Rozdział 15. Efekt motyla

291 24 4
                                    

Oliver oparł się o metalowy stół i odchylił do tyłu głowę. Czuł zmęczenie, które zamykało mu powieki, ale wydarzenia ostatnich dni nie dawały mu spokoju. Stał w swojej dawnej kryjówce pod klubem. Światła w koło były pogaszone, co pomagało w skupieniu się na ważnym pytaniu. Czy znów zostać strzałą? Choć zgodził się pomóc swoim dawnym przyjaciołom, to zrobił to pod jednym warunkiem. Nie założy dawnego stroju. Ale czy, aby nie popełnił błędu?

Gdy Felicity wręczyła mu jego maskę przez chwilę poczuł, że wciąż należy do tej paczki. Lecz potem wszedł Roy, obrzucając go lekceważącym spojrzeniem i zrozumiał iż nie warto się łudzić. To wszystko sprowadzało się do jednego, dawnego błędu. A dalej to już nastąpił tzw. efekt motyla. Jego odejście zapoczątkowało nienawiść Harper'a oraz serię innych wypadków.

Nagle pomieszczenie się rozświetliło, zmuszając go, aby przymknął oczy. Zamrugał kilkakrotnie i rozejrzał się na boki. Przy włączniku stała zdziwiona Smoak.

- Wybacz. Nie sądziłam, że tu będziesz. Znaczy, nie chodzi o to, ze nie chce żebyś tu był... znaczy nie to miałam namyśli. - Zaczęła się plątać, wywołując tym uśmiech na twarzy Queen'a. - Tak, wiem już się zamykam - dodała po chwili.

Podeszła do blondyna zajmując miejsce obok niego. Skrzyżowała ręce na piersi i wpatrywała się w ścianę z takim zafascynowaniem, jakby była tam ukryta zaszyfrowana wiadomość. Mężczyzna przyjrzał jej się dokładnie, gdy wytężała wzrok. Nadal nosiła te same okulary w czarnej jak smoła oprawce. Jej jasne włosy były trochę dłuższe niż zapamiętał, ale wciąż związane w charakterystyczny kucyk.

- Dobra poddaję się, ja nic tam nie widzę - zaczęła przyłapując go na obserwowaniu.

Oliver zaśmiał się cicho, drapiąc się po lekkim zaroście.

- No proszę, pierwszy szczery uśmiech odkąd cię zobaczyłam... Nie to, żebyś się kiedyś nie uśmiechał.

Przez moment miał ochotę spoważnieć, ale sposób w jaki dziewczyna przekrzywiła głowę rozbawił go jeszcze bardziej.

- Masz racje, nic tak nie rozwesela jak starzy znajomi - odezwał się w końcu, odwracając wzrok.

- To... dlaczego znowu nie wrócisz? - spytała wpatrując się w niego.

- Nie mogę...

- Czemu?

Zastanowił się nad tym co powiedzieć. Wyznać prawdę, że boi się odrzucenia przez rodzinę i tego że się tu nie odnajdzie?

- Należę teraz do ligi i nie mogę po prostu tak odejść i wrócić. Nawet jakbym chciał.

- A chcesz? - Felicity ostrożnie położyła dłoń na jego ramieniu.

Czuła jak mięśnie Queen'a się napinają, a on sam toczy ze sobą wewnętrzną walkę. Pokręcił z rezygnacją głową i zacisnął usta w cienka linię.

- Chyba znajdę Azze... - mruknął, po czym odszedł zostawiając blondynkę samą.


***

Światło latarni wpadało przez zabrudzone okno i oświetlało szczupłą twarz dziewczyny. Kruczoczarne włosy kończyły się kilka centymetrów pod uszami, łaskocząc ją w szyję. Uśmiechnęła się do siebie, gdy usłyszała za plecami ciche skrzypnięcie. Odwróciła się, mierząc ostrym nożem wprost w swojego gościa.

- I jak przebiega mój plan? - odezwała się, a jej głos rozległ się echem w pomieszczeniu.

- Wszystko tak jak trzeba, są już z nami. Możesz ją puścić Max.

Maxinne zaśmiała się donośnie, chowając ostre narzędzie i nachyliła się w stronę chłopaka.

- Nie dostałam jeszcze tego czego chciałam, więc twoja dziewczyna jeszcze sobie tu posiedzi... - wzruszyła ramionami. - Chyba, że wcześniej padnie z głodu.

-Ale...

Uniosła do góry palec wskazujący, uciszając go. Nie cierpiała, gdy ktoś jej przerywał.

- A jeżeli do tego wtrąci się wielki przyjaciel miasta. Jak mu tam? Strzała? Dziewczyna straci głowę szybciej, niż ci się wydaję...


Kręcę tą fabułą :D ale zaczyna się rozwijać akcja :) mam nadzieję, że się podoba


A gdy zapadnie zmrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz