~SCAR~
Jak co roku dom Agnes Muller wprawił mnie w lekkie otempienie. Pałac nie dość, że był wielki, był po prostu obsrany wszystkim co najdroższe.
W pełni już wyzdrowiała, goniłam za Ashem, który prowadził mnie przez kręte korytarze i schody, obwieszone zdjęciami i portretami psów, by w końcu zniknąć bezpowrotnie w jednym z pokojów.
Za drzwiami ujrzałam wszystkich moich przyjaciół, zasiadających wokół półmiska z ciastem.
Dołączyłam do grupki bliskich, rozglądając się po złotych, pseudowiktoriańskich tapetach i stoliczkach.
-Gdzie Ves? -spytałam, nie mogąc nigdzie dojrzeć blondynki.
-Poszła gdzieś z Jasonem -wzruszył ramionami Justin i wziął do ust kolejną łyżkę czekoladowego ciasta.
-Gramy w coś? -spytał Scott.
Zapadła chwila ciszy, wypełniona odgłosami żucia i stukania łyżeczek o talerz.
-Ja wiem! Ja wiem! -zerwała się z podłogi Maddy, zerkając nerwowo na Charliego. Przekrzywiłam głowę, ciekawa jej pomysłu.
-Siedem minut w niebie! -klasnęła w ręce i wskazała na szafę stojącą w kącie pokoju.
Zmarszczyłam brwi, nie do końca łapiąc jej entuzjazm.
-Po...co? -spytała Jess, dając upust moim myślom. Maddy zacisnęła zęby i wbiła wzrok w podłogę, by za chwilę znów się ożywić.
-Tylko w to nie graliśmy na obozie -strzeliła argumentem, który może nie był jednym z tych najbardziej przekonywujących, ale niektórych przekonał.
-Tak, powinniśmy. Będzie fajnie! -poparła ją Rosie, która była jakby o pół tonu smutniejsza niż zwykle. Alex pojechała z Andrzejem do Polski na dwa tygodnie i choć dziewczyny zachowywały się raczej normalnie, to było widać, że im jej brak.
Scott wyrwał się z zamyślenia, gdy Rosie go szturchnęła.
-Tak! Tak! Oczywiście! -zawołał i zaraz sie uśmiechnął.
-A...no tak, to w sumie bardzo dobry pomysł -zrozumiała nagle Jess i pokiwała głową.
-Mhm -mruknął Justin, również kiwając głową. Znów czułam, jakbym czegoś nie łapała.
-Dobra, to chyba przegłosowane -stwierdziłam.
-Nie mamy butelki -jęknęła Maddy.
-To na wybieranie -wzruszyła ramionami Rosie.
-Dobra! Ja zaczynam! -ucieszyła się blondynka.
-Wybieram...-zamysliła się na chwilkę, patrząc po różnych twarzach.
Drzwi otworzyły się z hukiem, przerywając jej niestety, jak się później okazało, na zawsze prawo wyboru.
Do pokoju wkroczył wolnym spacerkiem Josh Berner, lustrując niebieskimi tęczówkami wszystko i wszystkich.
-Co robicie? -spytał.
-Nie twój zasrany interes -wycedził Justin. Z każdym krokiem blondyna, czułam jak atmosfera gęstnieje.
Widziałam jak oczy stają się węższe, głowy zadarte, a pięści zaciśnięte.
Mięśnie pod t-shirtem mojego brata spięły się, gdy wstał, by zagrodzić drogę niższemu i młodszemu chłopakowi.
-Mogę z wami zagrać, proszę? -spytał Josh jak dzieciuch.
-Możesz zabrać stąd swoją śmierdzącą dupe, proszę? -wycedził Charlie.
-Ludzie, serio...Nie mam co robić, tylko jedną rundkę. W co gracie? -opuścił założone wcześniej ręce.
-Nie interesuje nas twoje towarzystwo -powiedziała Maddy.
-A może mnie interesuje? -powiedział.
-Zaraz to się moja pięść zainteresuje twoją twarzą -zagroził Ash.
-Idź stąd dobrze ci radzę -wkurzył się Scott.
-Niech zostanie! -postanowił jednak Charlie.
-Co -zamarłam.
-Siedem minut...wiecie ile niewypowiedzianych słów można w końcu powiedzieć? -wyjaśnił.
Wszyscy zamilkli. Może i do niektórych to przemówiło, ale i tak mi się to nie podobało.
-Wybieraj Josh, w końcu jesteś gościem -poprosił Scott i strzelił kostkami. Skrzywiłam się na ten odgłos.
-Wybieram...-zamyślił się i podszedł do naszej grupki.
-Mów -rozkazał Charlie.
-...Sky
ČTEŠ
Midlife Memories |NIE FANFIC!!!
RandomCzytelniku! Jestem autorką jakich wiele, ale z czasem, gdy zaczniesz to czytać, przekonasz się wystarczająco o moim oryginalnym, wyrazistym stylu pisania z domieszką jak najbardziej nieszablonowego i wytrawnego dla wariatów humoru! Z góry przeprasza...