Rozdział XI

189 28 11
                                    


Siedziałam na łóżku w naszej kajucie, gdy Nilven uważnie zmywał ze mnie krew. Miejsce po ugryzieniu było obolałe, ale do wytrzymania. Wpatrywałam się w maleńkie okrągłe okienko, z którego widziałam bezkresne morze i próbowałam zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło. Nie miałam odwagi spojrzeć na Nilvena, który sam nie był chętny do rozmowy. Wyraz jego twarzy wystarczająco wymowny. Był wściekły i gotowy poderżnąć Kastielowi gardło, choć oboje wiedzieliśmy, że nie mógł tego zrobić. Kastiel wyciągnął go z więzienia, więc na dobrą sprawę, winien jest mu życie. Ja z kolei wiedziałam, że Nilven nie miał z nim najmniejszych szans. Bynajmniej nie dlatego, że od dziesięciu miesięcy nie trzymał miecza w dłoni, a jego ciało, mimo specyfików Kathariny, i tak było jeszcze osłabione. Nie zamierzałam mówić na głos, że nie wygrałby tego starcia, bo jedynie zachęciłabym go do walki, uderzając celnie w jego męską dumę. Pierścionka też nie odpuścił. On nigdy nie odpuszczał. Nilven Lothar zawsze otrzymywał to czego chciał.

Niewiele wiedziałam o Kastielu, choć zauważyłam jedną rzecz. Alexander też karmił się krwią, choć nigdy go na tym nie przyłapałam. Udało mi się już wcześniej zauważyć na jego koszuli świeże ślady krwi i żadnych oznak stoczonej wcześniej walki. Na tej podstawie mogłam sądzić, że ubrudził się przy „posiłku". To dawało mi pewność, że oboje byli tacy sami. Jednakże, skoro Alexander był tak potężny, że bez trudu potrafił mnie pokonać, a mimo to był podwładnym, to kim w takim razie był Kastiel? Choć może właściwym pytaniem byłoby: czym? To pytanie nurtowało mnie już od dłuższego czasu, a po tym, co jeszcze chwilę temu miało miejsce, moja ciekawość jedynie się nasiliła.

Nagle do kajuty weszła Katharina, a widząc zakrwawiony opatrunek, wybałuszyła szeroko oczy. Kaskady złocistych włosów zafalowały, gdy podbiegła do mnie, chcąc uważniej przyjrzeć się świeżej ranie.

– Na bogów, co się stało?!

Nilven odsunął biały opatrunek, chcąc wypłukać go w wodzie, a tym samym odsłonił ślad po ugryzieniu. Dwa czerwone punkciki, z których w końcu przestała sączyć się krew, nie uszły uwadze przyjaciółki.

– To nic... – urwałam, widząc jak z przerażenia upada na podłogę.

– Katharina, wszystko w porządku? – spytał Nilven, wyciągając do niej dłoń, aby pomóc jej wstać, ale ona gwałtownie ją odtrąciła.

– Czy my płyniemy jednym statkiem z nieśmiertelnym? – Jej głos był niepokojąco spokojny, a oczy puste, jakby pozbawione życia.

Spojrzałam na Nilvena, który wydawał się równie zaskoczony, co ja.

– Nieśmiertelny? – powtórzyłam, ponieważ pierwszy raz spotkałam się z tym określeniem.

– To po to potrzebowałaś popiołu z jesionu?

Spojrzała na mnie i powoli zaczesała kosmyk włosów, gdy dostrzegłam, jak jej dłoń drży.

– Katharina, o czym ty mówisz? – Głos Nilvena zabrzmiał nieco za ostro.

– Nigdy nie mówiłam ci, dlaczego wyjechaliśmy z Askarionu. Było to krótko po nagłej śmierci mojej mamy. Ojciec zabrał mnie, gdy miałam ledwo trzy lata i wyjechaliśmy do Illakutii. Nigdy nie powiedział mi jak umarła, ale raz, gdy był pijany, powiedział, że dopadło nas przekleństwo rodziny.

Bogini Ognia Niebieskiego | TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz