Rozdział 36. Spełnię wszystkie twoje marzenia.

1.8K 235 12
                                    

MAISIE

Przeciskam się przez tłum ludzi, aby móc dotrzeć do pierwszego rzędu na trybunach. W końcu mi się to udaje i zdyszana opadam na plastikowe krzesełko. Uśmiecham się szeroko do dziewczyn i zbijam żółwika z Naddie, Emory i Josie.

– Gdzie cię wcięło? – śmieje się Sadie, poprawiając kucyk wychodzący spod czapki z daszkiem z numerem jej chłopaka.

– Pewnie Cody ją zajął – dodaje Susie, również chichocząc. – Nie mam racji, pani Ward?

Przewracam oczami i sama zakładam czapkę na głowę z numerem piętnaście. Każda z nas ma taką na głowie z tą różnicą, że Lacey ma ją ubraną tył na przód, tak samo jak nosi ją Hunter.

– Jednemu z chłopaków rozerwała się koszulka – wyjaśniam, ucinając ich spekulacje. – Pomogłam mu. A Cody był zajęty omawianiem zagrywek z Milesa.

Mój chłopak nadal nie może grać, ale odkąd cała sprawa z Octavią się wyjaśniła, z chęcią wrócił na lód. Na początku nie chciał się tutaj pokazywać, aby nie wywołać kolejnej dramy. Ale ludzie już po wpisie Octavii zmienili nastawienie, a po naszych wyjaśnieniach to już w ogóle.

Cody przez te dni nie wchodził na social media, a szkoda, bo dzięki temu nie byłby aż tak przybity. W skrzynce miał mnóstwo wiadomości, w których ludzie zapewniali go, że nie wierzą w te bzdury z artykułu. Ale było też dużo tych negatywnych. Ale nic na to nie poradzimy. Żyjemy w czasach, gdzie hejt na porządku dziennym. I choć wszyscy starają się temu zaprzestać, zawsze pojawi się ktoś, komu coś nie będzie pasować. Najlepsze co możemy zrobić w tym momencie, to nie przejmować się i dalej robić, to co się kocha.  

– I nie załapałaś się na jednego buziaka? – dziwi się Susie. Spoglądam na nią, po czym wystawiam w jej stronę język. Przyjaciółka śmieje się na cały głos, jednak nie porusza już więcej tego tematu.

Chwilę później rozpoczyna się mecz. Podczas każdej rozgrywka czuję wewnętrzny niepokój. Jeżeli na lodzie jest Cody, uczucie jest jeszcze mocniejsze. Zawsze martwię się, czy aby na pewno nikt nie dozna jakieś kontuzji, albo nie dostanie krążkiem czy kijem w twarz.

Przygryzam dolną wargę i uważnie śledzę poczynania chłopaków. Lacey wbija paznokcie w moje przedramię, kiedy Hunt przejmuje krążek i pruje z nim do przodu.

– Tak! – krzyczy, podrywając się z krzesełka. Wszyscy fani wokół nas robią dokładnie to samo i wiwatują imię Huntera, który właśnie zdobył dla nas bramkę.

Przyjaciółka pokrywa się rumieńcem, kiedy jej chłopak podjeżdża do bandy, unosi do ust dłoń w rękawicy i posyła w jej stronę buziaka, patrząc jej przy tym głęboko w oczy.

– Dedykował ci gol! – wrzeszczy Susie, potrząsając ciałem Lacey.

– Och, to było... – duka, z emocji nie mogąc się wysłowić.

– To było zajebiste! – wtrąca Sadie. – Też tak chcę!

Uśmiecham się pod nosem i kręcę głową na ich podniecenie. Szczerze mówiąc, gdyby Cody zrobił mi coś takiego, też piszczałabym z radości. Na jej szczęście, pod koniec drugiej tercji Milesowi udaje się strzelić gola, a później robi dokładnie to samo co Hunter. Ma chłopak szczęście. Jestem pewna, że Mitch później powtórzy ich gest.

– To ja uciekam – mówię, wstając z swojego miejsca. – Musimy wyjechać odpowiednio wcześniej, abyśmy zdążyli się odświeżyć.

Wyciągam z kieszeni telefon i sprawdzam godzinę. Do kolacji z Christianem i jego żoną zostało nam dobre trzy godziny. Jeżeli odejmę z tego półtorej godziny na przygotowanie się oraz dodatkowe półgodziny na dojazd do Galerii, to zostaje nam dwie godziny na powrót do domu.

ONE LAST CALL | Call Me #5Where stories live. Discover now