LIX

1.2K 84 20
                                    

Słyszałam jednostajnie powtarzający się szum i uderzenia własnego serca. Powietrze wydawało się gęste niczym smoła i tak samo obrzydliwe. Nie chciałam brać kolejnego oddechu, ale byłam do tego zmuszona przez własne ciało. Nie otwierałam oczu. Przełykałam przez suche gardło resztki lepkiej śliny. Było mi bardzo niedobrze. Czułam, że z każdą minutą mdli mnie coraz bardziej, jednak nie miałam siły, by się podnieść. Nie wiedziałam, dlaczego się tak czuję i co się stało, że zasnęłam. Delikatnie otworzyłam oczy, po czym gwałtownie je zamknęłam, oślepiona przez światło. Zacisnęłam powieki z całych sił, a po chwili znów delikatnie rozluźniłam. Uniosłam je zaledwie o milimetr. Dojrzałam słońce, ale nie jakoś szczególnie oślepiające. Powoli odsłaniałam milimetr po milimetrze moje powieki. Przyzwyczajałam oczy do jasności. Gdy otworzyłam je już w znacznym stopniu, zauważyłam, że zerka do mnie zza małego okienka. Jego promienie pieściły ciepłem moją twarz. To było takie przyjemne, ale i zarazem sprawiało, że z powodu duszności otoczenia czułam się coraz gorzej. Oderwałam swój wzrok od okienka i przeleciałam nim po najbliższych znajdujących się rzeczach. To było małe pomieszczenie o znajomym mi wyglądzie, jednak nie potrafiłam połączyć wątków i stwierdzić, skąd je znałam. Szczelnie zamknięte małe okienko. Długie siedzisko obite sztuczną skórą w kolorze zieleni, a nad nim dziwna półka zrobiona z siatki. Spojrzałam w dół. Leżałam na takim samym siedzisku o tym samym kolorze, kilkadziesiąt centymetrów nad podłogą. Nadal nic nie rozumiałam.

Obróciłam głowę pod innym kątem i wtedy dostrzegłam duże drzwi ze szklanym okienkiem u górze. Wtedy poczułam się, jakby coś niebiańskiego nawiedziło mój umysł i zesłało odpowiedź. Byłam w pociągu, a konkretnie w jednym z przedziałów.

Nie wiedziałam, czy mam się cieszyć, czy też popaść w rozpacz, nie wiedząc nic o tym, co się stało, dlaczego i gdzie jadę. Postanowiłam zbadać całą sprawę. Mimo okropnego bólu brzucha i mdłości uniosłam się do pozycji siedzącej. Ręce trzęsły mi się, ponieważ ta lekka z pozoru czynność sprawiła mi wielki trud. Przez jakiś czas wpatrywałam się w przestrzeń przede mną, próbując ochłonąć i odpocząć. Sama nie wiem, co było moją misją. Nie chciałam niczyjej pomocy, ale jednocześnie potrzebowałam jej. Nie miałam pojęcia, co robić dalej. Postanowiłam więc dowiedzieć się chociaż, gdzie jechał ten pociąg.

Podtrzymując się ściany, wstałam, drugą ręką trzymając się za obolały brzuch. Coś cały czas kłuło mnie i piekło. Gdy wyprostowałam się, znów zrobiłam sobie małą przerwę na kilka oddechów, po czym zrobiłam pierwszy krok w kierunku drzwi. Po nim kolejny i kolejny. Przedział nie był duży, więc trzy malutkie kroki w zupełności wystarczyły, by chwycić za klamkę drzwi. Przesunęłam je w bok, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Zostałam chwilę pomiędzy drzwiami a korytarzem, korzystając z przyjemnego chłodu wytwarzanego przeciągu. Zrobiłam większy krok do przodu. Dzięki kilku głębokim wdechom świeżego powietrza poczułam się trochę lepiej. Wtem poczułam, jak ktoś lub coś we mnie uderza z ogromną siłą. Ból był okropny i rozprzestrzenił się po całym moim ciele. Upadłam na twardą podłogę pomiędzy przedziałem a korytarzem, zwijając się z bólu. Krzyknęłam głośno, zaciskając dłonie na brzuchu. Tysiąc myśli nawiedziło mnie w sekundę. Nie widziałam swojego „oprawcy”. Bałam się, że gdy otworzę oczy, nade mną będzie stała policja i zaciągną mnie znów przed sąd, a potem do więzienia. Mimo strachu otworzyłam załzawione oczy. Na korytarzu stała tylko młoda dziewczyna o długich blond włosach, ubrana w najzwyczajniejsze ubrania. Patrzyła na mnie oczami przepełnionymi strachem. Wykonała drobny gest, który sugerował to, że chce podejść bliżej, po czym spojrzała na drugi koniec korytarza, zobaczyła coś i uciekła do innego przedziału. To było okropne uczucie. Patrzyłam na twarz swojej oprawczyni, która ucieka, zostawiając mnie na pastwę cierpienia, bólu, a nawet i śmierci. Jednak byłam w jakimś stopniu przyzwyczajona do tego, że mogę liczyć tylko na siebie i że często spotyka mnie jakieś nieszczęście. Włożyłam rękę pod koszulkę i dotknęłam miejsca, które najbardziej mnie bolało. Miałam na sobie ubrania, których nie znałam. Czarna bluzka, niebieskie, obcisłe dżinsy. Powoli wyciągnęłam rękę, czując, jak na jej widok robi mi się słabo. Wszystkie palce pokryte były lepką, ciemnoczerwoną krwią. Siedziałam tak kilka sekund, wpatrując się w nią i nie wiedząc, co mam zrobić ani nawet myśleć. Z zamyślenia wyrwał mnie jednak czyjś głos.

E38521Where stories live. Discover now