xvi. don't bring tomorrow, cause i already know, i'll lose you

2K 176 13
                                    

Przyszedł maj. Śnieg za oknem już dawno zniknął, a słońce o wiele dłużej świeciło na niebie ocieplając mury Hogwartu. Wszystko powoli zaczęło się układać. Lillian po oprowadzeniu młodszych klas po Hogsmeade, nareszcie miała trochę czasu dla siebie. Spotkała się z Emmą pod Miodowym Królestwem, skąd udały się do pubu Pod Trzema Miotłami. Cały dzień panowała ulewa, wszyscy schronili się w różnych sklepach, więc nietrudno było znaleźć zmokniętą przyjaciółkę, przestępującą z nogi na nogę, w oczekiwaniu na Pierce.

– Co tam ciekawego u twoich rodziców? – zapytała Lillian, biorąc łyk Kremowego Piwa.

– Mama wyjechała do swojej siostry, a ojciec nadal siedzi w Ministerstwie – powiedziała szybko. – Podobno złapali masę Śmierciożerców, którzy dołączyli do Zabiniego, ale jego samego nadal nie mogą schwytać.

– Co za beznadzieja – mruknęła w odpowiedzi Ślizgonka. – Myślałam, że nowy Minister Magii od razu się za to weźmie, ale jak widać, nic się nie zmieniło.

– Ojciec mówił, że aurorzy są już na tropie tej dwójki, Zabiniego i Parkinson, ale oficjalnie nic nie jest potwierdzone.

– Chciałabym, żeby to w końcu się skończyło, wiesz? Denerwują mnie te wszystkie nowe zasady panujące w Hogwarcie...

– Patrzy na ciebie. – Pine przerwała jej szeptem.

– Kto? – zapytała zbita z tropu Lillian.

– Jak to kto, Lily. – Uśmiechnęła się tajemniczo. – Draco Malfoy.

– Co? – odparła zaskoczona. – Wydaje ci się – dodała, śmiejąc się cicho.

– Wystarczy, że spojrzę w jego kierunku – wyjaśniła. – I widzę, że tak samo, jak Wood, nie potrafi oderwać od ciebie wzroku.

– To mamy konflikt interesów, bo ja przecież jestem z Vincentem – odparła z nutą ironii w głosie.

– Krążą plotki, że Malfoy też jest zamieszany w to wszystko. – Nagle obok nich pojawiła się Alice, stawiając przed sobą filiżankę z herbatą imbirową.

– Żartujesz sobie? – zapytała z rozbawieniem Pierce. – On? Przecież za zdradę McGonagall od razu by go wyrzuciła z Hogwartu.

– Ja tam nie wiem, jak jest, mówię tylko to, co słyszałam. – Uniosła ręce w geście obronnym.

– Na miejscu McGonagall nie ufałabym mu – oznajmiła Alice i zanim Lillian zdążyła się odezwać, aby powiedzieć chociaż jedno słowo w obronie blondyna, koleżanka zapytała. – Powiesz nam w końcu, co takiego wydarzyło się w Malfoy Manor, że wróciłaś do Hogwartu przed...

– Nie cieszycie się, że wróciłam? – Pierce zmarszczyła brwi.

– Jasne, że się cieszymy – wtrąciła Emma. – Po prostu jesteśmy ciekawe, okej?

– Mówiłam już wam – powiedziała lekko podirytowana Ślizgonka. – McGonagall poprosiła nas o powrót. I tyle. Koniec historii.

Lillian nigdy nie odważyła się powiedzieć komukolwiek o wydarzeniach tamtej nocy, choćby ze względu na to, że nie chciała, aby ludzie na nowo zaczęli postrzegać Draco Malfoya jako złego. Wiedziała, że on sam by tego nie zniósł, jego psychika, po wojnie, stała się zbyt krucha i delikatna, aby móc przeżyć kolejne ataki ze strony otoczenia. Spojrzała ukradkiem w jego stronę i posłała mu lekki uśmiech, na co on puścił jej oczko i wstał od stołu.

– Idzie tutaj – pisnęła Alice, która od początku przybycia Malfoya do Hogwartu, nie ukrywała tego, że nauczyciel jej się podoba.

– Pierce, czy mogę cię na chwilę przeprosić? – zapytał Draco głosem całkowicie pozbawionym emocji, nawet nie patrząc na dziewczyny siedzące przy dębowym stole.

– Oczywiście, profesorze – odparła, wstając z krzesła. – Przepraszam, dziewczyny, ale obowiązki Prefekta wzywają.

Kiedy szli razem do wyjścia, czuła, jak spojrzenia nie tylko Alice i Emmy odprowadzają ich sylwetki do drzwi. Na zewnątrz nie przestało padać; wręcz przeciwnie, deszcz zrobił się jeszcze intensywniejszy. Stanęli pod daszkiem, skrywając się przed wilgocią, upewniając przy okazji, że w pobliżu nie ma nikogo poza nimi.

– Coś się stało? – zapytała Lillian, opierając się plecami o drewnianą kolumnę.

– Chciałem cię zapytać, czy wrócisz na moje zajęcia. – Uśmiechnął się do niej półgębkiem.

– Wybacz, ale chyba zostanę u Slughorna – westchnęła. – Choćby ze względu na to, że na lekcjach eliksirów chcę się skupić na eliksirach, a nie na tym, jaki tekst będzie idealny, aby odgryźć się głupkowatemu nauczycielowi.

– Nie jestem głupkowaty! – obruszył się Malfoy, robiąc groźną minę.

– Żartowałam przecież – powiedziała prędko, unosząc dłonie w geście obronnym.

– A gdzie zgubiłaś swojego ślicznego chłoptasia z Gryffindoru? – zapytał z wyraźną niechęcią w głosie, chcąc szybko zmienić temat.

– Draconie Lucjuszu Malfoyu, czyżbyś był zazdrosny? – Lillian uniosła brew, a blondyn skrzywił się lekko.

Minął może ułamek sekundy i nagle w całym mieście rozległ się głośny dźwięk alarmu, co mogło oznaczać tylko jedno – Śmierciożercy zaatakowali Hogsmeade. Draco bez wahania chwycił dłoń Lillian, jednak nie zdążył się gdziekolwiek aportować, bo w tym samym momencie oberwał zaklęciem oszałamiającym w ramię. Upadł na ziemię, Pierce zaś ze złością cisnęła Drętwotą w osobę, która ich zaatakowała. Zaklęcie chybiło, jednak ten krótki moment pozwolił Malfoyowi podnieść się z kolan i wrócić do pojedynku. Draco wrzasnął w stronę Lillian, rozkazując jej przenieść się gdziekolwiek indziej, byle tutaj nie zostawać, ale dziewczyna gwałtownie odmówiła. Wiedziała, że on sobie poradzi – z nią czy bez niej – ale ostatnią rzeczą, jaką chciała zrobić to uciec, zostawiając go tutaj kompletnie samego. Stanęła u jego boku, kiedy na głównej ulicy, spowitej ciemnościami, zaczęli pojawiać się uczniowie Hogwartu. Deszcz nie przestawał lać, wszyscy dosłownie w ułamku sekundy byli przemoczeni do suchej nitki, ale nikt nie zwracał na to uwagi. Należało się bronić – tylko to było ważne.

Kolorowe strumienie świateł, pochodzące z coraz to kolejnych zaklęć, rozświetlały panujący mrok. Z Pubu pod Trzema Miotłami wyłonili się także inni czarodzieje – większość z nich uciekła, aportując się. Wielu z nich jednak pozostało, stając po stronie Hogwartu i wspomagając uczniów, ale także i nauczycieli w ich wspólnej walce przeciwko Śmierciożercom. Dzwony biły coraz głośniej i głośniej, krzyki stawały się coraz bardziej chaotyczne, ludzie byli przerażeni, ale wytrwale walczyli, pokonując stale wzrastającą liczbę przeciwników.

Lillian dzielnie się broniła, sprawnie unikając ciosów Śmierciożerczyni, atakując ją przy tym wszystkimi zaklęciami, jakich tylko nauczył ich profesor Tennant, jednak to było za mało. Szybko rozejrzała się za Draconem, którego nigdzie nie mogła dostrzec i nagle usłyszała trzask. Poczuła okropny, wręcz palący ból w jej wnętrznościach i zdała sobie sprawę z tego, coś ją paraliżuje. Zdążyła jeszcze spojrzeć w kierunku walczących, a potem upadła na mokrą ziemię i zemdlała.

snake eyes ∆ hpWhere stories live. Discover now