Bogactwa warte śmiechu

76 8 4
                                    

Zanim zacznę pragnę zaznaczyć, że tekst Vesper z poprzedniego rozdziału to oryginalny tekst diva486, która rozwala tym tekstem wszystkich dupków:D za to tekst o stopach Hobbita należy do mojej ukochanej superpupy, musiałam tego użyć bo to ci się na serio udało jestemsuperpa:D
To siśko! Przeżycia poniżej są uwiecznieniem mojej męki w muzeum sprzed tygodnia:D
Mam nadzieję ze będzie śmiesznie:P

~SCARLETT~
Ziewnęłam rozdzierająco, siedząc na fotelu szkolnego autokaru. Było lekko po 6, a my już jechaliśmy. Wybieraliśmy się na szkolną wycieczkę, wszystkimi klasami C. Celem było muzeum z bogactwami jakiegoś tam Augusta, a potem wieczorem- teatr. Muzeum średnio mi się uśmiechało. Kochałam oglądać rzeźby i obrazy, ale jakieś ozdóbki mnie nie interesowały. Jess spała z głową opartą o moje ramię, Vesper zasłuchana w dźwięki Nirvany, z zamkniętymi oczami i wielkimi słuchawkami Sony na uszach, stukała palcami o rączkę fotela. Przymknęłam oczy i ulgą wsłuchując się w ciszę. Wszyscy spali lub słuchali muzyki. Nikt się nie odzywał. Autokary zawsze wprawiały mnie w senność, a przez niewyspanie tym bardziej czułam pragnienie zapadnięcia się w krainie snów.
Przypomniał mi się film, w którym główna bohaterka biegła po schodach w sukni ze stanowczo zbyt dużą liczbą cekinów. Gdy jej usta złączyły się z ukochanym, od razu zapodała myśl I wtedy świat się zatrzymał. Wszystko się skończyło. Na chwilę byłam tylko ja i on.
Eh..... ckliwe to jak cholera.... ~pomyślałam mimo woli.
Ja nigdy nie myślałam, że świat może się zatrzymać. To, że się kogoś pocałowało miało oznaczać, że kula ziemska nagle się zatrzyma? Jeśli tak, to ja wolę się nie całować. Wtedy rok trwałby dłużej, bo czas, w którym się całowałam musiałby się przenieść na koniec roku, a to by oznaczało dłuższą naukę. Może jednak sam cmok by wystarczył? Tyle dłużej mogłabym się uczyć... O cmok więcej. Fajny byłby z tego tytuł filmu.... ~dałam wypłynąć ze mnie cząstce filozofki. Potrząsnęłam głową, żeby odpędzić dziwne myśli. Postanowiłam zasnąć. Oczywiście nie mogłam, więc jazda autokarem polegała głównie na wierceniu się i wzdychaniu, przez nagłą bezsenność.
Po paru godzinach znaleźliśmy się na miejscu. Wszyscy wypoczęci i z dobrymi humorami, ja- z pognieconą koszulą i ścierpniętym tyłkiem.
Popychając się nawzajem, nieskładnie i ciapowato, weszliśmy do muzeum. Był to piękny, wysoki budynek z piaskowca, który poczerniał już okropnie.
Wnętrze było całe marmurowe, wypłucowane na blask. Było tam pełno przestrzeni, duże windy i ogromne schody, wyłożone czerwonym dywanem, niczym dla gwiazd, przychodzących po Oscary. Zachichotałam lekko, wyobrażając sobie Natalie Portman, Angelinę Jolie i Brada Pita, wyginających się do zdjęć w naszych pognieconych koszulkach i jesiennych kurtkach, z wymiętolonymi włosami zajadających się prowiantem przygotowanym przez kochające mamy. Chyba pora pójść na terapię...
Do psychiatry conajmniej.
Pani kupiła bilety i wręczyła każdemu po jednym. Wciąż trzymając się razem, przeszłyśmy przez przeszklone drzwi, do najbardziej strzeżonego skarbca. Przechodziłyśmy z sali do sali, a wszystko wydawało się morderczo nudne. Tak jak w innych salach tego muzeum można było się spotkać z dziełami Rafaela i Vermeera, tak tu można się było zachwycić, obsranymi, bez przeproszenia, złotem i masą perłową szkatułkami i talerzami. Całe pomieszczenie było tak obsypane bogactwem, że na drobiazgi jak sztućce i rzeźbione pestki wiśni, mój umysł już nawet nie reagował.
-Rzeźbiona pestka wiśni? Ale gościu miał nasrane -mruknęła cicho Ves. Przeszliśmy do następnego pokoju, a tam wszystko wykonane było z brązu. -Chodźcie tutaj, Pani przewodnik ma dla was ciekawostkę! -zawołała Pani Hill. Wywróciłam oczami, już nie mogąc się doczekać tej, zmieniającej życie ciekawostki.
-Znajdujemy się teraz w skrzydle... -zaczęła opowiadać podbuzowana endorfinami kobieta po czterdziestce. Los sprawił, a może przypadek, że znalazłyśmy się koło rzeźby przedstawiającej satyra z brązu. Rzeźba była miniaturowa, miała koło piętnastu centymetrów wysokości. Stwór na zgiętych kolanach, z wypiętym tyłkiem, podnosił ręce do nieba z krzykiem na twarzy. Mimowoli parsknęłam.
-Ej, patrzcie... -wyszeptałam wskazując na posążek.
-Jestem pewna, że tej rzeźbie ukradziono kibel spod tyłka -stwierdziła Vesper.
-Masz rację, gościu ma minę jakby ostatnie dwa tygodnie jechał na ostrym zaparciu -zachichotałam.
-Rzeźba przy której stoją wasze koleżanki, ta po prawej, o tak właśnie. Przedstawia męki satyra Jonasza... Na kiblu?... z Werony. W czasie, z którego pochodzi to przedstawienie, wielbiono kulturę antyku, stąd nawiązanie do tych czasów, poprzez przedstawienie mitologicznego... wydalania stolca?...stwora, którym jest satyr -kontynuowała przemowę przewodniczka, a my hamowałyśmy to nowe i nowe fale śmiechu.
-Ciekawe jest, że za czasów króla Augusta Mocnego, w miejscu, w którym się znajdujemy były publiczne łazienki. Ludzie przychodzili tu się wy... srać?.... kąpać. Ale zapraszam dalej, teraz zobaczymy porcelanę zdobioną kryształkami kokosa, polaną złotem, obtoczoną w brokacie i usmażoną na masie perłowej w temperaturze żygania tęczą, na patelni z rubinów przez pięćdziesiąt ostatnich wieków...o Boże, musisz przestać.
Ciągle śmiałyśmy się z satyra, poprawiając atmosferę w naszej grupce i swoje humory, tak, że po godzinie zawiedzania, brzuchy bolały nas ze śmiechu. A określić to się dało tylko mianem głupawki.

Midlife Memories |NIE FANFIC!!!Where stories live. Discover now