Epilog - Inny poranek

209 17 12
                                    

Jest taka mugolska piosenka, w której padają słowa: „Jak w blasku jednej nocy zaszliśmy tak daleko?"*. Wiem, bo Hermiona ciągle ją nuci, a nawet śpiewa cicho pod prysznicem, czy gdy czesze włosy (nigdy bym nie przypuszczał, że je czesze. I nie tylko rozczesuje, ale poświęca sporo czasu, by je ułożyć). Lubię się jej przypatrywać i swoją drogą, jeśli chodzi o ten wers to ma rację.

Na początku tego, co zacząłem nazywać „TĄ Nocą" byłem w parszywym nastroju. Dumbledore i McGonagall przyszli do Lochów, żeby powiedzieć mi, że chcą by Lupin wrócił do nauczania.

- Naprawdę myślę, że byłbyś doskonałym nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią, Severusie – powiedział Dumbledore. – Ale Lupin też. A ty jesteś niezastąpiony, jeśli chodzi o Eliksiry.

Jego pochlebstwa spełzły na niczym i kłóciliśmy się do późna. Nie zależało mi już tak bardzo na stanowisku nauczyciela OPCM. Nie mogę już żyć bez przebywania codziennie w pracowni eliksirów, bez warzenia, tworzenia nowych mikstur, eksperymentowania... I oczywiście bez sprawiania, że Longbottom zielenieje ze strachu, gdy zmuszam go do testowania eliksirów...

Krótko i zwięźle: protestowałem przeciw Lupinowi. Był jednym z moich najgorszych wrogów, razem z Potterem, Blackiem i żałosnym Pettigrew. Z Lupinem nigdy się nie dogadywaliśmy, nawet zanim próbował mnie zjeść. A teraz miałem warzyć dla niego co miesiąc Wywar Tojadowy, żeby mógł wrócić i dalej mnie irytować?!

Zwróciłem więc Dumbledore'owi i McGonagall uwagę, że rodzice nie pałają entuzjazmem do wilkołaków uczących ich dzieci. Oni na to zwrócili uwagę mi, że jeśli uwarzę poprawnie Wywar Tojadowy, to technicznie rzecz biorąc Lupin NIE będzie wilkołakiem. Zapytałem, czy sugerują, że to będzie moja wina, jeśli wydarzy się coś związanego z wilkołakami. Oni zapytali mnie, czy cokolwiek związanego z wilkołakami może się wydarzyć, jeśli uwarzę poprawnie Wywar Tojadowy.

Widzicie, to było oczywiste, że tak naprawdę nie przyszli pytać mnie o zgodę. Po prostu przedstawili fakty udając, że to była dyskusja. Nie mogłem się opanować, by nie pograć im na nerwach, więc kłóciłem się, choć wiedziałem, że nikomu, nawet mi! nie udało się wybić Dumbledore'owi z głowy czegoś, co już postanowił.

I w sumie dobrze się stało, że nie poddałem się zbyt szybko. Bo zanim odprowadziłem ich z Lochów na górę, Malfoy zdążył wyciąć już swój numer, a my staliśmy się jego częścią.

Ze wszystkich rzeczy, które wydarzyły się TEJ Nocy moment, gdy odzyskaliśmy wspomnienia przyćmiewa całą resztę. Gdy uświadomiłem sobie kim jestem i, co ważniejsze – kim jest dziewczyna w moich ramionach... To był szok. Pamiętam, że spojrzałem na nią i przygotowałem się na jej krzyk. Byłem absolutnie gotowy pozwolić jej uciec.

Ale z jakiegoś powodu tego nie zrobiła i nie jestem nawet w stanie pojąć, co sprawiło, że została. Pytałem ją o to już kilka razy, ale za każdym razem ucisza mnie w bardzo efektywny sposób... Ekhem...

Wiedziałem tylko to, że nie mogłem stracić tej szansy. I po tym, co się jej wyrwało (wciąż nie mogę uwierzyć, że to powiedziała!) nie mogłem pozwolić jej odejść. Więc ją zatrzymałem.

Przyglądałem się jej, próbując odgadnąć, co czuje, ale w jej oczach nie doszukałem się odrazy – co jest doprawdy niezwykłe, bo większość ludzi w kontaktach ze mną tak właśnie reaguje. I zabijcie mnie, nie wiem, które z nas zainicjowało następny pocałunek. W jednej chwili patrzyliśmy sobie w oczy, próbując ogarnąć, co się stało i jak z tego wybrnąć, a w następnej znów byliśmy w swoich ramionach.

I w jakiś sposób, w blasku jednej nocy zaszliśmy tak daleko. Hermiona ciągle śpi z głową na moim ramieniu, ale wkrótce będę musiał ją obudzić – cóż za okrucieństwo! Jeśli spóźni się choć pięć minut na lekcję, będzie mnie torturować, a w końcu zabije, a następnie tym, co ze mnie zostanie nakarmi swojego potwornego kota.

Swoja drogą nigdy bym nie przypuszczał, że ma zwierzę, które jest gorsze od najbardziej jadowitych węży, które kiedykolwiek miałem. Ten kot jest niebezpieczny i przysięgam, że mnie nienawidzi! Dobrze, przyznaję, że rozważałem myśl wepchnięcia go w coś toksycznego... albo wepchnięcia czegoś toksycznego w niego... ale wątpię, żeby odkrycie winowajcy zajęło Hermionie więcej niż chwilę. I z tego, co mi mówiła, ten kot ma nieomylny instynkt, jeśli chodzi o rozpoznawanie podejrzanych czarodziejów, więc może powinienem uznać go za żywy, chodzący Fałszoskop.

O dziwo reszta szkoły nic nie zauważyła. Nie krążą żadne plotki, nikt nie rzuca dwuznacznych uwag. Wiem, że Malfoy i jego cienie są zbyt przerażeni, żeby cokolwiek powiedzieć. Widzę, jak każdej nocy idą z Filchem i Hagridem do Zakazanego Lasu i wracają ledwo żywi. Hermionie zaczyna ich być żal - jak to ujęła, w końcu przecież wyświadczyli nam przysługę. Co moim zdaniem nie jest żadnym argumentem.

Jeśli chodzi o Pottera i Weasleya, ciężko mi powiedzieć, ale domyślam się, że są zbyt zażenowani, by rozmawiać z innymi o związku ich najlepszej przyjaciółki z najbardziej znienawidzonym nauczycielem.

Dumbledore był bardzo wyrozumiały i nawet sprawił Hermionie hogwarcki, dwukierunkowy świstoklik, żeby mogła przemieszczać się między Lochami i swoim dormitorium bez zwracania uwagi. Minerwa o nim nie wie – na szczęście, bo by odleciała. Od TAMTEJ Nocy co najmniej raz dziennie wierci mi dziurę w brzuchu, żebym był miły dla Hermiony. Odbyła nawet bardzo długą rozmowę ze swoją ulubioną Gryfonką, o której Hermiona nie chce mówić. Ilekroć ją pytam, rumieni się i zmienia temat. Myślę, że pozwolili nam na ten układ tylko dlatego, że do końca szkoły zostało raptem kilka tygodni.

Lupin zjawi się dziś – och, mój durny umysł zawsze musi znaleźć sobie jakiś temat, żeby zniszczyć wspaniały poranek! (Wspaniały poranek...? Od kiedy mój umysł łączy te dwa słowa razem?)

- Krzywisz się – rozlega się senny głos i przekrzywiwszy głowę patrzę, jak Hermiona przeciąga się i ziewa. – Która godzina?

- Nie spóźnisz się – zapewniam ją i natychmiast się rozluźnia.

- Tak się krzywiłeś i marszczyłeś brwi, że mnie tym obudziłeś.

- Możesz pospać jeszcze z godzinę – odpowiadam.

- Albo...- posyła mi niedwuznaczne spojrzenie.

- Albo... możesz wykorzystać ten czas robiąc... coś innego.

Na jej twarzy pojawia się gryfońska wersja grzesznego uśmieszku, co muszę przyznać, jest szokująco urocze. Taaak... myślę, że zdecyduje się na... coś innego. Więc w odpowiedzi posyłam jej ślizgońską wersję grzesznego uśmieszku, który zawsze przyprawia ją o dreszcze.

I nagle przychodzi mi coś do głowy. Wodząc palcem po jej ramieniu próbuję ukryć złośliwą satysfakcję w głosie:

- Myślisz... że to JA mogę oświecić Lupina?


~ Koniec ~


* Istotnie, słowa piosenki, a może raczej pieśni „Słońce i Księżyc" z musicalu „Miss Saigon", napisanego na podstawie „Madame Butterfly" Pucciniego. Doprawdy, nasz Sev robi wielkie postępy! 😉

HGSS Tabula Rasa - by Lionora - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz