-Zrobiłam ci koktajl słonko.-Liz podała mi szklankę z napojem.
-Dziękuję.-uśmiechnęłam się i wzięłam naczynie od kobiety.
Mama Hemmingsa cały czas się mną zajmuje i pilnuje by niczego mi nie brakowało. W międzyczasie musztruje też chłopaków, którym chyba obecność mamy nie do końca się podoba.
Ashton już dawno odzwyczaił się od matczynej opieki, Michael i Luke tak samo. Jedynie Calum i Rina cieszyli się z pobytu Liz a to dlatego, że oni tak naprawdę nigdy nie mieli rodziców. Rina całe życie spędziła w domu dziecka a Cal tułał się po rodzinach zastępczych ale jedna była gorsza od drugiej. Więc kiedy poznał Ashtona i mnie zamieszkał z nami. Ale dość o przeszłości, wróćmy do tego co jest teraz.
-Wiesz już jak dacie dzieciom na imię?
-Jeszcze się nad tym nie zastanawialiśmy. Ostatecznie możemy skorzystać z propozycji Caluma.- zaśmiałam się.
-To bardzo energiczny chłopak.-stwierdziła kobieta ze śmiechem.
Bardzo polubiłam mamę Luke'a. Mogłabym z nią rozmawiać godzinami i w sumie to robię bo reszta załogi większość czasu spędza w sklepie.
-Słuchaj może weźmiesz ciepłą kąpiel a ja w tym czasie przygotuję kolację?-zaproponowała.
-Może jednak pani pomogę? -odparłam.
Głupio mi, że wszystko za mnie robi.
-Nie trzeba skarbie, ja się wszystkim zajmę a ty się zrelaksuj. Nie wyglądasz najlepiej.
I miała rację. Dziś był jeden z tych dni, kiedy nie dopisywało mi dobre samopoczucie. Posłuchałam więc kobiety i ruszyłam na górę do łazienki. Przyznam, że coraz ciężej mi się chodzi. Te dwa szkraby robią się naprawdę ciężkie.
Kiedy byłam już w połowie schodów poczułam ukłucie w brzuchu. Świetnie, znowu skurcze. Starałam się to zignorować ale kiedy zrobiłam kolejny krok ku górze, ból nasilił się i poczułam ciecz spływającą po moich nogach spod sukienki.
Gdy spojrzałam w dół zaczęłam przeraźliwie krzyczeć.
LUKE'S POV.
Odkąd mama opiekuje się Seleną wszyscy jakoś sie uspokoili. Lżej nam się pracuje a po skończonej robocie jedziemy do domu Irwinów na kolację, którą zazwyczaj przygotowuje mama.
-Ciekawe co dzisiaj jemy.- rzucił podekscytowany Calum.
-Mnie bardziej interesuje jak się czuje moja dziewczyna.-odezwałem się.
-W przeciwieństwie do mnie ona czuje, że jej brzuch jest pełny.-na stwierdzenie Hooda wszyscy się zaśmiali natomiast ja tylko wywróciłem oczami.
Gdy dotarliśmy na miejsce, Michael chwycił za klamkę.
Jednak drzwi nie otworzyły się.
-Co jest?-spytałem.
-Zamknięte. Rina, Ash macie klucze?-spytał Clifford.
-Chyba tak.-odparła dziewczyna i gdy znalazła klucze otworzyła drzwi.
Pomijając grający telewizor, wewnątrz było niepokojąco cicho. Jednak światła w niektórych pomieszczeniach paliły się normalnie.
-Selena? Pani Liz? Jesteście tu?-wołał Ashton.
Nikt jednak nie odpowiadał.
-Na górze ich nie ma.-rzuciła Valentine schodząc ze schodów.
Zacząłem się niepokoić. Chwyciłem telefon z zamiarem skontaktowania sie z którąś z nich i wtedy spostrzegłem nieodebraną wiadomość od mamy.
Napisała, że Selenie odeszły wody i zaczęła rodzić oraz w jakim szpitalu są.
Rodzić? Przecież to jeszcze za wcześnie!
Powiedziałem o wszystkim reszcie i od razu ruszyliśmy do szpitala.
***
Na miejscu nie byliśmy pewni co robić. Po korytarzu krzątało się mnóstwo pacjentów, lekarzy i pielęgniarek a my byliśmy tak zdenerwowani, że nie mieliśmy pojęcia od czego zacząć.
Rina, która otrząsnęła się jako pierwsza podeszła do recepcji i spytała gdzie jest porodówka. Gdy pielęgniarka wskazała nam drogę od razu się tam udaliśmy.
SELENA'S POV.
Kiedy zobaczyłam, że odchodzą mi wody zaczęłam krzyczec i wołać Liz. Ta od razu podbiegła do mnie i pomogła wejść do auta. Zawiozła mnie do szpitala a tam od razu zbiegli się do mnie lekarze i pielęgniarki.
Wszystko działo sie tak szybko, że nie jestem pewna, kiedy znalazłam się na porodówce.
-Spokojnie, oddychaj, będzie dobrze.-Liz starała się mnie uspokoić.
Niewiele to dało. Nadal krzyczałam a łzy spływały po moich policzkach. Ból był nie do zniesienia, czułam się jakby rozrywano mnie żywcem. Pracownicy szpitala odbierający mój poród umazani byli w mojej krwi, która ogromnie kontrastowała z bielą ich fartuchów.
Sam widok tego wszystkiego był przerażający a to jak się przy tym czułam sprawiało, że było jeszcze gorzej. Jeżeli każdy poród tak wygląda to jak matkę kocham nie chcę nigdy więcej tego powtarzać.
-Wytrzymaj Selena. Dasz radę.- Liz trzymała moją rękę i od czasu do czasu wycierała pot z mojej zmęczonej twarzy.
Niech ten koszmar się już skończy, błagam...
LUKE'S POV.
Siedzieliśmy przed salą porodową wiedząc, że nic więcej nie możemy na razie zrobić. Siedzieliśmy tak dobrą godzinę, kiedy z sali wyszła pielęgniarka. Gdy zobaczyłem ilośc krwi na jej białym fartuchu czułem jak w ciągu kilku sekund z mojej twarzy odpłynęły wszystkie kolory.
-Proszę pani, co z moją siostrą?-Ashton poderwał sie z miejsca i podbiegł do kobiety.
-Pan jest bratem Seleny? No więc radzę uzbroić się w cierpliwość bo poród zapowiada się długi i ciężki. Jest przedterminowy co może wywołać tez kilka dodatkowych problemów.-wytłumaczyła po czym szybkim krokiem odeszła.
Przez kilka godzin lekarze i pielęgniarki wbiegali i wybiegali z sali a krzyki i rozpacz Seleny to dźwięki, których jeszcze przez długi czas nie dam rady wymazać z pamięci.
Było już grubo po północy, kiedy lekarz prowadzący wyszedł z sali wycierając pot z czoła.
Żadne z nas nawet nie zorientowało się kiedy cały hałas ucichł.
Mężczyzna podszedł do nas po czym przemówił.
-Jesteście rodziną pani Seleny Irwin?
-Jestem jej chłopakiem, ojcem dzieci. A to jej brat i przyjaciele.
Lekarz spojrzał na nas zmartwiony.
-Więc gratuluję panu bliźniąt. Ale niestety nie mam zbyt dobrych wieści...
_____________________________________________________
Mówiłam? Mówiłam, że będzie ciekawiej? Teraz to się dopiero zacznie! Pewnie znienawidzicie mnie za ten rozdział ale co tam haha xx
![](https://img.wattpad.com/cover/21475928-288-k549808.jpg)
VOUS LISEZ
Frozen Heart
FanfictionOn- chłopak, który nie cofnie się przed niczym Ona- bezwzględna dziewczyna z sercem pokrytym lodową tarczą. Dwa gangi Jedno miasto I wspólny wróg. Czy to ma szansę skończyć się dobrze?