Rozdział 1.

124 14 2
                                    

 Ocknęłam się, ale nie otworzyłam oczu. Bolała mnie głowa, plecy... WSZYSTKO. Czułam, że leżę na czymś miękkim. Na boku. Było mi ciepło. Nie gorąco, ale ciepło.

  Delikatnie rozchyliłam powieki. Naraz jednak je zamknęłam, gdyż poraziła mnie jasność miejsca, w którym się znajdowałam. Gdzie ja jestem?  Ostatnie co pamiętam to to, że za mgłą widziałam Jamesa. Krzyczącego Jamesa. Ale co się stało dalej? 

  Znów spróbowałam otworzyć oczy. Choć łzy zaczęły do nich napływać, bo znów było zbyt jasno, wytrzymałam i po chwili zauważyłam, że jestem w jakimś pokoju podobnym do sali szpitalnej.  Było biało, ZBYT jasno i sterylnie. Całe pomieszczenie było białe. Ok... To się robi nieciekawe. 

  Podparłam się ramionami i spróbowałam usiąść. Udało się, jednak moja głowa zaczęła pulsować, a pokój wirował. Już miałam dotknąć dłonią skroni, żeby jakoś uśmierzyć ból czy coś, kiedy nagle zdębiałam. Cała dłoń była blada i miała niemal tak jasny odcień jak otaczające mnie rzeczy. Jak to się stało? Przecież nigdy nie byłam tak blada... Co lepsze, nie było na niej żadnego zatarcia ani rany, a bolała. Tam wewnątrz. Podniosłam drugą rękę i porównałam je obie. O cholera. Obie białe prawie jak mleko. A na paznokciach żadnego śladu po czarnym lakierze, którym rano je malowałam.  Albo w ten dzień, w którym dowiedziałam się o zdradzie Jamesa. Nie mam pojęcia ile czasu upłynęło. 

  - Obudziłaś się - usłyszałam nagle. Omal nie dostałam zawału serca. Głos dobiegał z mojej prawej, a kiedy tam spojrzałam, zobaczyłam śliczną blondynkę z loczkowatymi blond włosami i niebieskimi jak niebo oczami. Była mniej-więcej w moim wieku. Miała uśmiech na twarzy. Wyglądała jak anioł.

 - Kim jesteś? - zapytałam, obserwując ją nieufnie. Podeszła do tego, na czym siedziałam, a ja obróciłam się do niej całym ciałem, mimo bólu, który towarzyszył tej czynności. Usiadła na skraju kozetki, czy tam łóżka. Miała na sobie ładną, (niespodzianka!) białą sukienkę. 

- Od dziś jestem twoją opiekunką tutaj. Pokażę ci wszystko i będę się tobą opiekować dopóki nie pozwolą ci objąć swojego stanowiska - odparła pięknym, przyjaznym głosem. 

- A gdzie jestem, że musisz mi wszystko pokazać? - zdziwiłam się. Czyżbym wylądowała w jakimś ośrodku dla psychicznych? Ale dlaczego?

- Tam, gdzie trafiają dobre osoby po tragicznym wypadku.

No to się dowiedziałam. 

- A dokładnie?

- W niebie, skarbie. 

Patrzyłam na nią przez chwilę. Nagle zaczęłam się śmiać niekontrolowanym, głośnym śmiechem. Wszystko mnie bolało, ale nie mogłam się uspokoić. Ona tylko patrzyła na mnie uważnie i uśmiechała się niepewnie. 

- To żarty prawda? - zapytałam po jako-takim uspokojeniu się. - Powiedz mi proszę w jakim ośrodku dla chorych się znajduję. 

- Nie, to nie są żarty. Jesteś w niebie, a nie w żadnym ośrodku - odpowiedziała poważnie. Ona w to wierzy. No dobrze...

- Jak to się stało? Czemu tu jestem? - Nie, żebym jej uwierzyła. Ale dajmy temu szansę. 

- Pokłóciłaś się z Jamesem. Wyszłaś na ulicę, chcąc odejść od niego, ale tego nie zauważyłaś. Nie widziałaś też, że z twojej lewej jechał tir. Kierowca zbyt późno cię zobaczył, żeby móc wyhamować. 

- Umarłam? - zapytałam, powoli przypominając sobie krzyk Jamesa i okropny trzask.

- A myślisz, że co mogło się stać takiej dziewczynie jak ty, po bliskim spotkaniu z wielkim tirem? - odparła pytaniem na pytanie z podniesioną z rozbawienia brwią. Coś czuję, że się polubimy. 

- Whoa...- westchnęłam, przyswajając nowe wiadomości. - Ok... Czyli czym teraz jestem?

- Aniołem - powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. Uśmiechała się szeroko.  Zmarszczyłam brwi. Przecież nigdy nie byłam dobrym człowiekiem na tyle, żeby po śmierci być aniołem... 

- Nie byłam dobra, żeby nim być...

- Bogu się sprzeciwiasz? - zaśmiała się. 

- Nie... Jestem po prostu zdziwiona... - Przyjrzałam jej się uważnie. - Ty też nim jesteś?

- Tak. Jestem jedną z opiekunek nowych aniołów. Przygotowuję cię do twojej funkcji. Ty akurat będziesz Aniołem Stróżem, moja droga Alexandro. 

- Wystarczy Alex - sprostowałam z niesmakiem. Nienawidziłam, kiedy ktoś do mnie mówił pełnym imieniem. - Trochę tego dużo - przyznałam szczerze. Nagle mój wzrok zatrzymał się na czymś za jej plecami. A dokładnie WYRASTAJĄCYM z jej pleców. Były to skrzydła. Wielkie i białe. Takie piękne... Dlaczego dopiero teraz je zobaczyłam? - T-to są...

- Skrzydła - dokończyła za mnie, rozbawiona moją reakcją. Wskazała podbródkiem na coś za mną. - Ty też je masz.

Moje oczy się rozszerzyły i od razu spojrzałam za siebie. Były tam. Może nie tak duże jak... mojej opiekunki, ale białe i śliczne. Już nie przejmowałam się bólem. Zachwycałam się skrzydłami. Spojrzałam radośnie na nią. 

- Jak się nazywasz? - zapytałam ciekawa.

- Emma. 

- Ile masz lat? 

Tak, zaczęłam swoje przesłuchanie. 

- Jak umarłam miałam 21, więc... - uśmiechnęła się. - Ty masz 19 i już na zawsze tyle będziesz mieć. Wiecznie młoda...

- Kiedy zostanę tym Aniołem Stróżem?

- Kiedy On uzna, że jesteś gotowa - odpowiedziała cierpliwie. 

Kiwnęłam głową, uśmiechając się delikatnie. Nagle sobie coś przypomniałam.

- Co z moją rodziną? - zapytałam. Uśmiechnęła się pokrzepiająco. 

- Są załamani, ale nie martw się, aniołku. Pan im pomaga.

- A jeśli mama się załamie? - zmartwiłam się. 

- Marcus przy niej jest. Czuwa nad nią. 

Zmarszczyłam brwi.

- Że niby kto?

- Jej Anioł Stróż.

- Ach... No tak... - ogarnęłam się. Ty to inteligentna jesteś, Al... 

Zastanawiając się nad kolejnym pytaniem, przejechałam językiem po dolnej wardze. Coś mi tam nie grało. Przejechałam jeszcze raz i spojrzałam na Emmę uważnie.

- Gdzie mój kolczyk?

W dolnej wardze, po lewej stronie miałam kolczyka. A teraz go tam nie było.  Emma zrobiła zdziwioną minę.

- Chyba nie sądzisz, że jako anioł będziesz go nosić?

- Nie dość, że zmazaliście mi paznokcie, to jeszcze zabraliście kolczyka - powiedziałam z oburzeniem.- Skoro nie mogę mieć paznokci takich jak chcę, to chociaż jego mi oddajcie! Jest przecież srebrny. Nie zwraca na siebie wielkiej uwagi!

Emma zmrużyła oczy. 

- Zobaczę co da się zrobić. Ale nic nie obiecuję.

- Dziękuję - rozpromieniłam się.

- Ok... To ty odpocznij. Zostawię cię samą na razie. Kiedy znów się obudzisz, pokażę ci wszystko, zgoda? - zapytała. Kiwnęłam głową. - No to kładź się. 

Posłusznie oparłam głowę na poduszce i zamknęłam oczy. 

- Miłego odpoczynku, aniołku - powiedziała i wyszła.

Powiedzcie mi teraz, w co ja się wpakowałam? Jeśli sądzą, że będę się ubierać w białe sukieneczki i będę mieć niepomalowane paznokcie, to GRUBO się mylą. Już dość bieli. Ale mam piękne skrzydła, prawda? Jedna zaleta...

Opiekun z zaświatów // Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now