Rozdział dwudziesty ósmy

1.7K 324 17
                                    


Rebel

Odważyłam się zejść na dół dopiero następnego dnia. Byłam głodna. Co prawda liczyłam, że w jadalni nikogo już nie będzie, ale oczywiście byli, kurwa, wszyscy. Niemal zachłysnęłam się powietrzem, widząc każdego z braci Blakemore. W takim składzie widziałam ich tylko raz. Nawet dziewczyny w klubie, które na ogół uwielbiały dostarczać im alkohol oddzielnie, wtedy bały się nawet podjeść. Zdecydowanie bracia Blakemore razem tworzyli wyjątkowo silną armię. Tę siłę było po prostu czuć. Zdawała się być niemal namacalna.

– Jesteś – odezwał się Seth, a jego głos był boleśnie obojętny.

Od kiedy zaczęło mi zależeć na tym, co o mnie myśli? Jak mogłam do tego dopuścić?

– Podjedź, skarbie. – Obok mnie pojawił się Richie. Położył dłoń u dołu moich pleców i zaprowadził na wolne miejsce. – Zjedz coś i uracz nas swoją obecnością.

Wolne żarty... Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę z obecności jego dziewczyny. Nadia Petrova... Była niesamowicie piękna. W jej oczach tańczyła śmierć. Cóż, zawsze mówiono tak o Richie'm, to była również prawda. Pasowali do siebie.

– A więc program ochrony księżniczek – zadrwiła kobieta, przechylając głowę w bok.

– Nadia – wyszeptał Richie, tonem raczej rozbawionym, niż przywołującym do porządku.

– Spokojnie – odparła ze śmiechem. – Wiesz, że lubię takie zadania. – Spojrzała na mnie, przez co musiałam walczyć, by uciec wzrokiem. – Takie ślicznotki zawsze są na celowniku zboczeńców.

– Czy możemy zająć się konkretami? – Uwagę wszystkich przeciągnął najstarszy z braci. – Chciałbym jak najszybciej wrócić do swoich obowiązków.

– Myślę, że z tym możemy poczekać przynajmniej do końca śniadania – skomentował Alexander.

Robiło się wesoło...

Już nie byłam głodna. Jedynie przerażona.

Każdy udawał, że zajmuje się posiłkiem, ale miałam wrażenie, że wszyscy skupiali się na mnie. Oceniali mnie lub zastanawiali się, dlaczego mają mi pomagać. Choć chyba nie do końca chodziło o pomoc dla mnie. Mimo słów Nadii wiedziałam, że sprawa jest poważniejsza. Moje życie nie było tak istotne. Życie wielu kobiet również. Chodziło tylko o całokształt rodziny Blakemore. Niedościgniony seryjny morderca psuł ich wizerunek w oczach wielu ludzi. Właśnie dlatego pojawili się wszyscy.

Nie więcej niż pół godziny później wszyscy przeszli do salonu. Nie do końca wiedziałam, czy ja także powinnam to zrobić, więc po prostu stanęłam w jadalni i patrzyłam, jak każdy opuszcza pomieszczenie. Seth też stał. U szczytu stołu, w skupieniu przyglądał się mojej twarzy. Stałam do niego bokiem, a i tak czułam te palące spojrzenie

– Chodźmy – rzucił od niechcenia i ruszył za resztą.

– Seth? – wypaliłam, nim to przemyślałam.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie przez ramię.

– Tak?

– Nie chciałam, żeby to tak wyglądało... ja...

– Nie mam na to czasu, Rebel. Nie obchodzi mnie, co chciałaś. Nie wiedziałaś, że spotykasz się z policjantem, który próbuje mnie wrobić w morderstwa? Wierzę. Naprawdę ci wierzę, ale wiesz co? Niewiele to zmienia. Bo twoja pewność w stosunku do niego mi nie wystarcza. Poza tym wiedziałaś, że spotykasz się z policjantem i nie powiedziałaś mi o tym. – Nagle odwrócił się i podszedł do mnie szybkim krokiem, stając tuż przede mną. – Kurwa, Rebel, pieprzyliśmy się tutaj, a niedługo później nakryłem cię na randce z nim – dodał półszeptem i kiedy już otworzyłam usta, by przynajmniej spróbować się wytłumaczyć, on wszedł mi w słowo. – Nie. Nie mów nic, dopóki tego nie przemyślisz. A kiedy już przemyślisz, zastanów się, czy chcesz to powiedzieć. – Odszedł o krok, a w jego spojrzeniu coś się zmieniło. Nie było już takie ostre. – Chodźmy, czekają na nas.

Puścił mnie przodem, a ja niechętnie ruszyłam w kierunku wyjścia. W salonie wszyscy prowadzili już żywą rozmowę. Angelo, Jacob, Vincent i Richie stali nad mapą miasta, rozłożona na stoliku. Pozostali znajdowali się obok, próbując rozszyfrować kolejne kroki mordercy.

– On chce jej. – Richie wskazał na mnie palcem. – Więc mu ją podajmy.

Odruchowo cofnęłam się i uderzyłam o ciało Setha, który zaskoczył mnie, kładąc dłonie na moich ramionach.

– O czym ty mówisz? – zapytał brata niskim tonem.

– Skoro wszystko kręci się wokół Rebel, będzie idealną przynętą – wyjaśniła znudzona Nadia. – Spokojnie, nic jej nie grozi. Z taką obstawą jeden seryjny morderca sobie nie poradzi.

– Chyba że przewidzi nasz ruch. Zjazd całej rodziny nie przeszedł bez echa – wycedził Seth.

– Dlatego też dajmy mu powody, by myślał, że twoja dziewczynka nie jest już pod naszą ochroną – wtrącił dumnie Richie, który najwidoczniej miał plan. – Lub pozwólmy mu myśleć, że nasza ochrona ma luki, które łatwo ominie.

– Nie wiemy, jak daleko sięga jego wiedza na nasz temat – głos zabrał Alex. – Możemy spędzić kolejne dni, a może nawet tygodnie na poznaniu naszego wroga. Ale Nadia ma rację. On jest jeden. My tworzymy armię.

– Ale wciąż jest ryzyko – Seth nie brzmiał na przekonanego.

– To nic – odezwałam się niepewnie. – Nie możemy czekać, aż zabije kogoś jeszcze. Poprzednim razem bez trudu odebrał życie trzem dziewczynom. Co zrobi teraz? W każdej chwili może zaatakować.

– A może jednak nie księżniczka – skomentowała zamyślona Nadia, po czym klasnęła głośno w dłonie. – Dobrze, nie ma czasu! Ustalmy jakiś plan.

Nie uczestniczyłam w ich rozmowach. Szczerzę mówiąc, z trudnością ich słuchałam. Pomysłów mieli wiele, każdy inne, a większość z nich nie mieściła się w mojej głowie. Postanowiłam więc poczekać, aż ustalą jedną wersję i dostosować się do tego, co każą mi robić. Tak było najprościej. Poza tym chciałam mieć to już za sobą. Co chwilę łapałam się na tym, że bardziej skupiałam się na problemie z Seth'em, niż tym, że poluje na mnie morderca. Ale ten mężczyzna... On ciągle na mnie patrzył! A gdy odwracał wzrok czułam pustkę! Nie rozumiałam swoich myśli, własnego ciała... Przecież byłam przekonana, że ten jeden raz niczego nie zmienił. A jednak zmienił wiele. Musiałam po prostu to zrozumieć i zastanowić się, co zrobić dalej.

Siedziałam na fotelu, znudzona trzema godzinami słuchania krzyków rodzeństwa, gdy odezwał się mój telefon. Dźwięk był na tyle cichy, że usłyszałam go tylko ja, ale wystarczyło, że sięgnęłam po komórkę i tym ruchem zwróciłam na siebie uwagę Seth'a. Odblokowałam ekran, zobaczyłam wiadomość od Brad,'a i odczytałam ją szybko. Chciał się spotkać. Uniosłam wzrok i zobaczyłam, jak Seth przeszywa mnie wzrokiem. Jakby doskonale wiedział, kto do mnie napisał i czego chciał.

– Musi wyjść. Bez ochrony. – Usłyszałam głos Vincenta.

– Wyjdę więc – odezwałam się i wstałam z miejsca. – Gdzie?

– Chyba już wiesz – rzucił wściekły Seth. – Wiesz, co masz robić.

– Wiem – odparłam cicho.

– Ale ja nie wiem – wtrącił Richie. – Poza tym samo wyjście jest dopiero pierwszym etapem. Skupmy się, omówmy wszystko i jeśli dobrze pójdzie, dziś będziemy mieć to za sobą.

– Dziś? – zapytał Vincent. – Jesteś cholernym optymistą.

– Ktoś musi, bracie. Poza tym mam naprawdę dobry plan. Potrzebuję tylko wiedzieć, gdzie Rebel ma zamiar wyjść.

– Będzie przy głównym wejściu do parku – powiedział Seth.

– Czemu właśnie tam?

– Ma randkę.

Po tych słowach po prostu poszedł, a ja zostałam z resztą. Wszyscy parzyli na mnie, oczekując wyjaśnień, jednak ja byłam w stanie jedynie stać z otwartą buzią i powtarzać w myślach: „nie wierzę, że to powiedział"

Blakemore Family. Tom 6. SethOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz