Chapter 39

719 66 8
                                    

-Zrobiłam ci koktajl słonko.-Liz podała mi szklankę z napojem.

-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i wzięłam naczynie od kobiety.

Mama Hemmingsa cały czas się mną zajmuje i pilnuje by niczego mi nie brakowało. W międzyczasie musztruje też chłopaków, którym chyba obecność mamy nie do końca się podoba.

Ashton już dawno odzwyczaił się od matczynej opieki, Michael i Luke tak samo. Jedynie Calum i Rina cieszyli się z pobytu Liz a to dlatego, że oni tak naprawdę nigdy nie mieli rodziców. Rina całe życie spędziła w domu dziecka a Cal tułał się po rodzinach zastępczych ale jedna była gorsza od drugiej. Więc  kiedy poznał Ashtona i mnie zamieszkał z nami. Ale dość o przeszłości, wróćmy do tego co jest teraz.

-Wiesz już jak dacie dzieciom na imię?

-Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Ostatecznie możemy skorzystać z propozycji Caluma.- zaśmiałam się.

-To bardzo energiczny chłopak.-stwierdziła kobieta ze śmiechem.

Bardzo polubiłam mamę Luke'a. Mogłabym z nią rozmawiać godzinami i w sumie to robię bo reszta załogi większość czasu spędza w sklepie.

-Słuchaj może weźmiesz ciepłą kąpiel a ja w tym czasie przygotuję kolację?-zaproponowała.

-Może jednak pani pomogę? -odparłam.

Głupio mi, że wszystko za mnie robi.

-Nie trzeba skarbie, ja się wszystkim zajmę a ty się zrelaksuj. Nie wyglądasz najlepiej.

I miała rację. Dziś był jeden z tych dni, kiedy nie dopisywało mi dobre samopoczucie. Posłuchałam więc kobiety i ruszyłam na górę do łazienki. Przyznam, że coraz ciężej mi się chodzi. Te dwa szkraby robią się naprawdę ciężkie.

Kiedy byłam już w połowie schodów poczułam ukłucie w brzuchu. Świetnie, znowu skurcze. Starałam się to zignorować ale kiedy zrobiłam kolejny krok ku górze, ból nasilił się i poczułam ciecz spływającą po moich nogach spod sukienki.

Gdy spojrzałam w dół zaczęłam przeraźliwie krzyczeć.


LUKE'S POV.

Odkąd mama opiekuje się Seleną wszyscy jakoś sie uspokoili. Lżej nam się pracuje a po skończonej robocie jedziemy do domu Irwinów na kolację, którą zazwyczaj przygotowuje mama.

-Ciekawe co dzisiaj jemy.- rzucił podekscytowany Calum.

-Mnie bardziej interesuje jak się czuje moja dziewczyna.-odezwałem się.

-W przeciwieństwie do mnie ona czuje, że jej brzuch jest pełny.-na stwierdzenie Hooda wszyscy się zaśmiali natomiast ja tylko wywróciłem oczami.

Gdy dotarliśmy na miejsce, Michael chwycił za klamkę.

Jednak drzwi nie otworzyły się.

-Co jest?-spytałem.

-Zamknięte. Rina, Ash macie klucze?-spytał Clifford.

-Chyba tak.-odparła dziewczyna i gdy znalazła klucze otworzyła drzwi.

Pomijając grający telewizor, wewnątrz było niepokojąco cicho. Jednak światła w niektórych pomieszczeniach paliły się normalnie.

-Selena? Pani Liz? Jesteście tu?-wołał Ashton.

Nikt jednak nie odpowiadał.

-Na górze ich nie ma.-rzuciła Valentine schodząc ze schodów.

Zacząłem się niepokoić. Chwyciłem telefon z zamiarem skontaktowania sie z którąś z nich i wtedy spostrzegłem nieodebraną wiadomość od mamy.

Napisała, że Selenie odeszły wody i zaczęła rodzić oraz w jakim szpitalu są.

Rodzić? Przecież to jeszcze za wcześnie!

Powiedziałem o wszystkim reszcie i od razu ruszyliśmy do szpitala.

***

Na miejscu nie byliśmy pewni co robić. Po korytarzu krzątało się mnóstwo pacjentów, lekarzy i pielęgniarek a my byliśmy tak zdenerwowani, że nie mieliśmy pojęcia od czego zacząć.

Rina, która otrząsnęła się jako pierwsza podeszła do recepcji i spytała gdzie jest porodówka. Gdy pielęgniarka wskazała nam drogę od razu się tam udaliśmy.

SELENA'S POV.

Kiedy zobaczyłam, że odchodzą mi wody zaczęłam krzyczec i wołać Liz. Ta od razu podbiegła do mnie i pomogła wejść do auta. Zawiozła mnie do szpitala a tam od razu zbiegli się do mnie lekarze i pielęgniarki.

Wszystko działo sie tak szybko, że nie jestem pewna, kiedy znalazłam się na porodówce.

-Spokojnie, oddychaj, będzie dobrze.-Liz starała się mnie uspokoić.

Niewiele to dało. Nadal krzyczałam a łzy spływały po moich policzkach. Ból był nie do zniesienia, czułam się jakby rozrywano mnie żywcem. Pracownicy szpitala odbierający mój poród umazani byli w mojej krwi, która ogromnie kontrastowała z bielą ich fartuchów.

Sam widok tego wszystkiego był przerażający a to jak się przy tym czułam sprawiało, że było jeszcze gorzej. Jeżeli każdy poród tak wygląda to jak matkę kocham nie chcę nigdy więcej tego powtarzać.

-Wytrzymaj Selena. Dasz radę.- Liz trzymała moją rękę i od czasu do czasu wycierała pot z mojej zmęczonej twarzy.

Niech ten koszmar się już skończy, błagam...

LUKE'S POV.

Siedzieliśmy przed salą porodową wiedząc, że nic więcej nie możemy na razie zrobić. Siedzieliśmy tak dobrą godzinę, kiedy z sali wyszła pielęgniarka. Gdy zobaczyłem ilośc krwi na jej białym fartuchu czułem jak w ciągu kilku sekund z mojej twarzy odpłynęły wszystkie kolory.

-Proszę pani, co z moją siostrą?-Ashton poderwał sie z miejsca i podbiegł do kobiety.

-Pan jest bratem Seleny? No więc radzę uzbroić się w cierpliwość bo poród zapowiada się długi i ciężki. Jest przedterminowy co może wywołać tez kilka dodatkowych problemów.-wytłumaczyła po czym szybkim krokiem odeszła.

Przez kilka godzin lekarze i pielęgniarki wbiegali i wybiegali z sali a krzyki i rozpacz Seleny to dźwięki, których jeszcze przez długi czas nie dam rady wymazać z pamięci.

Było już grubo po północy, kiedy lekarz prowadzący wyszedł z sali wycierając  pot z czoła.

Żadne z nas nawet nie zorientowało się kiedy cały hałas ucichł.

Mężczyzna podszedł do nas po czym przemówił.

-Jesteście rodziną pani Seleny Irwin?

-Jestem jej chłopakiem, ojcem dzieci. A to jej brat i przyjaciele.

Lekarz spojrzał na nas zmartwiony.

-Więc gratuluję panu bliźniąt. Ale niestety nie mam zbyt dobrych wieści...


_____________________________________________________

Mówiłam? Mówiłam, że będzie ciekawiej? Teraz to się dopiero zacznie! Pewnie znienawidzicie mnie za ten rozdział ale co tam haha xx


Frozen HeartOù les histoires vivent. Découvrez maintenant