Rozdział 12. Hello friEND

343 28 4
                                    

   Oliver zatrzymał się jak wryty. Wszystkie jego mięśnie nagle zamieniły się w kamień. Z trudem nabrał powietrza i zerknął w tył. Nadal z nogami ciężkimi niczym ołów wpełzł do swojej kryjówki w krzakach. Z niewiarygodną ulgą stwierdził iż to nie do niego były skierowane te dwa powitalne słowa. Rozluźnił się lekko, widząc na podjeździe średniego wzrostu blondynkę. Kobieta uścisnęła dłoń starszemu mężczyźnie.

   - Moiro tak się ciesze, że cię widzę- oznajmił gładząc swoje siwe włosy.

   Matka Olivera uśmiechnęła się lekko i zaprosiła gościa do środka. Dopiero, gdy drzwi zatrzasnęły się za nimi chłopak wstał z kolan, oddychając głośno. Czuł się dziwnie słysząc swoje imię z jej ust, choć ono i tak nie było skierowane do niego.

   Potrząsnął głową chcąc pozbyć się jakichkolwiek myśli, po czym wrócił pod żelazne ogrodzenie. Tak jak wcześniej zwinnie je przeskoczył i udał się w stronę centrum. Lecz nie udał się do kryjówki tylko znów skierował się do Glades, a dokładnie do małego, zaniedbanego domku.

   Nie zapukał, ani nie zadzwonił dzwonkiem, który pewnie i tak już nie działał tylko skrył się za pełnymi od śmieci kubłami. Czekał, aż drzwi się otworzą jednak to nie nastąpiło. Usłyszał głośny trzask i w ostatniej chwili uniknął lecącej strzały. Odwrócił się gwałtownie. Tuż przed nim stała postać w czerwonym stroju z zarzuconym na głowę kapturem. W dłoni dzierżył łuk, a na plecach posiadał cały kołczan strzał, lecz mimo tego Oliver uśmiechnął się pod nosem.

   Zaatakował przeciwnika odpychając go solidnym kopniakiem wymierzonym w klatkę piersiową. Chłopak poleciał na siatkę i uchylił się przed kolejnym ciosem. Lewy sierpowy porządnie ogłuszył Olivera, ale jeszcze bardziej napędził jego wolę walki powodując iż rzucił się z krzykiem na intruza. Razem uderzyli w kontener robiąc przy tym sporo hałasu. Queen zdziwił się, gdy jego porządna seria ciosów została zablokowana, a zwykła nieuwaga doprowadziła do tego, że arsenał powalił go na ziemie. Ale przez te parę tygodni spędzonych w Nanda Parbat zdążył się czegoś nauczyć. Wymierzył cios w policzek chłopaka i odepchnął go nogami. Przeciwnik upadł wpierw uderzając głową o metalową rurkę.

   Zadowolony blondyn wstał i patrząc na nędzną sylwetkę u jego stóp podał poszkodowanemu dłoń. Harper zawahał się, jednak po chwili przyjął pomoc, co było nie małym błędem, bo poczuł kolejne uderzenie w twarz.

   - Pierwsza i najważniejsza zasada - zaczął wojownik. - Nie ufaj nikomu.

   Roy wstał ocierając krew spod nosa, groźnie mierząc wzrokiem swojego dawnego towarzysza.

   - Wróciłeś uczyć mnie regulaminu? - zadrwił.

   - Wróciłem w innej sprawie, ale lekcja czasami też ci się przyda.

   Westchnął głośno, po czym ściągnął czarny jak smoła kaptur.

   - Nie licz na pomoc - warknął Harper.

   Oliver cofnął się o krok. Stanowczość w głosie wspólnika sprawiła, że zrozumiał iż nie jest tu mile widziany.

   - A gdybym chciał wrócić? - spytał.

   Mięśnie chłopaka napięły się pod czerwonym kostiumem. Zawahał się lekko, ale w końcu rzucił oschle.

   - Nie wracaj... Tutaj nie ma już dla ciebie miejsca. Już dawno zostałeś zapomniany Queen.


-------------------------------------------------------------------

 Spodziewaliście się takiej reakcji ze strony Roy'a? :D Jak myślicie co teraz będzie? Brdzo prosze o komentarze kochani :*

Zapraszam też do czytania moich dwóch pozostałych opowiadań

"Akt wolności" oraz " Diaries written in blood"

Do nastepnego :*

A gdy zapadnie zmrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz