Rozdział II

274 31 24
                                    




Powoli otwarłam oczy, czując promieniujący od głowy po kręgosłup ból. Obraz w pierwszej chwili był zamazany, ale gdy odzyskałam ostrość dostrzegłam, że byłam w jakimś pokoju. Duże łoże i wysoka, drewniana szafa znajdowały się po mojej lewej stronie, naprzeciwko widziałam drzwi, a po prawej stół i kilka krzeseł. Na jednym z nich siedział mężczyzna, którego śledziłam. Obierał jabłko nad koszem na śmieci, a tuż obok niego na stole leżały dwie katany.

Spojrzałam na siebie. Byłam ciasno przywiązana do krzesła. Liny oplatały moją talię i nadgarstki na tyle skutecznie, że nie mogłam nawet drgnąć. W duchu dziękowałam sobie, że nie widział mojej twarzy. Czułam się upokorzona, ale jeszcze bardziej byłam wściekła. Byłam pewna, że jedyne co było w stanie ukoić moje emocje, to zemsta.

– Jak się spało? – spytał wkładając do ust kawałek jabłka.

Nie miałam zamiaru mu odpowiadać. Uważnie go obserwowałam analizując w głowie każdy możliwy sposób ucieczki z tej niewygodnej sytuacji.

– Muszę przyznać, że trudno było cię znaleźć, ale w końcu się udało. Szef będzie zachwycony – rzucił dumnie wypinając pierś do przodu i uśmiechając się głupkowato. Resztki zgryzionego jabłka omal wyleciały mu z ust.

Moje upokorzenie jedynie się wzmogło na myśl, że dałam się złapać takiemu pajacowi.

Skoro miał szefa, to oznaczało, że złapał mnie na jego zlecenie. Zawsze starałam się działać cicho i niezauważalnie, a wszelkich wrogów usuwać, nim oni usuną mnie. Próbowałam znaleźć jakąś lukę, przeanalizować ostatnie dni, a nawet tygodnie i dostrzec, gdzie popełniłam błąd, ale nic nie przychodziło mi na myśl. Przecież byłam doskonała, jakim cudem dałam się złapać? 

– Jak masz na imię, niebieskooka? – nie odrywałam od niego wzroku, ale też nie zamierzałam z nim rozmawiać. – Muszę przyznać, że kiedy w milczeniu wpatruje się we mnie twarz demona odczuwam lekki niepokój. No dobra, trzeba to ściągnąć – rzucił otrzepując dłonie nad koszem na śmieci.

Wstał z krzesła i ruszył w moją stronę. Chwycił za maskę i pociągnął, ale ta ani drgnęła. Pochylił się, aby przyjrzeć się w jaki sposób jest przymocowana. Nasze głowy były teraz na tej samej wysokości, gdy zrozumiał, że nie trzyma jej żadna gumka czy taśma. Uniósł z zaciekawieniem jedną brew, a wtedy z całej siły uderzyłam go w głowę. Ostry róg maski wbił mu się prosto w oko, z które po chwili wypłynęła gęsta krew. Ryknął tak głośno, że niemal eksplodowały mi bębenki w uszach.

– Ty cholerna... – warknął chwytając mnie za szyję.

– Ładnie ci w czerwonym – zadrwiłam – chcesz drugie do pary?

Jego twarz pobielała z wściekłości. Pchnął mnie z całej siły, aż zatrzymałam się na ścianie i uderzając przy tym głową. Syknęłam cicho próbując złapać oddech. Bolało mnie już całe ciało. Wtedy po raz pierwszy zrozumiałam, że jeśli chcę przetrwać, muszę być grzeczna.

– Jeśli nie jesteś tą, którą szukam, gołymi rękami wyrwę ci trzewia! – zagroził chowając skaleczone oko w dłoni. Przyjrzał mi się uważnie zdrowym okiem i dodał: – smakujesz strachem, niebieskooka – zadrwił. – Lepiej nie próbuj takich sztuczek przy nim, bo ostatnie chwile życia będą twoimi najgorszymi.

Chwycił pierwszą lepszą szmatę, którą miał pod ręką i usiadł na sowim miejscu, tamując krwotok. Byłam lekko zaskoczona. Prawdopodobnie właśnie stracił wzrok na jedno oko, którego nie odzyska do końca życia. Jednak nie wydawał się tym szczególnie przejmować. Już kiedyś też tak zrobiłam. Drań darł się w niebogłosy nie z bólu, a z przerażenia, że go oślepiłam.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM IWhere stories live. Discover now