002

126 18 25
                                    

Rano Harry'ego obudził Remus, lekko hałasując przy wchodzeniu i odsuwaniu żaluzji, a wschodzące słońce wykonało resztę roboty. Chłopak od razu sięgnął po swoje okulary i wsunął je na nos, aby móc cokolwiek widzieć. Bez nich cały świat był rozmazany.

Gdy Syriusz zaczął się nim opiekować, poza zmianą wyglądu załatwił mu również wizytę u okulisty, który dał mu receptę na prawidłowe szkła, a przy okazji wymienił też oprawki na modniejsze. Proponował mu też operację na usunięcie wady lub soczewki, ale chłopak jakoś bardziej podobał się sobie w nich.

— Dzień dobry — przywitał się z nim Lupin. — Syriusz zrobił śniadanie i kazał cię zawołać. Spokojnie, jest jadalne, próbowałem.

Harry zaśmiał się wiedząc, że gotowanie nie było największą zaletą byłego Gryfona. Zazwyczaj posiłki przygotował Stworek, który w końcu przyzwyczaił się do ich obecności w domu i zaakceptował to, że Syriusz od teraz jest głową rodu Black jako ostatni męski, dorosły przedstawiciel. Mimo, że został wykreślony z drzewa rodowego, jego krwi nie dało się zmienić i nadal pozostawał częścią rodziny.

— I nie spalił kuchni? — dopytał nastolatek, wstając z łóżka i zakładając kapcie.

— Nawet niczego nie przypalił! — odparł, a Harry zachichotał. Wspólnie zeszli na dół do kuchni, gdzie Syriusz siedział przy stole i pił swoją czarną kawę. Często wybierał ją zamiast porządnego śniadania, przez co Remus na niego krzyczał, tłumacząc, że powinien prawidłowo się odżywiać, aby być w pełni sił. Black protestował mówiąc, że i tak ma pełno energii.

— Hej — przywitał się z nim Harry i usiadł przy stole, a Remus nałożył mu placki, które przyrządził jego chrzestny. — Jak tam minęła noc?

— Dobrze — odparł z uśmiechem Syriusz. — Nawet bardzo dobrze — dodał i zerknął na Remusa, który usiadł obok niego.

— Fuuj — mruknął Harry, jednocześnie zdegustowany i rozbawiony.

— Sam o to zapytałeś — zauważył przyszły nauczyciel Obrony Przed Czarną Magią. — Smacznego. Pośpiesz się, bo musimy być wcześniej na peronie.

— Okej — odmruknął tylko i wziął się za jedzenie. Placki rzeczywiście nie były najgorsze, ale do dobrych dużo im brakowało. Nadal doceniał to, że Syriusz starał się robić coś samemu, jakby chciał pokazać, że jest dobrym i odpowiedzialnym rodzicem.

Na początku, gdy miał przejąć nad nim opiekę, dużo osób zgłosiło sprzeciw. Zwłaszcza pani Weasley, która twierdziła, że były Gryfon jest nieodpowiedzialny, niezrównoważony i nie ma żadnego pojęcia o wychowaniu. Harry trochę się wtedy na nią obraził. Nie miała prawa tego mówić, a Syriusz później wiele razy udowodnił, że idealnie nadaje się do opieki nad nim.

Po zjedzeniu wrócił się do swojego pokoju, przebrał z piżamy, poprawił włosy i wziął kufer, który okazał się dosyć ciężki, oraz miotłę i klatkę z Hedwigą. Gdy zszedł na dół, Remus i Syriusz pomogli mu z przenoszeniem rzeczy zaklęciami lewitującymi i wszyscy przetransportowali się przez kominek (oczywiście używając do tego proszku Fiuu) do sklepu znajdującego się blisko stacji. Stamtąd już szybko dostali się na odpowiedni peron, akurat jak wjechał na niego Hogwart Express.

— Pomóc ci wnieść rzeczy do przedziału? — zapytał Syriusz, a Harry pokiwał głową i całą trójką weszli do pociągu. Po chwili wybrali przedział i zostawili rzeczy Gryfona na specjalnej półce. — To my idziemy, mamy się zjawić w wagonie dla nauczycieli, żeby dowiedzieć się, którą część mamy patrolować.

— Okej. Widzimy się później? — zapytał Harry.

— Po kolacji możemy ci pokazać, gdzie będziemy mieć swoje komnaty, jakbyś w razie czego chciał pogadać, albo czegoś potrzebował. Chociaż dyrektor powiedział, żebyś nie nadużywał tego, że jestem twoim opiekunem. Ale z drugiej strony, nie musi o niczym wiedzieć — odpowiedział Syriusz z uśmiechem. — A jutro widzimy się na pierwszych zajęciach.

nigdy sami  ও・drarryWhere stories live. Discover now