vii. there'll be blood on the cleaver tonight

2.5K 226 35
                                    

W końcu nadszedł ten dzień, na który czekała większość Hogwartu. Bal Rocznicowy, odbywający się po raz pierwszy, aby uczcić powstanie szkoły. Praktycznie wszyscy uczniowie zostali w murach zamku, aby uczestniczyć w tym wyjątkowym wydarzeniu, zatem lista tych, którzy wyjechali na Boże Narodzenie do domu, była naprawdę krótka. Na tej liście nie znajdowała się też Lillian Pierce, która w tamtej chwili właśnie kończyła się szykować, aby wyglądać w miarę najlepiej, jak potrafiła. Spojrzała na zegarek, spoczywający na biurku, zaraz obok różdżki i biografii Dumbledore'a. Za pół godziny zaczynał się bal, zatem razem z Vincentem, powinna już wychodzić. Zamknęła swoją sypialnię i ruszyła ostrożnym krokiem po schodach w dół, gdzie czekał już na nią Gryfon. Ubrany był w szatę wyjściową, która podkreślała jego śniadą cerę. Włosy, kruczoczarne, które zawsze były w wielkim chaosie, tym razem były ładnie ułożone, przez co na chwilę Ślizgonka nie była pewna tego, kto przed nią stoi. Spojrzał na nią swoimi bladozielonymi oczami i uśmiechnął się od ucha do ucha.

– Pięknie wyglądasz, Lily. – Podszedł do niej, delikatnie chwytając jej dłoń.

– Ty również – odparła, obdarzając go najpiękniejszym uśmiechem, na jaki było ją stać.

Na ten wyjątkowy wieczór naprawdę starała się dobrze wyglądać, i to nie tylko ze względu na to, że według niej Prefekci Naczelni byli wzorem dla innych uczniów, ale także dla samej siebie, aby przez chwilę zapomnieć o szkole i obowiązkach i móc bawić się do białego rana. Szmaragdowa sukienka, kupiona podczas jej wypadu z Alice do Hogsmeade, była na ramiączkach, odcinana pod biustem i sięgała przed kolano, idealnie podkreślając jej orzechowe oczy. Na szyi spoczął delikatny naszyjnik ze srebrnym wężem – herb Slytherinu, nogi zaś zdobiły czarne, niewysokie szpilki. Włosy miała spięte w gruby warkocz, jednak kilku miodowym kosmykom udało się wydostać, przez co opadały na jej twarz, dodając uroku.

Złapała Vincenta pod rękę i oboje, pewnym krokiem, ruszyli w stronę Wielkiej Sali, która tego dnia była przyozdobiona w barwy wszystkich czterech domów. Na końcu sali, czyli tam, gdzie zawsze znajdował się podest dla nauczycieli, tym razem stała orkiestra, zaś obok niej wyczarowano piękny parkiet, przeznaczony na tańce. I tym razem profesorowie mieli osobny stół, który jednak zamiast na podeście, znajdował się zaraz obok Krukonów. Prefekci i Prefekci Naczelni przez początek balu byli zobowiązaniu zająć miejsca obok opiekunów ich domu, więc chcąc nie chcąc, Lillian musiała usiąść po lewej stronie profesora Dracona Malfoya, który tego dnia był w naprawdę wyśmienitym humorze.

Po długiej i bardzo wzruszającej przemowie profesor McGonagall, na stołach pojawiło się jedzenie, a chwilę później na scenie pojawiła się orkiestra, więc większość ruszyła na parkiet. Ślizgonka nie zdążyłby nawet wypowiedzieć słowa Quidditch, bo już chwilę potem u jej boku pojawił się Vincent, porywając ją do tańca. Złapała go za dłonie, które mocno ścisnęła, a następnie pozwoliła ponieść się muzyce i towarzystwu Gryfona, które po tym sztywnym rozpoczęciu, bardzo jej w tej chwili odpowiadało. Zakręciła się wokół własnej osi, a następnie poczuła wokół własnej talii ciepłe i delikatne dłonie należące do Wooda, który spokojnie przysunął ją do siebie, chcąc pocałować, ale w tej samej chwili, ktoś złapał dziewczynę za rękę, porywając do tańca.

– Odbijamy! – zawołał wysoki blondyn, w którym Gryfon rozpoznał tak znienawidzonego przez Lillian nauczyciela.

Dziewczyna, nie ukrywając zaskoczenia, spojrzała na Vincenta, posyłając mu jednocześnie przepraszający uśmiech. I już chwilę potem zniknęła wśród roztańczonych ludzi, zarówno nauczycieli, jak i uczniów, czując w pasie lodowate dłonie Malfoya, które szczelnie ją przy sobie trzymały. Niechętnie ułożyła mu ręce na ramionach, starając się jednocześnie nie zgubić w zgrabnych ruchach nauczyciela. Może i był okropny wobec niej na lekcjach, ale w tym momencie musiała to przyznać z czystym sumieniem – tańczył cholernie dobrze, wręcz rewelacyjnie. Każdy jego ruch był idealnie wymierzony, zgrabny, zgrany z muzyką, że przez chwilę poczuła się zawstydzona, że nie potrafi tańczyć tak samo, jak on i zamiast czerpać z tego radość, jedyne, o czym myśli, to fakt, że musi za nim nadążyć, aby nie staranować kogoś z boku. Ukradkiem spoglądała na poruszające się wokół nich postacie, w poszukiwaniu Vincenta, ale nigdzie nie mogła go znaleźć, więc na powrót przeniosła swoje orzechowe spojrzenie na Dracona, który przyglądał jej się z lekkim, tym malfoyowskim uśmieszkiem na ustach. Lillian poczuła chęć starcia go z jego pięknej buźki, ale nawet by nie zdążyła, bo w tym samym momencie drzwi do Wielkiej Sali szeroko się otworzyły, a w nich stanął Hagrid.

– Minister Magii nie żyje. – Jego ochrypły, ale nadal przyjemny dla ucha głos rozszedł się po sali. W jednej sekundzie wszyscy zamarli. Lillian poczuła, jak dłonie nauczyciela ciaśniej zaciskają się wokół jej talii. – Został zamordowany.

snake eyes ∆ hpWhere stories live. Discover now