05.

2.5K 168 20
                                    

Nie mam weny. No nie mam. Wiem, co ma być dalej, a nie wiem, jak wypełnić tę przestrzeń, jeżeli wiecie, o co chodzi :/


Siedziałam na ławce, obserwując Freddie'go bawiącego się w piaskownicy tuż obok mnie. Większość dzieci była w szkole, jako że był marzec, więc plac zabaw była niemalże pusty. Zabrałam tam chłopca ze względu na to, żeby spędzał czas na zabawie na powietrzu, a nie tablecie, oraz ze względu na słońce, wyjątkowo mocno świecące, chociaż był marzec. Louis pozwolił mi go tam zabrać też tylko dlatego, że był to strzeżony plac. Ale jak strzeżony. Zerkałam w bok, coraz bardziej się bojąc.

Dzieciak siedział i radośnie bawił się piaskiem. Pokazałam mu, jak używać łopatki, przez co cały czas musiałam oczyszczać mu buzię. Zamiast kopać, wyrzucał piasek prosto w oczy i resztę twarzy.

- Cai! - wołał Freddie. Z uśmiechem wstałam i kucnęłam przed chłopcem, strzepując drobinki z policzków i kurteczki. - Popo. Popo, popo.

- Już dajemy popo - wyciągnęłam z torby butelkę z ciepłym sokiem i dałam mu się napić. - Chodź, już długo tu siedzimy, idziemy. - Zabrałam łopatkę i wiaderko leżące obok niego, a on zaczął się awanturować.

- Daj to! Daj to, daj to, daj to! - krzyczał. Jęknęłam cicho i oddałam mu łopatkę. Wiaderko wrzuciłam do torby przyczepionej do wózka. Zerknęłam w bok. Cholera. Koleś nadal tam był.

Siedziałam na tym placu z Freddie'm prawie godzinę. Od dziesięciu minut na ławce niedaleko nas siedział jakiś facet i gapił się na mojego podopiecznego. Miał na głowie kaptur szarej bluzy, a na twarzy okulary, ale widziałam, że cały czas wędrował głową za chłopcem. Między innymi dlatego postanowiłam wracać z nim do domu. Kiedy pozbierałam rzeczy i miałam włożyć Freddie'go do wózka, ten nagle mi się wyrwał.

- Ni! - krzyczał, biegnąc w stronę tamtego faceta. On uśmiechnął się szeroko i złapał chłopca. O nie, co ze mnie za opiekunka?

Pobiegłam za Freddie'm, łapiąc po drodze wózek. Gdyby ten koleś chciał mi zabrać dziecko, nie dogoniłabym go z balastem, ale radość chłopca na widok nieznajomego była tak widoczna, że postanowiłam nie zostawiać rzeczy. Podbiegłam do nich. Freddie klepał mężczyznę - jak teraz zobaczyłam, zbliżonego do mnie wiekiem - po policzkach i ściągał mu okulary, ukazując niebieskie oczy.

- Hej! - warknęłam. Obaj spojrzeli na mnie urażeni. - Proszę mi oddać dziecko!

- Spokojnie, nie uciekam z nim - nieznajomy uśmiechnął się szeroko, ukazując białe zęby, a ja zmarszczyłam brwi. Ściągnął kaptur z głowy. - Jestem przyjacielem Louisa.

- Och! - rozpoznałam jasne kosmyki. Rzeczywiście. Jak można nie poznać.

- Jestem Niall - przedstawił się. Przewiesił Freddie'go przez ramię i wyciągnął do mnie rękę.

- Wiem, znaczy... - zająknęłam się.

- Jesteś nową opiekunką? Lou opowiadał mi przez telefon o dziewczynie, która świetnie zajmuje się Freddie'm. - Zaczął łaskotać chłopca, który krzyczał mu radośnie do ucha.

- Tak - kiwnęłam głową. - Jestem Cait. Ale żadna ze mnie świetna opiekunka.

- Lou nie mógł się nachwalić - zaśmiał się. - Caitriona, tak?

Otworzyłam szerzej oczy, próbując nie wybuchnąć śmiechem. Pierwsza osoba, która zgadła moje imię od razu. Jednak możliwe, że dowiedział się od Louisa.

- Co? Irlandczycy trzymają się razem! - wyszczerzył do mnie zęby. - Akcent niemal niesłyszalny, ale muzyk go wyczuje.

- O... okej - zaśmiałam się. Niall zgrabnie włożył Freddie'go do wózka i zapiął, po czym złapał za uchwyt.

- Wracacie? Dobrze. Zrobimy Louisowi niespodziankę.

Skrzywiłam się.

- Nie ma go w domu. Rozmawiał o czymś z Harry'm, a potem gdzieś pojechali.

Niall rozpromienił się.

- W końcu!

- Ale co? - spojrzałam na niego zdezorientowana.

- Zabrali się za to, co planowali. Specjalnie wcześniej skończyłem kręcić Bonda, żeby tu przyjechać! - podskoczył radośnie, popychając wózek do przodu.On faktycznie będzie grał Bonda?

Szliśmy w stronę ulicy, na której było mieszkanie Tomlinsonów, a Niall wypytywał mnie o wszystko: Louisa, Harry'ego, piekarnię, Danielle, moje życie. Nieważne, że znał mnie kilka minut, a ja wszystkich powyżej zaledwie dzień. Jego entuzjazm sprawił, że z mojej twarzy nie schodził uśmiech. Gadał jak nakręcony, wtrącając irlandzkie wyrażenia doprowadzające mnie do śmiechu. W windzie przegadywaliśmy się, kto lepiej przestrzega tradycji.

Mieszkanie było puste. Niall wyciągnął Freddie'go z wózka, a ja szybko go złapałam, żeby go przebrać, bo całe ubranie miał brudne od piasku i trawy, na której kilka razy się przewrócił. W międzyczasie Horan zdążył dojść do kuchni, a ja przypomniałam sobie, jak w którejś gazecie przeczytałam, że ten człowiek jest nienasycony. Usłyszałam... To był dźwięk otwieranej lodówki.

Louis mnie zatłucze.

- Louis nie kupił pleśniowego sera dla mnie?! - usłyszałam krzyk z kuchni. - Zginie!

Przebrałam Freddie'go w czyste ubrania, brudne zaniosłam do kosza na pranie i poszłam do kuchni. Niall stał przed otwartą lodówką z dziwną miną. Spojrzał na mnie z nadzieją.

- Co? - zapytałam zdziwiona.

- Proszę... - złożył ręce jak do modlitwy i patrzył na mnie maślanymi oczami.

Pokręciłam gwałtownie głową.

- O nie.

- Błagam.

- Nie ma mowy.

- Przecież będziesz robić jedzenie małemu - targował się. Nie no, znam go ponad pół godziny, a on już sępi, żebym mu gotowała?

- Tak. Kaszkę - powiedziałam.

- Mi możesz zrobić kaszkę z... bułką z serem, szynką, do tego naleśniki, omleta...

- A może frytki do tego? - rzuciłam z sarkazmem.

Rozpromienił się.

- A mogłabyś?

Jasna cholera. Strzeliłam się z otwartej dłoni w czoło i podeszłam do lodówki. Dobra. Zrobię im omlety. Tyle. Wyciągnęłam jajka i mleko z lodówki, potem wyciągnęłam resztę rzeczy i zabrałam się za wszystko. Niall w salonie przekrzykiwał się z Freddie'm, próbując włączyć jakiś film. Przewróciłam oczami. Dzieci.

- Gotowe! - zawołałam i wyłożyłam omlet na talerz. Niall wpadł do kuchni, trzymając chłopca nad głową i wrzeszcząc "uwaga, leci samolot!", a Freddie wydawał z siebie bojowe okrzyki. Zatkałam teatralnie uszy. Blondyn usiadł na krześle i posadził Freddie'go na kolanach. Zabrali się za omleta, wychwalając mnie pod niebiosa, co skwitowałam wzruszeniem ramion. To znaczy, tylko Niall chwalił. Mały Tomlinson próbował mu wyrwać widelec. Usłyszałam trzask otwieranych drzwi.

- Jesteśmy!

Louis i Danielle. Niall otworzył szeroko oczy, podał mi Freddie'go i zanurkował pod blat. Spojrzałam na niego zaskoczona, a on położył palec na ustach. Freddie zaczął coś do mnie mówić, więc nadziałam na widelec kawałek omleta i dałam mu. Louis wszedł do kuchni.

- Cait, zatrudniłem cię jako nianię, ale będę ci liczył za jedzenie - rzucił wesoło, biorąc trochę dania Freddie'go. Niall wyskoczył z dzikim okrzykiem spod blatu, a Louis zakrztusił się jedzeniem. Ten moment wybrała Danielle, by wejść do kuchni. Zerknęła na mnie i jednocześnie wybuchnęłyśmy śmiechem. Cóż. Niall stał z szeroko rozwartymi ramionami, Tomlinson się dusił, a Freddie wykrzykiwał coś radośnie i rzucił widelcem w powietrze.

- Cholera, dom wariatów z otwartymi drzwiami!

No i jeszcze Harry. Harry, który na widok Nialla pobiegł do przodu, omal nie potykając się o własne nogi. On, blondyn i Louis mocno się objęli.

- Geje - parsknęła Danielle stając obok mnie. Uśmiechnęłam się krzywo, patrząc na trójkę przyjaciół. 

✔ Partnership || h.s. & 1DWhere stories live. Discover now