Rozdział XII

173 26 8
                                    


Askarion, 1441 r.

Gdy statek przycumował do portu, a my zeszliśmy na ląd, poczułam na skórze rześkie i cieple powietrze, wypełnione delikatnymi zapachami zupełnie obcych mi roślin i różnorodnych kwiatów. Jeden z nich czułam wyjątkowo dobrze. Lawenda.

Z zapartym tchem wpatrywałam się w przepiękne królestwo położone na klifie, gdzie na jego najwyższym wzniesieniu znajdował się przepiękny pałac. Budowla była o wiele potężniejsza niż zamek w zaśnieżonej Felirei. Jednak to, co zwróciło moją uwagę to biel. Felirea była królestwem przykrytym białą pierzyną śniegu, zaś Askarion tworzyły białe budowle. Bujna i kwitnąca roślinność otaczała każdy budynek. Kolorowe kwiaty tworzyły przeróżne wzory, a zielone korony drzew były idealnie przystrzyżone.

Przed moimi oczami ukazały się dwa, białe powozy na cieniutkich złotych kołach zaprzęgnięte w trzy pary, równie białych koni. W świetle słońca, kwiatowe wzory w kolorze lawendy na drzwiach powozów niemal się mieniły. Członkowie załogi znosili bagaże Kathariny i układali w odpowiednim miejscu, a my czekaliśmy aż skończą, gdy nagle przed nami pojawił się Kastiel. Wyglądał tak, jakby przez ostatnie dwa tygodnie w ogóle nie walczył z chorobą morską. Żadnych oznak zmęczenia ani podkrążonych oczu. Ze splecionymi na piersiach rękami wpatrywał się uważnie w Katharinę.

– W końcu mam okazję z tobą porozmawiać. – Prawy kącik ust nieco się uniósł, choć w jego spojrzeniu nie dostrzegałam ani cienia rozbawienia. – Wybacz, że nie uczyniłem tego wcześniej, ale źle się czułem.

– Mam nadzieję, że moje ziółka pomogły – odparła z drżącym głosem. Co chwilę zerkała na mnie, jakby upewniając się, czy aby na pewno przy niej jestem.

Bała się, wiedziała kto, a raczej co przed nią stoi. Doskonale zdawała sobie sprawę z śmiertelnego niebezpieczeństwa.

– Nie pomogły. Zbędna fatyga.

Spojrzałam na niego zaskoczona jego oschłym tonem. Alexander stojący nieopodal parsknął ze śmiechu, ale milczał.

– A teraz mi powiedz, jak się nazywasz.

– Przecież wiesz... – W jej głosie słyszałam coraz większy niepokój. – Mam na imię Katharina.

Uniósł brew uważnie jej się przyglądając. Sprawiał wrażenie, jakby jej nie wierzył.

– Imię znam. – Zbliżył się niebezpiecznie blisko. Miał ja na wyciągnięcie dłoni.

Odruchowo również się zbliżyłam, ale nie ośmieliłam się chwycić za broń. Tuż obok stal Nilven, równie mocno zdenerwowany jak ja.

– Katharina Delacrua... – urwała, bo dłoń Kastiela błyskawicznie zacisnęła się na jej szyi.

Złotowłosa wrzasnęła, ale dźwięk był krótki, bo gdy palce silniej oplotły jej szyję, nie była w stanie wydobyć z siebie nawet najcichszego szmeru. Błyskawicznie dobyłam swoich katan, które jeszcze chwilę temu znajdowały się na moich plecach. Ostrza wymierzyłam wprost do szyi Kastiela, który nie odrywał wzroku od Kathariny.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM IDonde viven las historias. Descúbrelo ahora