ROZDZIAŁ 5 - Podróż

86 8 1
                                    

LEVI

- Nie ma mowy - Louis wstał zdenerwowany z kanapy, kiedy opowiedziałem mu o mojej rozmowie z Hermanem. - Nikt cię nigdzie, nie przeniesie!

- Myślisz, że tego chcę? Nie chcę i to kurwa bardzo, ale nie mam innego wyjścia!

- Dlaczego to zrobiłeś co? Mówiłem ci, żebyś zostawił ten biznes, ale nie wielki Levi zawsze wie lepiej! - zły chodził po pomieszczeniu i wymachiwał rękami na wszystkie strony.

- Zrobiłem to, by cię ratować - oznajmiłem.

- Zrobiłeś to, bo jesteś dziwką, która nie umiała uszanować mojego zdania i nie potrafiłeś odmówić.

- Jesteś moim przyjacielem! Nie chciałem cię odwiedzać w więzieniu!

- Dałbym sobie radę!

- Dałbyś sobie radę? - powtórzyłem, niedowierzając jego słowom. - Louis twoim jedynym planem było zaćpanie się na śmierć.

- Wtedy by nikt nie ucierpiał - oznajmił i wyszedł z domu, trzaskając za sobą drzwiami.

Zdenerwowany na przyjaciela i na to, że po części miał rację, ruszyłem do pokoju, by się spakować. Przez częste przenoszenie się z miejsca na miejsce miałem naprawdę mało rzeczy dlatego spakowanie się zajęło mi nie więcej niż dziesięć minut.

Rzuciłem się z całej siły na kanapę, po czym odpaliłem papierosa. W mojej głowie cały czas krążyły słowa wypowiedziane przez Louisa. Nie byłem dumny z moich czynów, jednak czasu już nie zmienię. Często robiłem nielegalne rzeczy, jednak to, co zrobiłem by, ratować przyjaciela przed więzieniem było nielegalne wśród nielegalnych rzeczy. Do dzisiaj mi się śnią w najgorszych koszmarach te niebieskie tęczówki proszące o litość. Bezradne i bezsilne. Niewinne.

Odgoniłem uporczywe myśli i starałem się myśleć o czymkolwiek innym. Lot do Nowego Jorku miałem za kilka godzin. Zgasiłem papierosa i przymknąłem zmęczone powieki. Często człowiek zastanawia się, co by się stało, gdyby nie podjął trudnych decyzji, gdyby jednak zmienił zdanie i wybrał inną opcję. Ja wiem, że w moim przypadku nigdy nie było innej opcji. Moja droga jest jedna i prosta. Prowadzi ona prosto na samo dno piekła.

***

Pięć godzin później stałem już na lotnisku w Nowym Jorku, czekając na zamówioną przeze mnie taksówkę. Zgodnie z instrukcjami Hermana zatrzymam się u jego kumpla, nie wiedziałem kim, on jest i nie obchodziło mnie to. Ważne, by mieć kawałek podłogi do spania i starą gazetę pod głowę.

Wsiadłem do żółtego auta, po czym podałem kierowcy adres, pod który ma mnie zawieść. Kierowca przez chwile zawiesił na mnie wzrok, lustrując mnie nim. Po chwili gapienia się ruszył z miejsca w kierunku mojego nowego domu.

Od dzisiejszej kłótni w moim mieszkaniu nie widziałem Louisa. Najprawdopodobniej wyjechał z miasta na weekend, jak to ma czasem w zwyczaju, by się upić i zapomnieć o przytłaczających go problemach.

Po dziesięciu minutach dojechałem pod wskazany przeze mnie adres. Dzielnica nie należała do najbezpieczniejszych. Wszędzie walały się puste i potłuczone butelki po piwie, śmieci znajdowały się dosłownie wszędzie, a zapach unoszący się po tej ulicy przypominał mi ten w burdelu. Kamienice były całe obdrapane i w graffiti, zdecydowanie nie było to miejsce dla rodzin z dziećmi, a dla ludzi takich jak ja.

Ruszyłem w kierunku odpowiedniej klatki, nie zdziwiło mnie prawie wcale fakt, że drzwi ustąpiły, kiedy delikatnie je popchnąłem. Zamek był wyłamany i może bym się przejął tym, że istnieje duże prawdopodobieństwo na to, że ktoś mnie tu okradnie z moich ostatnich par majtek.

Zapukałem do starych, obskurnych drzwi. Stałem jak debil przez pięć minut, czekając, aż ktoś mi otworzy, jednak to nie nastąpiło, dlatego szarpnąłem za klamkę, drzwi od razu mi odpuściły. Wszedłem do ciemnego pomieszczenia, szukając po omacku jakiegoś włącznika światła. Przekroczyłem próg domu i zamknąłem za sobą drzwi, torbę z moimi rzeczami rzuciłem gdzieś w kąt i ruszyłem na eksplorację domu. Z przedpokoju przeszedłem do kuchni połączonej z salonem, kiedy nagle usłyszałem głośny kobiecy jęk i przyśpieszone oddechy.

Zaintrygowany ruszyłem w kierunku odgłosów, które zaprowadziły mnie prosto do salonu, a dokładnie do kanapy. Przed moimi oczami, odgrywał się odcinek porno na żywo, chyba jednak podoba mi się ten Nowy Jork.

Głośno chrząknąłem, zwracając wzrok pary na siebie. Popatrzyli na mnie z przerażeniem w oczach, następnie jak poparzeni zaczęli szukać swoich ubrań. Rozbawiony tą sytuacją przeszedłem do kuchni w poszukiwaniu alkoholu, który mógłbym popijać do tej komedii. Zanim się zdążyłem na śmiać do pomieszczenia, wszedł na oko trzydziestoletni mężczyzna.

- Kim ty jesteś i co robisz w moim mieszkaniu? - pytał mnie wrogo, podchodząc blisko mnie.

Śmierdziało od niego marihuaną i seksem na kilometr, miał przekrwione oczy, a brązowe włosy były roztrzepane na wszystkie strony świata.

- Mieszkam - powiedziałem spokojnie, starając się nie prychnąć.

- To ty jesteś Levi? - spytał nagle facet, niedowierzając.

- No.

- Kurwa, zapomniałem, że to dzisiaj masz przylecieć, odebrałbym cię z lotniska. Dylan - podał mi rękę, którą od razu uścisnąłem.

- Co tu się dzieje? - do pomieszczenia weszła jakaś młoda dziewczyna.

Na oko miała ona nie więcej niż szesnaście lat, była ubrana w skąpą sukienkę, która ledwo zasłaniała jej dupę.

- Nic. Na ciebie już chyba pora - odpowiedział Dylan, nawet na chwilę nie spoglądając na dziewczynę.

Wyprowadził blondynkę z mieszkania, trzaskając za nią drzwiami. Po chwili wrócił do mnie do kuchni, tym razem jednak trzymał papierosa między wargami.

- Pieprzysz małolaty. - Stwierdziłem bardziej, niż zapytałem. - Ile ona ma lat co? Szesnaście?

- Herman miał rację, kiedy mówił, że masz ciężki charakter - zaciągnął się papierosem. - Piętnaście.

- Japiedole.

Nawet ja nie robiłem takich rzeczy. Uwielbiałem dobry seks, ale nigdy w swoim życiu nie zmusiłem do tego kogoś, kto nie miał na to ochoty, a już w szczególności nie robiłem tego z dzieckiem! Byłem skurwielem, ale miałem jeszcze pozostałości jakiegokolwiek kręgosłupa moralnego.

- Ja już nie, bo ktoś mi przeszkodził. Na końcu korytarza po lewej stronie jest twój pokój. - Wskazał palcem drzwi. - Rozgość się.

- Dzięki - rzuciłem.

Chwyciłem moją torbę z rzeczami i ruszyłem do pokoju. Wygląd pomieszczenia wcale mnie nie zaszokował, stare i zniszczone deski podłogowe, ściany wyglądające jakby nigdy nie widziały farby tak jak całe to mieszkanie. Na środku pokoju stało stare metalowe podwójne łóżko, a naprzeciwko niego szafa. Na ścianie, naprzeciwko drzwi znajdowało się okno, z którego rozchodził się widok na opuszczoną dzielnicę. Za oknem znajdowały się stare metalowe schody pożarowe. Całkiem tu przyjemnie.

Nagle do pokoju wszedł Dylan, uśmiechając się do mnie chytrze.

- Idziemy dzisiaj na imprezę - oznajmił nagle.

- Dobra.

- Dobra?

- Głuchy jesteś? Pójdę z tobą na imprezę, a teraz daj mi się przespać - oznajmiłem chłodno. - Jestem po długim locie i naprawdę nie chcę mi się z tobą rozmawiać.

- Herman będzie wisiał mi naprawdę dużą przysługę, za użeranie się z tobą - parsknął pod nosem, zamykając za sobą drzwi.

Kiedy moja głowa dotknęła starej stęchłej lekko zatęchłej, odpłynąłem. Pierwszy raz od dawna zasnąłem od razu bez żadnego problemu.

AMAVI EAMWhere stories live. Discover now