2.

799 45 2
                                    

Budzę się na czymś twardym, jakby ławce. Otula mnie ciepły koc. Zrywam się z "łóżka" i rozglądam się po pokoju. Albo coś jest ze mną nie tak, albo owe pomieszczenie faluje. Idę w stronę drzwi. Otwieram je i przechodzę przez próg. Następne pomieszczenie jest mniejsze od tego w którym spałam. Znajdują się tam jedynie małe, drewniane schodki. Powoli wchodzę na górę, schodek, po schodku. To co widzę, jest niesamowite, ale także przerażające. Błękitne niebo i kłębiste chmury starają się zatrzymać moc boleśnie rażącego słońca. W dali widzę zieloną wyspę piękną, ale samotną. Im więcej patrzę na krajobraz, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, że jestem na morzu, w statku i płynę w nieznanym kierunku, bez celu. Statek wygląda, jak z bajki. Moją teorię potwierdza wyryty w zewnętrznej ścianie statku napis "Wesoły Roger". Czy ktoś robi sobie jaja? To jak z bajki Disneya "Piotruś Pan", który był kiedyś moją ulubioną. Skoro jestem na statku Kapitana Haka, to znaczy, że jestem zdecydowanie po złej stronie.
- Witaj na moim statku. - zrywam się, słysząc męski głos.
Odwracam się i widzę wysokiego bruneta z lekkim zarostem. Nosi długi czarny płaszcz. Jest naprawdę przystojny, ale przecież nie jestem w stanie się zakochać. Uodporniłam się na to po śmierci Piotrka.
- Witaj. - te słowa w moich ustach brzmiały niedorzecznie.
- Coś taka ponura, kochana? Uszłaś Nealowi żywa.
- Po pierwsze: nie jestem twoją kochaną, a po drugie: kim do cholery jest Neal?!
- Spokojnie, kochana. Neal to człowiek z mojej dalekiej przeszłości, który...
- Który co?!
- To nie twoja sprawa. Powinnaś się cieszyć, że żyjesz. - urywa i wyciąga z wnętrza płaszcza butelkę rumu. - Powiem ci jak to wszystko działa na moim statku. - mówi, podchodząc do mnie i przyciągając mnie do siebie. - Kochana. - kończy z figlarnym uśmieszkiem.
Prowadzi mnie na dziób statku i wskazuje na odległą wyspę.
- To Nibylandia. Tam właśnie płyniemy. Ależ gdzie moje maniery. - kłania się w teatralny sposób - Killian Jones, kapitan statku Wesołego Rogera, jednak inni zwą mnie...
- Kapitan Hak. - kończę.
- Widzę, że moja reputacja mnie wyprzedza. - stwierdza, puszczając do mnie oko. - Nie podzielisz się ze mną swoim imieniem, kochana?
- Hanna, Hanna Stone. -  odpowiedam z powagą. - Czemu tu jestem? Co się wydarzyło? Co to za miejsce?
- Pytania, pytania, pytania. Nie zechciałabyś odpocząć? Może coś zjeść?
- Nie. Jedyne czego chcę to odpowiedzi! - krzyczę ze złością.
- Spokojnie, kochana. -zawija kosmyk moich włosów, wokół swojego palca. Ma mnóstwo pierścieni. W końcu jest piratem. Odpycham go, a on pociąga mnie za sobą. Przez chwilę leżymy tak w bezruchu, kiedy on zaczyna się śmiać. Gwałtownie przewraca mnie na plecy i zaczyna przyciskać swoim ciałem.
- Normalnie wolę robić przyjemniejsze rzeczy, gdy kobieta jest pode mną.
Wyciągam sztylet z pochwy, przy jego pasie. Przykładam go do jego szyi.
- Twarda z ciebie laska. - stwierdza, wciąż leżąc na ziemi. - Lubię takie. - kończy.
- Powiedz mi jak mam wrócić do domu, jeśli tego nie zrobisz, zabiję cię.
- Naprawdę byś to zrobiła? Byłabyś winna tysięcy złamanych serc.
- Czemu?
- Ah... Naprawdę nie wiesz? Jestem piekielnie przystojny.
- Och, więc w tym przypadku zrobię wyjątek. - przybliżam sztylet bliżej jego szyi.
- Spokojnie, kochana. Odłóż sztylet, proszę.
- Odpowiedz!
- Czy wszystko jest w porządku, kapitanie?
Nagle wszystko wokół robi się mgliste. Odrzucam sztylet i powoli wstaje. Czy to możliwe? Przecież on nie żyje. Zamykam oczy i odwracam się z nadzieją. Przełykam ślinę. Boję się uchylić powieki. Boję się świadomości, że Piotr nigdy mnie nie szukał, nigdy nie dał oznaków życia. Zginął w akcji, tak pisało w raporcie. Przechodzą mnie ciarki. Otwieram oczy.
- Hanna? - pyta.
- Piotr. - odpowiadam ledwo słyszalnym szeptem.
Rozważam dwie opcje:
1. Wpaść w jego ramiona i otulić się jego ciepłem, jak wówczas robiłam to w grudniowe noce.
2. Przyłożyć mu.
Po chwili namysłu, wybieram opcję numer 2.

*

Szczerze? Nie pamiętam, co działo się w ciągu ostatniej godziny. Z tego co widzę po moich rękach, kogoś skrzywdziłam. Wytężam umysł i wszystkie elementy układanki, układają się w całość. Z mieszanki smutku i złości, zaatakowałam Piotra. Zaczęłam bezlitośnie okładać go pięściami. Wpadłam w szał. Ktoś, jak mniemam Hak, odciągnął mnie od bezbronnego Liama i zaprowadził do pomieszczenia, w którym całe to szaleństwo się zaczęło. Dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że w mojej "sypialni" znajdują się szafki, stos kocy i stolik z dwoma krzesłami. Hak odsunął dla mnie krzesło i usiadł na drugim. Przez chwilę siedziałam osłupiała, wpatrując się beznamiętnie w pustkę. Kapitan podsunął mi szklankę ze złotym płynem w środku.
- Rum. - rzucił.
Nie odpowiedziałam. Chwilę wpatrywałam się w złocistą breję i zdecydowałam się wypić do dna. Jednym haustem, cała zawartość szklanki wylądowała w moim żołądku. Spojrzałam na zdumionego i uśmiechniętego od ucha, do ucha Haka. Nie wiedziałam, jak zareagować. Zresztą nie ma takiej potrzeby.
- Zakładam, że ty i... Piotr byliście ze sobą blisko.
- Może.
- Jesteś strasznie skryta.
- Powiedział facet, który nie chce zdradzić treści swojego nadzwyczajnego konfliktu z szalonym starcem. Po wypowiedzeniu tego zdania, to rzeczywiście brzmi dziwnie.
- To skomplikowane. - poważnieje, ale po chwili na jego twarzy znów pojawia się uśmiech. - Ale za to mogę odpowiedzieć na twoje pytania.
- Kontynuuj.
- Miejsce w którym się znajdujesz to Nibylandia, znajdujesz się tu, bo ja cię uratowałem. Gdyby nie ja, gryzłabyś piach.
- Moja rodzina nie żyje. Nie mam do czego wracać. - mówię szeptem. - Dziękuję. - dodaję głośniej.
- Wszystko, dla pięknej damy. Oferuję się na przyszłość. - po chwili ciszy, wstaje i mówi: - Powinnaś ochłonąć. Połóż się spać, odpocznij. Na resztę pytań odpowiem później.
- Mogę zadać ostatnie? Zanim usnę?
Przytaknął w odpowiedzi.
- Czy wszystko w porządku z Piotrem?
- Złamałaś mu rękę i nos. Do wesela się zagoi.
Przyłożyłam ręce do twarzy w poczuciu winy. Hak to zauważył i powiedział:
- Jestem prawie pewien, że ci wybaczy.
Mam nadzieję...

*

Budzę się po południu. Z zapachu, wynika, że jest już pora obiadu. Chyba, że piraci jedzą o tej godzinie dopiero śniadanie. Ziewam i idę po schodkach, na górę. Nagle robię się głodna. Ku mojemu zdziwieniu nikt nie siedzi przy stole, jedząc i gawędząc o pierdołach. Zamiast tego każdy z piratów trzyma w dłoni kromkę chleba i zajmuje się swoją robotą. Mam cichą nadzieję, zobaczę moją nieszczęsną ofiarę, tym razem bez walki.
- Zgubiłaś się, kochana?
- Nie na tyle, bym traciła czas na rozmowę z tobą.
Hak zaskakuje ze schodków i do ręki wkłada mi chleb.
- Dla ciebie, milady. - mówi i kłania się.
Przewracam oczami i zaczynam jeść chleb. Kapitan oferuje mi rum, ale odmawiam.
- Dalej płyniemy do Nibylandii? - pytam.
- Tak właściwie... Już jesteśmy na miejscu. Czekaliśmy na ciebie.
- Dlaczego?
- Nie zostawimy damy samej, prawda załogo?!
- Prawda! - odpowiadają chórem.
- Właściwie, nigdy nie zapytałam: czy to wszystko jest prawdziwe? To może być tylko sen, albo jakiś szalony przebieraniec mógł przywieźć mnie na wyspę, żeby...
- Cię sprzedać? Wszystko tu jest jak najbardziej prawdziwe, a poza tym nie wykorzystuję kobiet, bo jestem dżentelmenem.
- Przynajmniej mam porywacza dżentelmena. - żartuję.
- O, nasza dama jest zabawna.
- Chciałabym wrócić do domu. - mówię po chwili ciszy. - Istnieje jakieś wyjście, portal? Nie wiem. Cokolwiek.
- Owszem. Jest magiczna fasola.
- Taka jak w "Jasiu i fasoli"?
- Dokładnie. Tylko jest jeden mały szczegół.
- Hm?
- Zużyłem ostatnią fasolę.
- Co?! Jak to?! Co mogłoby być tak ważne, by zużywać ostatnią fasolę?!
- Hm... Chyba zależy ci na swoim życiu.
- Ten zielony wir, który mnie wciągnął...
- Poprawka: ja cię do niego wepchnąłem.
- To była moc fasoli?
- Owszem. Nie mogłem zostawić damy w opresji.
Zrezygnowana siadam na beczce, zapewne wypełnioną rybami. To znaczy, że nigdy nie wrócę do domu? W sumie mogłabym zacząć tu wszystko od nowa. Nowy świat, nowe cele, miejsca. Nie mam żadnych pozostawionych rzeczy, czy rodziny, by wracać do Bostonu. Jednak cząstka mnie pragnie wrócić do mojego małego mieszkania, usiąść i zanurzyć się w lekturze, zajadając się lodami miętowymi.
- Nie smuć się, kochana. Znajdziemy wyjście. Według pradawnej legendy, w Nibylandii znajduje się Arcykamień, który może spełnić jakiekolwiek życzenie, wliczając twój powrót do domu.
- Jaką mam gwarancję, że nie kłamiesz?
- Nie masz. Musisz po prostu mi zaufać.

----------

Zostawcie coś po sobie! Gwiazdki i komentarze mile widziane! To dla Was jedynie parę sekund, a mi daję silną motywację, żeby pisać dalej! <3


Zapraszam także do czytania innych opowiadań mojego autorstwa! Od kryminałów, przez dramaty, sci-fi, superbohaterów, aż po amatorską poezję!

Król mórz [Zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz