów.

Myśl, ponagliłem się. Jesteś cwany jak Malfoy. Myśl jak on. Co ojciec zrobiłby w tej sytuacji?

Dobra, zabicie wszystkich było pewną opcją, ale niestety daleko mi było do posiadania mocy i przeszkolenia koniecznego do rzucenia Niewybaczalnego. Yhhm, to znaczy chciałem powiedzieć, że durnie prowadzący tę budę nie uznali za stosowne zaznajomić nas z nawet najbardziej podstawowymi sposobami magicznego zabijania.

Alternatywy! Potrzebowałem natychmiast pełno alternatyw. Na przykład przełamać zaklęcie.

Brygada „Mózgów" wciąż się na mnie gapiła. Merlinie, co w ogóle sprawiało, że udawało im się funkcjonować?! Jak udało im się ogarnąć choćby pojęcie nieustannego oddychania?

- Crabbe, Goyle, musimy PRZEŁAMAĆ TO CHOLERNE ZAKLĘCIE. TERAZ.

- Ale to znaczy, że odpuszczamy Potterowi – zajęczał Goyle.

- To również znaczy, że będziemy żyć i nie wywalą nas stąd! – odwarknąłem. – Goyle, tam jest również Dumbledore, McGonagall i Snape! Obedrą nas żywcem ze skóry, jeśli dowiedzą się, co zrobiliśmy! I kurczę, nie możemy ich trzymać pod tym zaklęciem wiecznie, nie?

A niby czemu nie? – spytał głosik w mojej głowie. Rozpoznałem w tym moją ciemną stronę i natychmiast ją odrzuciłem. To raczej nie była opcja. Dumbledore może i jest starym głupcem ze zlasowanym mózgiem, ale nawet najdurniejsi nauczyciele zauważyliby, że został rąbnięty jakimś urokiem, gdyby pojawił się nagle bez żadnych wspomnień. Gdyby chodziło tylko o Pottera, wszyscy uznaliby, że sam napytał sobie biedy, bo wszyscy wiedzieli, że babrze się w różnych podejrzanych zaklęciach, ale jeśli chodzi o nauczycieli byłoby oczywiste, że ktoś grzebał w ich umysłach.

- Jak je przełamać? – zapytał Crabbe.

- Prościzna. Musimy stanąć w tym samych miejscach, co rzucając zaklęcie. Wymówimy przeciwzaklęcie i wszyscy, których ono dotknęło odzyskają wspomnienia. Nawet nie muszą być w tym samym pomieszczeniu.

Czułem cholerną ulgę, że to sprawdziłem, choć oczywiście nigdy nie zamierzałem tego robić.

- A jak brzmi przeciwzaklęcie, Draco?

HGSS Tabula Rasa - by Lionora - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now