Rozdział 4.

66 13 0
                                    

Ulica była trochę szara, unosiła się mgła. Na ziemi tu i tam widziałam śnieg. Powietrze nie było tak czyste jak 10 lat temu... Chyba. Może to tylko ja jakoś inaczej to wszystko odbierałam?

A właściwie... gdzie ja jestem?

W tej samej chwili obok mnie przeszła kobieta z wózkiem. Chciałam się dowiedzieć, co to za miejsce, więc z delikatnym i uprzejmym uśmiechem dobiegłam do niej.

- Przepraszam, chciałam się dowiedzieć, w jakim miasteczku się teraz znajduję - powiedziałam grzecznie. Przeszła dalej, ignorując mnie. Zmarszczyłam brwi, ale znów podbiegłam i tym razem stanęłam na jej drodze.

- Przepraszam? Halo?! - pomachałam do niej, ale ona znów nie zareagowała.

Co najlepsze: ONA OT TAK PRZEZE MNIE PRZESZŁA.

No normalnie wjechała we mnie wózkiem z dzieckiem w środku i przejechała na drugą stronę. Czułam się wtedy dziwnie. Towarzyszyło mi uczucie, jakbym jechała windą, czy samochodem zbyt szybko. Łohoho. Nie do końca mi się to spodobało.

A ta kobieta szła dalej.

Czekaj, czekaj... Ona mnie nie widziała, ani nie słyszała... Patrzyłam na nią i nawet nie zauważyłam, że obok mnie przejechał samochód. Opamiętałam się dopiero, kiedy znów poczułam takie coś jak w momencie, gdy ta kobieta przeszła przeze mnie. Tylko tym razem było to... samochód.

Mało brakło, a zawału bym dostała. Oddychałam głęboko. Przed oczami stanął mi moment mojej śmierci.

ZABIERZCIE MNIE STĄD!

Z naprzeciwka zobaczyłam kolejne nadjeżdżające auto. Odskoczyłam z wrzaskiem, zapominając, że drugi raz nie mogę zginąć. Boże, jeśli Gabriel by mnie teraz zobaczył, umarłby (heh, Alex i ten jej czarny humor) ze śmiechu.

Pokręciłam głową wściekła na siebie za swoją głupotę. Wróciłam na miejsce, w które "przyleciałam". Spojrzałam uważnie na drzwi szpitala. Ciekawiło mnie, dlaczego pojawiłam się akurat tu, a nie od razu przy swoim podopiecznym. Westchnęłam cicho i skierowałam się niepewnie do wejścia.

Na korytarzu było mnóstwo ludzi, jednak nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Nie widzieli mnie, nie czuli, nie słyszeli...

Szłam w kierunku oddziału z noworodkami. To właśnie tam coś mnie ciągnęło. Czułam, że tam mam iść. Kiedy stanęłam przy oszklonej ścianie, za którą znajdowały się łóżeczka z maluszkami, natchnęło mnie, żeby wejść do środka. Jednak gdy dotknęłam klamki przy drzwiach do środka, nie poczułam nic. Moja dłoń po prostu przez nią przeszła.

No nie mówcie mi, że mam przejść przez te drzwi i znów czuć się jak w windzie...

Uratowała mnie od tego pielęgniarka, która otworzyła drzwi, żeby wejść do środka. Tak więc ja - Alex Ninja Pierwsza Klasa - wsunęłam się tam, zanim te drzwi się zamknęły.

Było tam tyle dzieci. Nie wiedziałam, które z nich zostało mi przydzielone. Ale znów szłam, jakby ciągnięta przez niewidzialną siłę, która mnie tu sprowadziła.

Nagle moją uwagę przykuło ostatnie łóżeczko. Niby zwykłe, a jednak wyjątkowe. Podeszłam do niego już bez pomocy tej mocy.

W środku niewyróżniający się niczym nadzwyczajnym chłopiec. Skąd wiedziałam? Oto jest pytanie. Poza tym potwierdziła to tabliczka opisująca malucha.

- Szpital w Doncaster... - szepnęłam do siebie. Już wiem, że jestem w Anglii. Mojej ojczyźnie.

Spojrzałam z powrotem na dziecko. Malutki, jasny chłopiec z wyglądającymi na coś jakby ciemnoblond włoskami na główce. Uroczy. Spał sobie.

Zawsze miałam słabość do małych dzieci, ale on był najsłodszym noworodkiem, jakiego w życiu widziałam.

Bóg powiedział, że nie będzie miał zbyt kolorowej młodości. Jak to możliwe, że taki skarb jak on, będzie cierpiał? Wyciągnęłam dłoń. Bardzo chciałam go dotknąć, ale zapewne nie dam rady. Jednak udało się!

Dotknęłam jego maleńkiej główki. Poczułam ciepło tego malucha. Łzy wzruszenia zaczęły napływać do moich oczu. To tak cudowne uczucie, że znów jestem potrzebna... Szczęście, że mam takie kochanie pod opieką...

Poruszył usteczkami. Nie miał więcej niż 3 lub 4 dni. Czyli kiedy się urodził? Wzięłam do ręki tabliczkę z jego opisem. 24 grudnia... Jezu, on był najpiękniejszym prezentem na gwiazdkę dla jego rodziców. Uśmiechnęłam się. Pogłaskałam delikatnie jego rączkę.

- Będę cię strzegła, aniołku. Obiecuję... - szepnęłam.

Opiekun z zaświatów // Louis TomlinsonWhere stories live. Discover now