Rozdział XIV

187 25 35
                                    


Delikatna tkanina z największą czułością otulała moje ciało, dzięki czemu zapadłam w sen tak szybko, jak za skinieniem magicznej różdżki. Luksus, którego po raz pierwszy w życiu skosztowałam, napawał mnie spokojem. Zasnęłam, nie martwiąc się, czy jutro będę głodna ani czy w nocy nie zmarznę. Pogrążyłam się w błogim śnie, rozkoszując ciepłem czystego łoża i absolutną ciszą, otaczającą mnie z każdej strony. Nie przejmowałam się umową z mężczyzną, którego planowałam zabić, dopóki nie okazał się królem bogatego królestwa. Nie przejmowałam się losem najdroższej mi przyjaciółki ani oceniającym i gniewnym spojrzeniem ukochanego. Otaczał mnie błogi spokój, któremu byłam gotowa oddać całą siebie, aby już nigdy się nie smucić, nie musieć walczyć i nie odbierać życia. Nagle, pośród kojącej ciszy, rozległa się melodia tak piękna, że moje ciało zapragnęło jeszcze głębiej zanurzyć się we śnie. Zaś moja dusza na dźwięk fortepianu w jednej chwili zalała się silnymi emocjami, które za wszelką cenę próbowały mnie rozbudzić.

Otwarłam oczy i w bezruchu się wsłuchiwałam. Jednak, gdy tylko się wyprostowałam, materac pod ciężarem mojego ciała zaskrzypiał, a muzyka ucichła. Jeszcze przez chwilę moja podświadomość próbowała mi coś powiedzieć, buszując po najgłębszych zakamarkach moich wspomnień, ale w końcu odpuściła. Nic sobie nie przypomniałam i nie rozumiałam, dlaczego miałabym cokolwiek pamiętać. Przecież nigdy wcześniej nie słyszałam tej melodii ani nigdy wcześniej nie byłam w tym miejscu.

Kładąc się na poduszce próbowałam w pamięci odtworzyć usłyszaną melodię i nie wiedząc, kiedy, znów pogrążyłam się we śnie. Tym razem spałam do samego rana, póki nie rozległo się głośne pukanie do drzwi.

Ledwo otworzyłam oczy, a w mojej komnacie stało już pięć kobiet. Wszystkie pochylały nisko głowy. Tylko jedna, której strój wyraźnie różnił się od pozostałych, wpatrywała się we mnie wyczekująco. Wydawała się mieć około czterdziestu lat, gdzie reszta służących była prawdopodobnie w moim wieku. Wszystkie miały włosy związane w idealnego, ciasnego koka.

– Dzień dobry, panienko Rose – odezwała się najstarsza z nich. – Przyniosłyśmy stroje ćwiczebne, które jego wysokość życzy sobie, abyś nosiła w czasie treningów. Czy mamy przygotować kąpiel?

– Nie trzeba.

– W takim razie proszę się przebrać. Poczekamy na zewnątrz, żeby zaprowadzić panienkę do jadalni.

Kobieta delikatnie się ukłoniła, po czym wszystkie wyszły, zostawiając ubrania skrupulatnie ułożone na stole.

Z trudem zeszłam z łóżka. Miałam ochotę zostać w nim na zawsze albo chociaż na jeden dzień. Przez całe moje życie nigdy tak dobrze nie spałam.

Obok ubrań leżała moja skórzana torba. Zerknęłam do środka, aby upewnić się, czy wszystko było na miejscu. Odetchnęłam z ulgą na widok złota wypełniającego torbę po same brzegi. Była tam również czarna maska, z którą nigdy się nie rozstawałam. Postanowiłam, że schowam torbę w garderobie, gdzieś za ubraniami, aby nie rzucała się zbytnio w oczy. Następnie zrzuciłam z siebie delikatną koszulę i wskoczyłam w pierwszy lepszy strój zostawiony przez służbę.

Spodnie i bluzka były obcisłe, ale ku mojemu zdziwieniu, niebywale elastyczne i wygodne. Z ciekawości przykucnęłam, prostując na przemian nogi. Pokiwałam głową z wyraźnym uznaniem, bo materiał stroju był doskonały.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM IWhere stories live. Discover now