23.

2.3K 145 57
                                    


Siedem dni.

Dochodzę do wniosku, że okres siedmiu dni jest pechowy. W ciągu tygodnia straciłam kogoś, na kim mi zależało. A teraz minął kolejny tydzień. Bez niego. Wszystko było rutyną - wstawałam o szóstej, leżałam z Freddiem na kanapie, potem robiłam dla wszystkich śniadanie, następnie szłam z moim podopiecznym na spacer, na plac zabaw lub zostawaliśmy w domu. Dwa razy odwiedziłam Sheilę. Raz rozmawiałam z Celine, która przeżywała kryzys w swoim związku z Niallem. Ale przynajmniej była w związku. U mnie to wygląda jak status na facebooku - "to skomplikowane".

Joseph, nasz ochroniarz, miał urlop, bo jego córka Antoinette była chora i leżała w szpitalu. Zamiast niego pilnował nas inny facet, zatrudniony przez Louisa. Zadanie "ochrony mojego syna i jego opiekunki" wziął bardzo, ale to bardzo poważnie.

Siedział z nami na placu zabaw.

Szedł obok mnie, kiedy popychałam wózek przez ulicę.

Ładował się do mieszkania Sheili. Za drugim razem miała ochotę go wywalić przez ponury wzrok i postawę, "jakby mu ktoś kija w tyłek wetknął".

Na imię ma ponoć Dan. I strasznie mnie irytuje.

W każdym razie dziś odesłałam Dana na dół. Nie miałam ochoty siedzieć z nim w mieszkaniu, bo nie na tym polega jego praca. Jeśli jestem w mieszkaniu, nie będzie go tam. Nie ma mowy. Mogłabym go zamordować, zwłaszcza że od tygodnia mam dziwne nastroje. W dzień jestem obojętna. W nocy...

Płaczę. Cicho, w poduszkę. Budzę się przed szóstą z zapuchniętymi oczami. Freddie bez słowa rozumie to, co przeżywam. Leżymy na kanapie, a on cały czas daje mi swoje mokre, słodkie buziaki, przez co się rozklejam. On wtedy przytula się do mnie i szczebiocze swoim dziecięcym głosikiem, co mnie uspokaja. Jednak nie leczy mojego strzaskanego wnętrza. Louis, na moją cichą prośbę, stara się ignorować moje czerwone oczy, kiedy widzi mnie przy śniadaniu. Danielle także. Jednak raz czy dwa słyszałam, jak Tomlinson rozmawia przez telefon z Harrym, rozzłoszczony. A ja wtedy się zmywałam. Zabierałam Freddie'go do pokoju lub na balkon przylegający do jego pokoju, żeby posiedzieć z nim na letnim powietrzu. Patrzyłam na małego, niebieskookiego chłopczyka, który jeździł autkiem po mojej nodze i uśmiechałam się lekko, chociaż wiedziałam, że w moich oczach można zobaczyć jedynie smutek i rezygnację. Bo nie dostałam odpowiedzi. Nie zadzwonił. Nie napisał. Nie zobaczył się ze mną nigdzie.

A nie. Zobaczyłam go raz, wczoraj. Wracałam z Freddiem ze spaceru później niż zwykle. Stał z Louisem przy samochodzie. Kiedy jego zielone oczy skierowały się na nas...

Harry wyglądał, jakby zobaczył ducha. Jestem pewna, że miałam przez chwilę taki sam wyraz twarzy. Ale powiedziałam sobie "bądź obojętna, w końcu przez ciebie nie jesteście ze sobą". Posłałam mu słaby, wymuszony uśmiech, którego nie odwzajemnił. Zamiast tego odwrócił się do Louisa i zaczął gwałtownie gestykulować. Tomlinson robił to samo, a w końcu Harry tupnął nogą zasłoniętą przez te cholerne sztyblety, które tak uwielbiał, po czym odszedł do swojego samochodu. Poczułam wtedy, jak coś do reszty mnie rozwala. Z nieprzeniknioną miną, ignorując pytania Louisa, wsiadłam z nim do windy. Freddie zaczął jęczeć, bo nie mógł dosięgnąć do zabawki, ale nie zareagowałam na to, zajęta rozpamiętywaniem tego, co zrobił Harry.

Olał mnie. Zamachał Louisowi rękoma, kłócąc się z nim, a potem odjechał. Cholera, jaka ja byłam głupia. Łzy cisnęły mi się do oczu. Byłam tak bardzo załamana sytuacją, do jakiej doprowadziłam, że miałam ochotę krzyczeć. I zrobiłam to. Nakrzyczałam na osobę, która nigdy na to nie zasłużyła.

Freddie'go.

- Cholera jasna, zaraz dam ci zabawkę, tylko buty ściągnę! - krzyknęłam na wyjącego chłopca, kiedy Louis zamknął za nami drzwi do mieszkania.

✔ Partnership || h.s. & 1DDonde viven las historias. Descúbrelo ahora