Rozdział 7 - Współpraca

170 15 19
                                    

Nie wiem, w co wierzyłem zanim straciłem pamięć, ale w tej chwili modliłem się desperacko do wszystkich bogów i bóstw, które mogły mnie wysłuchać, by ten potężny, czarnowłosy profesor nie należał do mojej rodziny. Wiecie, chodzi mi o to, że już sam fakt, że "Harry Snape" woła o pomstę do nieba, kto chciałby, by jego ojcem był przerośnięty nietoperz, który klei się do dziewczyny o połowę młodszej od niego?!

Co on sobie w ogóle myślał?! Przecież uczył w tej szkole! Zastanawiałem się, czy przyglądanie się jego „pokazowi uczuć" nie spowoduje u mnie jakichś odchyleń behawioralnych, kiedy wreszcie znów będę sobą.

Na całe szczęście Ron był tego samego zdania.

- Co za obrzydliwość – szepnął do mnie, dławiąc się. – Boli na to patrzeć!

- Chodźmy lepiej stąd! – odparłem, bo mnie również zemdliło.

Wyszliśmy na korytarz, sprawdziwszy uprzednio, czy żadne opętane żądzą mordu zbroje nie czają się w pobliżu. Profesor Dumbledore i profesor McGonagall poszli w nasze ślady. To mnie trochę zdziwiło.

- Cóż, niektórzy z nas potrzebowali trochę prywatności, więc uznałem, że wyjście to dobry pomysł – wyjaśnił profesor Dumbledore.

On naprawdę patrzył na nich z wesołym błyskiem w oczach? Bo przecież nie mógł pochwalać... cóż, tego, co robili?! Coś było nie tak.

Na całe szczęście profesor McGonagall była tego samego zdania, co ja (i z tym też było coś nie tak).

- Doprawdy, Albusie uważasz, że powinniśmy tolerować takie zachowanie? – wyszeptała na tyle głośno, że wszyscy mogli to usłyszeć.

Dyrektor nie odpowiedział, tylko zwrócił się do mnie.

- Harry, tobie udało się już dziś czarować. Pamiętasz może zaklęcie? – gdy potaknąłem, zaczął dopytywać się o okoliczności i co to zaklęcie zrobiło.

- Gigantyczny mężczyzna z równie gigantycznych psem? – zapytał, gdy mu wszystko opowiedziałem. – I wiedział, jak się nazywacie?

- Wiedział nawet o mocy Harry'ego – potwierdził Ron, kiwając głową w moją stronę.

Profesor Dumbledore rozważał to przez chwilę.

- Coś mi mówi, że mamy doskonałe źródło informacji. Moglibyście odnaleźć tę chatę?

- Byłem... Jakby to... Zajęty próbą pozostania przy życiu, jak nas tam wlókł, ale sądzę, że możemy spróbować.

- Doskonale! – zawołał stary czarodziej tonem zupełnie niepasującym do starego czarodzieja.

- A jak te zbroje znów spróbują na nas napaść? – zapytała profesor McGonagall.

- Oczywiście będziemy musieli bardzo uważać, ale w przypadku kolejnego ataku powinniśmy być bezpieczni dzięki zaklęciu, które przypomniał sobie Harry.

- A... yhhhm... eeee... To znaczy... co z Nimi? – wybełkotałem z zażenowaniem, czując jak żołądek znów próbuje pozbyć się swojej zawartości, efektywnie przeszkadzając w wysłowieniu się. – Nie możemy ich przecież tam zostawić?

W oczach dyrektora znów zamigotało rozbawienie.

- Och, oni też są bezpieczni, dzięki zaklęciu panny Granger.

Tak więc znów poszliśmy w kierunku drzwi, mijając salę. Nie wiem, gdzie podziały się zbroje, bo żadnej nie zauważyliśmy. Przechodząc koło drzwi do sali dostrzegliśmy jakieś światełka. Zaintrygowały mnie, ale...

HGSS Tabula Rasa - by Lionora - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now