XIII

2.4K 148 5
                                    


Nadusił czerwony guzik na samym środku urządzenia. Wydobyła się z niego cienka struga zielonego światła, która po chwili powoli zamieniła się w świetlistą zieloną ścianę.
- Urządzenie M.K.B mierzy siłę uderzenia.

Przytrzymał palcem świetlną tarczę. Ku naszemu zdumieniu pojawił się na niej kontur człowieka. Wszyscy patrzyli na to, co robi, uważnie i z wielkim zdumieniem. Dotknął ramienia elektronicznej zielonej postaci. Zaświeciło się jeszcze jaśniejszym światłem na czerwono. Trener odwrócił się w naszą stronę.

- Wasza siła, w tym przypadku całego ramienia liczona jest w procentach. 80% to średnia żołnierzy i zawodników bokserskich. Nie liczę na duże wyniki z waszej strony. Na razie to tylko eksperyment, ale będziemy powtarzać to co jakiś czas, by monitorować wasze postępy.

Odwrócił się znów w kierunku zielonej tarczy, która znów zmieniła się w jednolitą powierzchnię. Chwilę wpatrywał się w nią, po czym z głośnym okrzykiem zadał jej potężny cios zarzucana ręką. Po kilku sekundach kalkulacji M.K.B obliczyło mu 84% siłę uderzenia. Tłum uczniów będąc pod wrażeniem wyniku, zaczął delikatnie klaskać. On jednak nic sobie z tego sobie robił. Dobrze wiedział, że jest dobry w tym, co robi i nie potrzebował do tego naszego potwierdzenia i atencji. Ustawiliśmy się w kolejce. Ja oczywiście na końcu. Wiedziałam, że będę mieć kiepski wynik, więc nie wychylałam się. Zapamiętałam wynik Alojzego - 64%, Adriana - 59% i Wiktorii - 45%. Ja oczywiście miałam najsłabszy wynik z całej grupy, czyli 37%. Wiedziałam, że tak będzie. Niektórzy podśmiechiwali się i szeptali za moimi plecami. Byłam zła i zdołowana. Ciekawe czy jak by oni jedli w domu to, co ja, mieliby lepszy wynik. Oni śmiali się ze mnie, a dobrze wiedziałam, że też są z 300+. Bez powodu nie znajdowaliby się tutaj. Nie mają pieniędzy, tak jak ja, dlatego tu się znaleźli, ale mimo to śmiali się ze mnie i uznawali za gorszą. Byłam taka sama. Tak samo jadłam. Tak samo ubogo żyłam, a traktowali mnie jak śmiecia. Nie mieli prawa. Nie powinnam się tym przejmować, ale mimo to z trudem powstrzymywałam łzy. Chciałam by ktoś mnie uderzył, bym mogła bezkarnie się popłakać. W domu miałam nieciekawą sytuację finansową, a tęskniłam bardzo za moją rodziną. Za swoim pokojem, za moim materacem, za moją brudną ścierą na straganie, za tym chłodem fizycznym i emocjonalnym rodzinnym ciepłem, za starym rybackim kutrem, za rybami pod różnymi postaciami, za noszeniem Gabriela, za marzeniami o podróżach, za uśmiechem mamy, taty i Gabiego. Bardzo chciałam wrócić. Choć na chwilę. Robiłam to tylko w myślach i snach. Niestety nie pomagało to na mój emocjonalny ból.
- Elka najgorzej - podsumował trener, notując to w tablecie.
- Jestem Eulalia - mruknęłam pod nosem, odchodząc na bok.

Nie przeszkadzała mi ta ksywka, ale naprawdę miałam zły humor. Wszsytko mnie drażniło. Miałam ochotę płakać. Płakać w pokoju sama, nie rozmawiać z nikim.
Kilka następnych godzin tłumaczył nam wstępnie, na czym polegają dane sztuki walki i pokazywał na razie „proste" chwyty. Nie mogłam się na tym skupić. Myślami uciekałam do domu w objęcia rodziców.
Dziś nie brałam udziału w biciu się jak reszta. Starałam się okazać jakiekolwiek zaangażowanie i słuchałam, co opowiada trener. Nie chciałam też dostać kolejnej kary za wyraźne niezwracanie uwagi na jego słowa. Swoją drogą miewał wahania nastroju. Bywał surowy i arogancki, a zaraz po chwili znów spokojny, wyrozumiały i miły. Nie lubiłam go za to. Nie miałam siły na nic, a byłam tu dopiero kilka dni. Kilka długich dni. Kilka wyczerpujących dni pełnych potu, bólu i męki.
Trening skończyliśmy kilkadziesiąt minut przed kolacją. Nie miałam ochoty jeść, więc postanowiłam na nią nie pójść. Od razu po wejściu do pokoju wzięłam czyste ubrania i chciałam iść pod prysznic. Mój zamiar zauważyła Wiktoria, która zatrzymała mnie przy samych drzwiach.
- Poczekaj! Pójdziemy po kolacji pod prysznic - powiedziała, chcąc mnie przekonać.
- Nie idę na kolację - westchnęłam. - Nie mam ochoty nic jeść.

Nie czekając na odpowiedź, o jednej kuli wyszłam z pokoju. Nie chciałam rozmawiać. Miałam totalnego doła. Doczołgałam się do łazienki. Nikogo nie było w środku. Zazwyczaj wszyscy brali prysznic po kolacji. Mój usztywniacz był wodoodporny, więc bez problemu mogłam kąpać się w nim. Noga nie bolała mnie tak mocno, a ogrzewana przez ciepłą wodę nie dokuczała ani trochę. Gorący prysznic koił także mój ból psychiczny. Pomagał mi się oderwać od wszystkiego choć na chwilę i, jak to mówią, pod prysznicem nie widać łez. Po zakończonej „terapii" wróciłam do pokoju. Nikogo tam nie było. Był taki pusty, szary, smutny. Już wolałam swój z drewnianą skrzypiąca podłoga, przeciekający sufitem, dziurawy materacem i małym okienkiem. Tu nie było okna. Nigdzie nie było okien. Byliśmy pod ziemią. W tych pokojach było cieplej, jaśniej, czyściej i nowocześniej. Co z tego, jeśli nie ma tu moich rodziców i brata? Nie ma rodzinnego ciepła. Nie ma miłości. Jest tylko trening, ból, zmęczenie, tęsknota i świadomość tego, że niedługo umrzemy. Rzuciłam się na łóżko i automatycznie zaczęłam płakać. To wszytko mnie przytłaczało. Nie chciałam tu być. Łzy leciały mimo woli i niekontrolowanie. Zaczęłam się modlić. To była jedna z moich ucieczek skąd. W modlitwie zawsze proszę Boga o szczęśliwy powrót do domu, do rodziny. O wszelkie potrzebne łaski dla moich bliskich. O to by nie smucili się nad moją nieobecnością. O to by Bóg dał im opiekę i nadzieję w to, że wrócę. O siłę dla mnie bym dała radę to przetrwać. O pomoc w trudnych chwilach takich jak te. Im dłużej modliłam się, tym mniej chciało mi się płakać. Było mi lepiej, ale nadal nie idealnie. Z zastygniętymi na policzkach łzami, rozpaloną głową i obolałym ciałem leżałam skierowana w stronę ściany. Byłam przykryta po uszy kołdrą. Usłyszałam, jak moi lokatorzy wchodzą do pokoju. Rozmawiali cicho. Wręcz szeptali. Zamknęli drzwi i chwilę później usłyszałam głos Wiktorii.
- Elka śpisz? - Nie odpowiedziałam na to pytanie. Nie chciałam rozmawiać. - Widzę, że nie śpisz - dodała po chwili ciszy, ale ja nadal nie odpowiadałam. Nie miałam siły. - Wiemy, że miałaś kiepski dzień. Przynieśliśmy Ci ciasto z kolacji i herbatę z cytryną.

Usłyszałam, że kładzie to wszytko na kaloryfer niedaleko mojego łóżka. Nadal milczałam. Kucnęła przy moim łóżku i pogładziła mnie po ramieniu.

- Chcesz pogadać? - znów zapytała cicho.
- Nie chcę rozmawiać. - powiedziałam wyraźnie i dosyć głośno.

Ona odsunęła się i wstała.
- Rozumiem, ale jeśli byś chciała, to zawsze możesz pogadać ze mną lub chłopakami - powiedziała.
- Dzięki. - powiedziałam tylko, a oni, biorąc swoje rzeczy, wyszli do łazienek.

Zanim wrócili, ja już zasnęłam.

E38521Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon