Pierwszy Krok: III

32 4 0
                                    


— Jasna cholera! — krzyknął Oliver — Coś go wciągnęło!

— Uspokój się! — krzyknąłem wpatrzony w zmącone lustro wody. — Widziałeś coś, Peter?

— Nie jestem pewien. W wodzie coś mignęło, a biolog nagle potknął się i w nią runął.

— No tak, kurwa, mignęło! Niebiesko-zielona łapa!

Peter wzruszył ramionami z niewyraźną miną. Postanowiłem nie czekać na ich reakcję. David nie wynurzał się już pół minuty. Zdjąłem koszulę. Wziąłem głęboki wdech i skoczyłem.

Krystalicznie czysta woda odkryła swoje tajemnice. Jezioro miało nie więcej niż dziesięć metrów głębokości. Nigdzie nie widziałem biologa. Popłynąłem w stronę dna. Na mulistej powierzchni zauważyłem dziwne skalisto-piaskowe struktury. Nagle tętno podskoczyło mi co najmniej dwukrotnie. Z "zabudowań" na dnie zaczęły wypływać zielonkawe, smukłe stworzenia. Miały od pół do metra długości, krótkie ogony i opływowe ciała. Wyraźnie widziałem ich cztery palczaste kończyny pokryte błonami. Jednak to ich głowy mną wstrząsnęły. Czaszka o wielkości jak u kilkuletniego dziecka. Proporcjonalna do szczupłego ciała. W ludzkim rozumieniu tego słowa. Istoty patrzyły na mnie z zaciekawieniem, bez strachu. Za to ja spanikowałem. Czym prędzej popłynąłem ku powierzchni.

***

Wielkie, niezwykłe ślepia lustrowały jego twarz. Nie pasowały mu te rozumne, w dziwny sposób ludzkie oczy. Ich właściciel w żaden sposób ludzki nie był. Skóra pokryta drobnymi łuskami, wyraźne skrzela. Tak, z pewnością strunowce, ale co dalej? Przerośnięte płazy? Bardziej zaawansowane niż gady? Z chwytnymi rękami?! David gubił się w skojarzeniach. A musiał się spieszyć; przecież lada chwila skończy mu się powietrze.

Już zanurzając próbkę, miał wrażenie, że przekracza pewną granicę. Narusza czyjeś terytorium. Nie miał pojęcia, czy to było tylko przeczucie, czy jego mózg podświadomie zanotował kryjące się w wodzie stworzenia. Najwyraźniej oczekujące na ruch intruza. Teraz niezwykły osobnik płynął z nim twarzą w... twarz. Po początkowym przerażeniu, strach opuścił biologa zupełnie. Zwierzę trzymało go pewnie za bark, jednak nie wykazywało żadnych oznak agresji. Pomijając naturalnie początek ich znajomości i perspektywę szybkiego jej końca. Ale czy wodne istoty mogą zrozumieć okrucieństwo topienia?

Zaczynało mu brakować powietrza. A to oznaczało, że w końcu ciekawość musi przegrać z instynktem przetrwania. Spróbował się wyrwać. Stworzenie było od niego dwukrotnie mniejsze i pewnie o tyle też lżejsze, jednak nie puściło. Szamotał się coraz bardziej. Z całej siły wywinął ręką w głowę stwora. Istota zabulgotała z bólu i zwolniła uścisk. David popłynął w górę. Lustro wody było tak blisko. Nie dane mu było jednak do niego dotrzeć. Nie więcej niż metr lub dwa pod powierzchnią czekał cały szpaler zielonych stworów. Nie wyglądali, jakby mieli zamiar go przepuścić.

***

— Zmywajmy się stąd. — Oliver krążył nerwowo.

— Nie możemy go tak zostawić — odparłem niepewnie.

Minęło już kilka minut, a David nadal się nie wynurzał. Jego szanse malały z każdą chwilą. Siedziałem zgarbiony, nie spuszczając z oczu miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem... tubylców. Gdy jak oparzony wyskoczyłem z wody, żaden z nich nie wynurzył się za mną. Nic nie próbowało wciągnąć mnie z powrotem do zdradzieckiego jeziora. Czułem się głupio, że spanikowałem. A jeszcze bardziej, że nie zdołałem pomóc Davidowi. Ale i tak za żadne skarby nie chciałem wracać pod wodę.

SzczuryWhere stories live. Discover now