ROZDZIAŁ 8 - Tik, tak

33 3 1
                                    

SABRINA

Wszystkie decyzje, które podjęłam w życiu sprowadziły mnie do tego miejsca, w którym aktualnie się znajduję. Gdybym w czwartej klasie nie zdecydowała, że zamiast lalki barbie, chcę koronę księżniczki na urodziny, pewnie nigdy bym nie była taka żądna władzy i kontroli. Gdybym nie przeżyła swojego pierwszego razu z osobą, której wcale nie lubiłam może nie traktowałabym seksu jako rozrywki. Czasem mnie to fascynuje, a czasem przeraża. Gdybym podjęła inną decyzję mogłoby mnie w tym miejscu nie być. Ciekawiło mnie co by było gdybym, zrobiła coś inaczej. Byłabym szczęśliwa? A może jeszcze bardziej bym nienawidziła siebie i życia? Niestety nigdy nie poznam odpowiedzi na to pytanie.

Lista rzeczy, których żałuje w życiu jest długa. Zaczyna się od przyłapania ojca na zdradzie matki, a kończy się na zostaniu dziewczyną Londona. Muszę przyznać, że chłopak potraktował ten związek, serio na poważnie. Starał się, codziennie odwoził mnie do szkoły i przynosił mi kwiaty. Zasypywał mnie czułymi słówkami i pisał urocze wiadomości. Momentami chciałam sobie wydłubać oczy i obciąć język. Przysięgam. Od nadmiaru słodkości jaką mnie ten chłopak zasypywał srałam tęczą. Nie lubię, kiedy ktoś daje mi maximum swojej uwagi, bo doskonale wiem, że ja sama nie mogę mu jej dać.

Od ostatniego tygodnia London ciśnie mnie i prosi bo chcę poznać moich rodziców. Szkoda, że tak naprawdę gówno ich obchodzi to kim jest London. Nie jestem pewna, czy oni w ogóle wiedzą, że się spotykamy. Cały czas zbywam chłopaka, mówiąc mu, że wkrótce ich pozna. Szkoda, że ja musiałam czekać na to dziewięć miesięcy, a on nie potrafi nawet tygodnia wytrzymać.

Z okazji naszej "tygodnicy" - myślałam, że dziewczyny w związkach mają fioła na punkcie każdej możliwej rocznicy, tygodnicy i miesięcznicy. Cóż grubo się jednak myliłam. - London zabrał nas do eleganckiej włoskiej restauracji. Picie tutaj kosztowało tyle ile ja zarabiam w klubie Dylana przez cały dzień. Sama Maggie wspominała mi kilka razy, że chłopak jest bogaty, ale nie spodziewałam się, że aż tak.

London powiadomił mnie o randce dokładnie wczoraj, więc miałam zasadniczo bardzo mało czasu na wykombinowanie sobie jakiejś eleganckiej sukienki. Zdecydowanie moja szafa nie nadawała się do tego zadania. Na całe moje szczęście z pomocą przyszła mi Maggie, której garderoba jest większa niż nie jednej Kardashianki. Oczywiście nie odbyło się bez pytań: Dlaczego z nim nie zerwiesz? Po się tak męczysz? Serio się zakochałaś w nim?

Nie. Nie. Nie.

Sama nie wiem, po co nadal z nim jestem. Może dlatego, że chociaż w małym procencie zależy mi na chłopaku. Zawsze był przy mnie i kręcił się obok jak natrętna mucha. Podobało mi się to. Czułam zmieszanie, kiedy dotarło do mnie, że to mogłoby się zmienić, a London z przyjaciela stałby się wrogiem.

- Mogę przyjąć zamówienie? - zapytał kelner, podchodząc do naszego stolika.

- Ja poproszę tagliata di manzo - powiedział z włoskim akcentem. - A do picia, białe wino.

- Co dla pani? - zwrócił się w moją stronę, zapisując coś w notatniku.

- Poproszę carbonarę - bo tylko na to mnie stać, pośród tych chorych cen - i wodę.

Kelner popatrzył na mnie z politowaniem i nic nie mówiąc odszedł do innego stolika.

W duchu błagałam by spadła na nas nagle kometa, lub coś innego byle by tylko zakończyć tą randkę. Jak na zawołanie, ekran mojego telefonu się rozświetlił ukazując zdjęcie Maggie.

- Przepraszam, muszę odebrać - powiedziałam do Londona i biegiem ruszyłam na dwór.

Nacisnęłam zieloną słuchawkę i pierwsze co usłyszałam to odgłosy głośnej muzyki. To oznacza tylko jedno, że przyjaciółka była w klubie.

- Sabrina, jesteś tam? - odezwała się po krótkiej chwili.

- Jestem, wyciągnęłaś mnie właśnie z niezręcznej randki. O co chodzi?

Głośno westchnęła. Nie odzywała się przez chwilę, oznaczało to, że nie ma zbyt dobrych wiadomości.

- Maggie co się stało? - byłam coraz bardziej zestresowana.

- Co? A tak, już mówię. Musiałam tylko pójść w cichsze miejsce. - Faktycznie, muzyka w tle nie była już taka głośna jak przed chwilą. - Dylan się bardzo na ciebie wkurwił. - Zaczęła. - Chcę cię wywalić z pracy.

- Co! - krzyknęłam, zapominając, że znajdowałam się w miejscu publicznym. - Przepraszam - wyszeptałam, oddalając się od restauracji. - Co? - powtórzyłam ciszej do telefonu.

- Tja. Taka sama była moja reakcja. Wspominał coś o selekcji pracowników i o tym, że chciałby by ten klub był bardziej... prestiżowy. Mówił, że ostatnio bierzesz za mało zleceń i że jego zdaniem już się skończyłaś. Nie masz już niczego do zaoferowania.

Prychnęłam. Nie wierzę, że on naprawdę to powiedział.

- Zaraz będę - rzuciłam, po czym się rozłączyłam.

Szybko zadzwoniłam po taksówkę i ruszyłam z powrotem do restauracji. Zobaczyłam, że nasze jedzenie zdążyło już przyjść. Chłopak siedział z nienaruszoną porcją i patrzył na mnie  wyczekująco. Zrobiło mi się trochę głupio. Ale tylko trochę.

- Bardzo cię przepraszam London, ale dzwoniła Maggie. Mówi, że uciekł jej kot i potrzebuję mojej pomocy. Muszę lecieć.

Nie dałam mi nawet chwili na odpowiedź. Szybko zebrałam swoje rzeczy i wsiadłam do taksówki, która już na mnie czekała. Wymówka z kotem wcale nie była kłamstwem. Maggie naprawdę miała kota, który w młodości lubił uciekać. Teraz ma jakieś dziesięć lat i niezbyt mu się chce szaleć. Na to już niestety nic nie poradzę.

Pod klub dojechałam po dwudziestu minutach. Weszłam do szatni dla pracowników i przebrałam się w krótką czarną spódniczkę, oraz czarny koronkowy top. Włosy rozpuściłam, a na nogi założyłam wysokie szpilki. Całość uzupełniłam krwisto czerwoną szminką. Idealną pod kolor włosów.

Kiedy wyszłam z zaplecza dopadła mnie głośna muzyka i zapach mocnego alkoholu. Skierowałam się w stronę baru, cały czas uważnie rozglądając się z Maggie, jednak nigdzie jej nie zauważyłam. Przy barze zastałam Noel, uroczą mulatkę o najpromienniejszym uśmiechu jakim zostałam w życiu obdarowana.

- Hej Noel, nie widziałaś może nigdzie Maggie? - zapytałam dziewczyny, podchodząc do baru i opierając się przedramionami o ladę, gdzie stały przeróżne napoje klientów.

- Hej Sabrina! Ostatnio rzuciła mi się w oczy, jak rozmawiała z jakimś mężczyzną. Było to może dwadzieścia minut temu, więc wiesz jak to jest. Pewnie zaraz powinna gdzieś się tu zjawić.

Pokiwałam powoli głową.

- W takim razie wiesz gdzie jest Dylan?

- Dylan? Na litość boską, po co ci ten człowiek - chwyciła za szmatkę i zaczęła przecierać blat. - Ale z tego co wiem wchodził właśnie do pokoju dla vipów, w towarzystwie jakiegoś mężczyzny. Podobno to ten sławny chłopak z Miami, co wygrał ostatni wyścig. Wiele dziewczyn stąd chciało się nim zabawić i go osaczały, dlatego tam wyszli. Prosił by nikt im nie przeszkadzał.

Przeklęłam w myślach. To znaczy, że nie zostało mi nic oprócz dobrej zabawy bo z tego co wygląda tego wieczoru nie mam jakiejkolwiek szansy na rozmowę z Dylanem, a po Maggie nie ma nigdzie śladu więc... Pora wziąć się do pracy.

- Dobra. Dzięki Noel, do zobaczenia. - Powiedziałam, odbijając się od lady.

Podążyłam w kierunku parkietu. Tu zawsze kręciło się sporo ludzi, nie trudno było tu kogoś poznać, z kim zaraz można byłoby udać się w ustronne miejsce. Zaczęłam tańczyć w rytm puszczanej w klubie muzyki. Czułam spojrzenie wielu mężczyzn na sobie, wiedziałam, że rozbierali mnie wzrokiem. Na przekór im zaczęłam, poruszać jeszcze bardziej biodrami. W pewnym momencie tak się wczułam, że zaczęłam ignorować świat mnie otaczający.

Z transu wyrwał mnie wręcz palący wzrok, kogoś w tłumie. Przystanęłam nagle w miejscu rozglądając się dokoła. Byłam przyzwyczajona do rozbierania, a nawet pożerania mnie wzrokiem. Teraz jednak było inaczej. Szukałam w tłumie, tej jednej konkretnej osoby.
Nagle natrafiłam spojrzeniem na pewnego chłopaka. Wydawał się bardzo znajomy, podświadomość krzyczała mi, że już kiedyś go widziałam. Nie mogłam sobie jednak przypomnieć gdzie.

W pewnym momencie straciłam równowagę. Moja twarz zaliczyła bliskie spotkanie z zimną i twardą posadzką w klubie. Mimo tego, że klub jest codziennie sprzątany, podłoga kleiła się od wylanych napojów.

- Wszystko dobrze? - Zapytał mój nieznajomy.

Nie odpowiedziałam mu. Nie potrafiłam. Nagle mój język całkowicie zesztywniał, a kończyny odmówiły posłuszeństwa. Moje spojrzenie utkwiło całkowicie w nieznajomym. Mężczyzna widząc, że najwidoczniej nie mam zamiaru mu odpowiadać, włożył jedną rękę pod moje nogi, a drogą pod ramiona. Przeniósł mnie niczym pannę młodą przez cały klub prosto do jednego z pokoi. Zdecydowanie dla kogoś z mogło to wyglądać dwuznacznie. Szlag. Co ja właściwie robię?

Facet położył moje ciało na łóżku i nawet na mnie nie spoglądając wyszedł, zamykając za sobą drzwi, a ja byłam w jeszcze większym osłupieniu. Nie wiem ile czasu wpatrywałam się w ciężkie, ciemne drewniane drzwi. W pewnym momencie się otworzyły wyrywając mnie z letargu. Mimowolnie się spięłam, kiedy do pomieszczenia wszedł ten sam mężczyzna, który przed chwilą mnie tutaj przyniósł. Jeszcze bardziej zdziwił mnie fakt, że trzymał w rękach szmatkę.

- Przyłóż sobie - wystawił w moim kierunku lód. - Jutro możesz mieć niezłego siniaka.

- Dzięki - odezwałam się cicho.

Przyłożyłam okład do bolącego biodra, na które upadłam. Chłopak usiadł na łóżku obok mnie i głośno westchnął. Wypalał swoim spojrzeniem we mnie dziurę, a najdziwniejsze w tym jest to, że mi się to podobało.

Co ja zresztą wygaduję? Nie, zdecydowanie jestem pijana. Tak, to właśnie to. Wszystko wina wypitego przez mnie wcześniej alkoholu. To przez niego tak przesadnie reaguje, tak. I to także przez niego żar pokrywa moje poliki.

- Jak masz na imię - pyta ponownie nieznajomy.

- Po co chcesz to wiedzieć - pytam, podejmując z nim dyskusję, czego żałuję od razu.
W oczach chłopaka miga pewien błysk.

- Lubię najpierw dowiedzieć się czegoś o mojej ofiarze, zanim ją zabije, a głowę powieszę nad kominkiem.

- Uroczo - komentuje. - Cinthia - kłamię gładko.

Chłopak parska śmiechem. Powoduje to dziwny ścisk w moim żołądku.

- Mama nigdy cię nie nauczyła, że nie ładnie tak kłamać, Sabrino.

Poczułam jak oblewa mnie fala gorąca. Ten facet to naprawdę psychol, który najwidoczniej ma jakąś obsesję na moim punkcie. Skąd on zna moje imię? Jasne, pracuję tu, więc raczej łatwo się tego dowiedzieć, jednak za wiele jest tutaj zbiegów okoliczności. Albo to ja już wariuje? W tym momencie sama nic już nie wiem.

- Nie bój się. Nie jestem dziwnym psycholem.

- To w takim razie skąd wiesz jak się nazywam?

- Nie wiedziałem - wzrusza ramionami. - Strzelałem - przysunął się bliżej, a do moich nozdrzy dotarł zapach gorzkiej czekolady. - Jak widać miałem jebanego farta - wyszeptał wprost do mojego ucha.

Moje spojrzenie mimowolnie padło na jego usta. Były duże i czerwone. Desperacko zapragnęłam je pocałować. Dlatego też przysunęłam się bliżej faceta, jednak ten mnie powstrzymał kładąc, wielką, ciepłą rękę na moim kolanie. Czułam mrowienie w tamtym miejscu.

- Ile masz lat? - zapytał, co totalnie mnie wybiło z transu.

Lat?

- Po co ci to? Nigdy nikogo to nie...

- Ile masz lat? - powtórzył tym razem, bardziej dobitnie.

- Szesnaście. - wynałam.

Nie rozumiałam po co mu była ta informacja. Facet cicho przytaknął po czym odsunął się ode mnie, zabierając swoją rękę i odszedł na drugi koniec pomieszczenia. Nagle poczułam dziwny chłód w miejscu gdzie znajdowała się jego dłoń.

- Zbieraj się - oznajmił po czasie - zawiozę cię do domu.

- O co ci chodzi co? - wkurzyłam się. Jeśli ten typ myśli, że może mi rozkazywać to grubo się myli. - Nie jestem potulnym barankiem i nie wykonuję cudzych rozkazów.

- Zadziorna i wygadana. Lubię cię, Sabrino.

Prychnęłam.

- Nie licz na to samo. Nie wiem nawet jak masz na imię, nie mam pojęcia kim jesteś. Sądzisz, że od tak wsiąde z tobą do jednego auta i podam mój adres? Jeśli tak to grubo się mylisz.

- O to właśnie w tym chodzi - postawił nieduży krok w moim kierunku. - Nie jestem głupi, na pierwszy rzut oka widać, że nie jesteś taka jak wszystkie. Patrzysz się na innych z wyższością, jesteś pewna siebie i lubisz adrenalinę - kolejny krok w moją stronę. - Chcesz wiedzieć skąd to wszystko wiem? Z twoich oczu, są one jak otwarta księga. Nawet jeśli twoje usta byłyby w stanie wypowiedzieć najgorsze kłamstwa, to oczy i tak wyznają prawdę.

- Nie masz pojęcia o czym mówisz. Nie znasz mnie!

Cicho parsknął.

- Masz rację nie znam i nic nie wiem. Myślę tylko, że kiedyś przypomnisz sobie moje słowa.

Stało się to szybciej, niż oboje zakładali...

- Czekam na parkingu przed klubem przez pięć minut. Do ciebie należy decyzja, czy zaryzykujesz i zechcesz się przekonać do czego cię to zaprowadzi. Czas tika tik, tak. - Powiedział, a następnie wyszedł z pomieszczenia.

Zostałam sama w środku pokoju, z jeszcze większym mętlikiem głowie. Cały czas słyszałam tylko jedno zdanie.

Czas tika tik, tak.

Wtedy jeszcze Sabrina nie była świadoma, że konsekwencję tej decyzji przyniosą niszczące rezultaty w przyszłości.

----

Dawno nic nie wstawiałam ale już wracam! Mam nadzieję, że nie jesteście zawiedzeni pierwszym spotkaniem Leviego i Sabriny.

Dajcie koniecznie znać jakie macie odczucia po rozdziale.

Do następnego!

AMAVI EAMWhere stories live. Discover now