Rozdział 5 - Odkrycia

198 15 14
                                    

- Panu też życzę dobrej nocy, Sir Cadogan! – ukłoniłem się małemu rycerzowi, za co zarobiłem kolejne, pełne dezaprobaty spojrzenie mojej najwyraźniej generalnie nieaprobującej niczego koleżanki.

Bohater z płótna udzielił nam w końcu kilku odpowiedzi i pomyślałem, że będzie grzecznie, jak odwdzięczę się... cóż, grzecznością.

Gdy wracaliśmy do Wielkiej Sali, gdzie mieliśmy spotkać się z pozostałymi uczestnikami tej wywołanej zaklęciami przygody, Minerwa spytała ostro:

- Chyba nie wierzysz w to, co powiedział nam ten obraz?

Odwróciłem się do niej z uśmiechem.

- Fakt, że obraz mówi, powinien być wystarczającym dowodem na to, co nam ujawnił. Jeśli przyjmiemy, że to szkoła magii i czarodziejstwa, wszystko, co się wydarzyło będzie miało sens.

Minerwa (Sir Cadogan podał nam nasze nazwiska i stanowiska jako członków personelu i śmiem twierdzić, że moją towarzyszkę mniej zaniepokoiła myśl o byciu czarownicą niż fakt, że jestem dyrektorem szkoły) potrząsnęła głową.

- To niedorzeczne. Niczego nie wyjaśnia. No, może mówiące portrety i ruchome schody, ale nie to, co się z nami stało.

- Sądzę, że jakieś zaklęcie musiało źle zadziałać i dlatego znaleźliśmy się w tej sytuacji. Tak czy inaczej sugeruję, byśmy wrócili do Wielkiej Sali i poczekali na pozostałych. Wkrótce powinni tam być, bo godzina już prawie minęła. Może oni też coś odkryli. Niebawem będzie świt i na pewno znajdziemy jakąś pomoc.

- Mam tylko nadzieję, że żadne z nich nie zgubiło się w zamku. Większość z nich to pewnie uczniowie, a biorąc pod uwagę nasze role, jesteśmy za nich odpowiedzialni.

Udało mi się ukryć uśmieszek.

- Akceptujemy teraz fakty, co?

- Cóż, nawet jeśli nadal mam wątpliwości co do magicznych aspektów całej tej eskapady, nie mogę odrzucać pomysłu, że to faktycznie może być szkoła. A jeśli tak jest i my tu rządzimy, to powinniśmy zadbać o rozwiązanie tej sytuacji, Albusie.

Potaknąłem i szliśmy dalej w milczeniu.

Wróciliśmy tą samą drogą, którą wyszliśmy, czyli ruchomymi schodami.

Droga do sali była długa. Rama obrazu Sir Cadogana znajdowała się w dość odległym miejscu w zamku. Gdy spytałem o powód czegoś, co wyglądało mi na wygnanie, odpowiedział mi bardzo niechętnie. Wymamrotał coś na temat haseł i że wkroczył dopiero wtedy, gdy nikt inny nie odważył się tego zrobić. Wyglądało na to, że był jakimś strażnikiem i wpuścił kogoś, kogo nie miał prawa wpuścić. Ale z tego, co zrozumiałem, to musiało być bardzo dawno temu. Zdecydowałem więc, że jak tylko odzyskam wspomnienia i autorytet, przeniosę jego obraz w jakieś bardziej publiczne miejsce.

Muszę przyznać, że jest tu całkiem przyjemnie. Teraz, gdy już wiedziałem kim jestem i gdzie, byłem pełen optymizmu. Kiedy wsunąłem ręce do kieszeni, wymacałem kilka małych, lepkich przedmiotów. Wyciągnąłem jeden i położyłem na dłoni.

- Och, kolejna dobra nowina.

- To znaczy? – Minerwa spojrzała na mnie, a ja pokazałem jej małą kulkę. – Cytrynowy drops. Chcesz jednego?

Odmówiła marszcząc brwi. Ssąc radośnie dropsa szedłem więc dalej do miejsca, w którym zaczęła się ta cała przygoda.


~*~


Nie wiem jak to się stało, przysięgam, nie mam bladego pojęcia. Ale to było wspaniałe. Gdy gigantyczny szczerzący zęby pies pochylił się nade mną i Ronem, odruchowo wyciągnęłam z kieszeni kijek i bez zastanowienia się krzyknąłem: „Petryficus Totalus!". I patrzyłem w zdumieniu, jak z Dobra-Przyznajmy-Że-To-Różdżka wystrzeliły iskry i załatwiły bestię na amen.

HGSS Tabula Rasa - by Lionora - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now