It will be better now

55 7 14
                                    

~SCAR~
Popijałam Sprita z plastikowego kubeczka, na kolejnej imprezie. Pół szkoły się zeszło, łącznie z ludźmi z klasy Charliego. Tym razem było to u jakiejś Carol w domu. Nie znałam jej, ale wszyscy szli, więc ja też. Nie miałam nic lepszego do roboty.
Opierałam się samotnie o ścianę, czekając na mojego brata. Było mi zimno, a chciałam iść na dwór z dziewczynami. On miał dopiero przyjść i przynieść mi bluzę.
-Masz jakiś problem, suko?! -usłyszałam głos Vesper, nie zwiastujący nic dobrego. Spojrzałam w lewo, by zobaczyć przyjaciółkę naprzeciwko Melody, która miała regulujący plaster na nosie. Zaśmiałam się pod nosem...jednak go jej złamała.
-A tak, mam! Złamałaś mi nos krowo, bo Jason woli mnie! -wydarła się brunetka i tupnęła nogą jak mała dziewczynka. Vesper zaczęła się śmiać. O Boże...na pomoc....
To nie mogło być nic dobrego.
-Myślę dziewczynko, że masz raczej problem, bo Jason woli mnie i dlatego też wyłączyłaś mi mikrofon na konkursie! Ale wiesz co, Ci co mają głos nie potrzebują mikrofonu do sukcesu. A w przeciwieństwie do Ciebie mam głos -powiedziała i popchnęła pierwszaczkę, gdy zbliżyła się za bardzo.
-Ja?! Ah, tak! Widzisz może odłączyłam go, żeby oszczędzić ludziom twoich jęków! -spanikowała dziewczyna, żywo gestykulując. Vesper czuła się aż za dobrze. I dlatego się bałam. O Melody.
-Ooohoho, nie skrabeńku. Jęczysz to ty jak Cię kierowcy ciężarówek pieprzą pod latarnią! Ka boom boom! -wypaliła Vesper i poprawiła na sobie skórzaną kurtkę. Otworzyłam szeroko oczy i usta. Cieszyłam się, że nie piłam akurat Sprita, bo bym się zakrztusiła. Na parę sekund zapadła cisza jak makiem zasiał. Gdzieś w tle pogrywała FloRida. Ledwo słyszalne były także odgłosy wymiotowania i pijackiego śpiewania. Trwało to paręnaście długich sekund, które przerwała Melody, rzucając się z rykiem na Vesper. Jakiś facet krzyknął "Super! Zdejmijcie ciuchy!". Nie wiedziałam co robić. Vesper ciągnęła Melody za kruczoczarne włosy, okazjonalnie drapiąc ją po twarzy, gdy tamta wściekle próbowała kopać i gryźć jej ręce.
-PRZESTAĆ MI TU KURWA! -skąd inąd koło nich znalazł się Jason. Moje wciąż otwarte usta wygięły się w uśmiechu, podczas gdy oczy podążały za wysokim brunetem, który aż kipiał z nerwów. Jaki kurwa badboy..haha!
-Jason! To ona! Ona mnie niecierpi! Ja jej też! To głupia suka, ona się na mnie uwzięła! -zajęczała Melody, która odniosła poważne straty w tej trzydziestosekundowej bójce. Aż strach był myśleć, co by jej jej zrobiła w ciągu minuty.
-Ja Ciebie też nienawidzę kretynko! Nie masz prawa odzywać się tak do mojej dziewczyny! -zacisnął mocno zarysowane szczęki wilczooki.
-Dziewczyną?! A..a...ale... -zająkała się dziewczynka.
-Tak, kurwa! Dziewczyną, miłością mojego nastoletniego życia, jakbyś niedosłyszała! -krzyknął, a potem przyciągnął do siebie mocno Vesper, wbijając się w jej usta jak alkoholik w butelkę czterdziestoletniej whisky. Vesper otworzyła szeroko oczy, on za to swoje mocno zacisnął. Dopiero po chwili mu się poddała i rozluźniła mięśnie w jego ramionach. Wymieniali się śliną jak dwa zakochane mrówkojady w czasie suszy, a mnie po raz pierwszy to nie brzydziło. Żal mi było Melody, dostało jej się bardzo mocno za to, że zakochała się w niewłaściwym chłopaku. Westchnęłam i wzięłam łyk napoju, wcześniej wznosząc kubek ku górze, w samotnym toaście.
-Oto twoja bluza kochana siostrzyczko, abyś nie zmarzła na wieczornym chłodzie, kochanie moje -zaśmiał się Charlie z ironią w głosie. Pokręciłam głową z uśmiechem, przyjmując bluzę.
-Czas się zabawić! -wydarł się mój brat i zagłębił się w tłum. Zaśmiałam się i założyłam na siebie bluzę, odstawiając kubek na małą półeczkę.
-Dolać Ci? -spytał się cicho ochrypły głos przy moim uchu. Podskoczyłam nerwowo i zobaczyłam za sobą Mika, przyjaciela/pieska Bernera.
-Mike? Wszystko ok? -spytałam zmartwiona. Pił z butelki piwo. Miał kurwa piętnaście lat, to nie było w porządku.
-Śmieszna rzecz Scar! -zaśmiał się smutno i upił kolejny łyk trunku.
- Co takiego? -skrzywiłam się, gdy piwo chlusnęło omal mnie nie oblewając.
-Wszyscy się w tobie zakochują! -otoczył mnie ramieniem, a ja próbowałam się od niego odsunąć. Trzeźwy to on był jak student po trzydniowej, otrzęsinowej orgii.
-Ja też się w tobie zakochałem! Ale ty ze mną nigdy nie gadałaś w ten sposób! Był tylko Josh, a potem już nikt! A na pewno nie ja! -uśmiechał się i wąhał? mój policzek.
-Mike, spokojnie! -zawołałam i zdjęłam jego ramię z mojego, stając naprzeciw niego.
-Podobałam Ci się? -spytałam.
-Tak...nadal mi się podobasz, ale...phym -powiedział tym razem smutno, patrząc gdzieś w dal. Zmarszczyłam brwi próbując mu spojrzeć w oczy.
-Mike, ja...Ja przepraszam, ale t-ty, ja...nigdy nie...no.. -próbowałam coś powiedzieć. Nie wiedziałam jak zareagować.
- Nie, nie Sky! Ja rozumiem! Rozumiem... on na Ciebie bardziej zasługuje! Ale uważaj! Ja bym Cię nie skrzywdził! Nie... -powiedział nieskładnie, a potem nagle padł na kanapę za nim. Rzuciłam się za nim i zaczęłam macać mu puls. W końcu znalazłam, żył dzięki Bogu, a jego płuca wypychały klatkę piersiową lekko do góry w miarowym tempie. Poszłam na dwór, wiedziona dziwnym przeczuciem, że właśnie tam powinnam być.
Przysiadłam na drewnianej chuśtawce, oplecioną kabelkiem z żarówkami jak na święta. Zaczęłam się lekko bujać.
O czym on mówił? ....to nie ma sensu.
Zamknęłam oczy, chciałam żeby myśli odpłynęły.
Odchyliłam się do tyłu, rozmyślając nad dzisiejszym swataniem. Mniej więcej swataniem.
Zachichotałam na tę myśl.
Rosie podeszła do mnie na początku imprezy i spytała się czy znam Scotta. Tak, znałam kumpla mojego brata aż za dobrze. Ostatnio przebywał w naszym domu częściej ode mnie. Był tam praktycznie każdego popołudnia przez zeszłe trzy tygodnie. Mieli z Charliem jakieś głupie próby, które nie polegały tyle na śpiewaniu ile na niepostrzeżonym wchłanianiu zawartości lodówki oraz głośnemu śmianiu się. Później zostawiłam tą dwójkę swojemu losowi. Scott był miły dla Rosie, ale nie byłam w stanie ocenić czy mu się podobała. No, cóż. Raczej tak. Rosie była śliczna, chyba podobała się każdemu. Łącznie z dziewczynami.
Zachichotałam lekko pozwalając sobie wyobrazić tłum panów młodych biegnących za Rosie w garniturach ulicami Nowego Yorku, czy gdzie tam się ten film rozgrywał.
-Można się przysiąść? -usłyszałam nieśmiały głos. Gdy otworzyłam oczy, już wiedziałam do kogo należał. Kiwnęłam głową.
-Masz do wyboru siedzenie za mną, przede mną lub na moich kolanach...-powiedziałam z zamroczonym uśmiechem, odnajdując we własnych słowach pewną prawidłowość pełną wspomnień. Czułam się cudownie rozespana i rozmarzona. Ashty parsknął śmiechem i oparł się o deskę podtrzymującą huśtawkę.
-A gdybym chciał zaproponować inną możliwość? -przygryzł wargę i spojrzał na mnie spode łba. Nie miałam siły myśleć, tego wieczora liczyły się tylko czyny i uczucia. Przechyliłam głowę, by oprzeć ją o łańcuch w ciekawości.
-...A gdybym chciał, żebyś to ty siedziała na moich kolanach? -spytał teoretycznie. Uśmiechnęłam się szeroko, a jeden z moich nieudanych żartów cisnął mi się na usta.
-Musiałbyś wtedy przebrać się za Świętego Mikołaja i zatrudnić się w galerii handlowej -powiedziałam, na koniec wybuchając głośnym śmiechem. Ashton pokręcił głową z uśmiechem spoglądając w dal.
-Jesteś tak niepoprawnie inna... -wymamrotał zerkając to na trawę, to na mnie. To tylko poszerzyło mój uśmiech.
-Można pannę prosić? -podał mi rękę w teatralnym geście. Uśmiechnęłam się dziwnie, usilnie starając się nie zapiszczeć.
Zagrała wolniejsza piosenka i chwyciłam rękę ubraną jedynie w szarą bluzkę z podciągniętymi za łokcie rękawami. Zielono złote oczy patrzyły na mnie błyskotliwie, gdy zmniejszyłam dzielący nas dystans. Staliśmy jak nieudani tancerze w pozie do walca, tylko takiej już przejechanej przez walec.
I'm gonna pick up the pieces,
And build a lego house...~piosenka się zaczęła w wersji akustycznej, mojej ulubionej.
Zaczęliśmy sztywno kiwać się na boki.
-Ładnie Ci w szarym -powiedziałam cicho, wstydząc się jego mocnej szczęki, jego lśniących oczu, jego ciepłego uśmiechu.
-Ci zawsze jest ładnie -odpowiedział cicho i jego wzrok znów się zmienił. Ten głęboki, nagi emocjonalnie Ashty przeniósł niepewnie ręce na moją talię. I ja przeniosłam je na jego ramiona.
I think I'll love you better now.
Spojrzałam w nasze buty, gdy zrozumiałam drugie dno tekstu. Ash miał mnie kochać lepiej, miał mnie nie zdradzić. Czy mogłam i przede wszystkim czy powinnam mu zaufać? Spojrzałam mu w oczy. Były szczere, proste, a kawałkami wręcz smutne. Chłopak odgarnął mi pasmo włosów z twarzy i uśmiechnął się lekko.
-Od razu lepiej... -stwierdził. Uśmiechnęłam się krzywo i mocniej splotłam dłonie nad jego karkiem. Miałam nadzieję, że nie czuje jak się pocą. W końcu piosenka dobiegła końca, jak i nasze wpatrywanie się w siebie. Cały świat mówił mi, żebym dała szansę cud chłopaczkowi. Czy to było mądre? Nie potrafiłam powiedzieć...
-Scar! Masz klucze od domu? -usłyszałam krzyk Maddy, która wybawiła nas od niezręcznego zacierania rąk w półmetrowym odstępie. Uśmiechnęłam się do Ashtona przepraszająco i ruszyłam z powrotem do budynku.
-Sky...? -spytał cicho za mną. Odwróciłam się z uśmiechem.
-Skoczymy po szkole na pizzę? -spytał z uśmiechem. Popatrzyłam na niego niepewnie.
Tak. Powinnam.
-Bardzo chętnie -odpowiedziałam i zaśmiałam się nieśmiało, podobnie jak on. Poszłam do domu, a tam okazało się, że mój brat stojąc na rękach aktualnie zajmuje się piciem piwa z bliżej nieokreślonej rurki. Pokręciłam głową i poprosiłam Maddy o przetransportowanie jego chwilę później nieprzytomnego cielska do domu.









Maddy będzie w następnym:*
Xoxo

Midlife Memories |NIE FANFIC!!!Kde žijí příběhy. Začni objevovat