Część 18

1.6K 119 12
                                    

Staję w przejściu do salonu i rozglądam się po znajdujących się tam osobach. Po chwili wszystkie spojrzenia skierowane są na mnie. Na mojej twarzy pojawia się uśmiech i zapominając o kostce doskakuję do naszego gościa, rzucając się mu na szyję.

- A co to się stało - Michel dźwięcznie śmieje mi się we włosy, mocno obejmując mnie w pasie.

- Jesteś jednym z moich ostatnich wspomnień z domu - puszczam go, odsuwając się na minimalną odległość. Wierzchem dłoni ocieram policzki, które momentalnie zrobiły się mokre od pojedynczych łez.

- Ej, nie płacz! - kiwa zabawnie palcem, gładząc moje plecy. Ojciec chrząka znacząco, przez co niechętnie przenoszę wzrok na niego, potem Willa i jego kolegów, którzy dziwnie się na mnie patrzą.

- Tak, już - podkomisarz kręci głową, siadając ponownie na kanapie przed rozłożonym notesem.

- Faith idź do siebie - nakazuje mi Thomas z obojętnym wyrazem twarzy.

- Ale... - próbuję protestować, ale Michel posyła mi wymowne spojrzenie. Wypuszczam głośno powietrze i odwracając się na pięcie, wychodzę z pomieszczenia.

Zastanawiam się, właściwie dlaczego aż tak wylewnie zareagowałam na przyjazd policjanta.

Chyba naprawdę dlatego, że jako jedyny tutaj kojarzy mi się z moim starym życiem. Chociaż jak by nie patrzeć, wiążą się też z nim moje najgorsze wspomnienia. Powoli odtwarzam w myślach tę scenę, jak podkomisarz razem z Roosen'em informują mnie o wypadku. Po tym wszystko dzieje się tak, jak w jednym z najgorszych koszmarów. Szpital, czekanie na koniec operacji i informacja. Najgorsza w moim życiu, która burzy wszystko, co do tamtej chwili było stabilne. Od tamtej chwili Michel niemal cały czas był ze mną. Teraz dociera do mnie, ile tak naprawdę mu zawdzięczam. Chociaż za to, że teraz tu mieszkam, nie mam zamiaru mu dziękować.

Rzucam ciepłą bluzę na oparcie krzesła stojącego przy biurku, po czym siadam na parapecie. Spoglądam na psa, który siada obok mnie z piłką w zębach. Uśmiecham się delikatnie, zabierając mu przedmiot. Macham nim energicznie, po czym rzucam w kąt pokoju. Casper rzuca się w pogoń za piszczałką, rozjeżdżając się na panelach. Chichoczę pod nosem, wyciągając papierosa z paczki. Otwieram jedno skrzydło okna, spuszczając nogi w dół. Zaciągam się po raz pierwszy, czując przyjemne drapanie w gardle. Przymykam oczy, wypuszczając dym na zewnątrz. Z przyjemnością obserwuję, jak wiatr rozszarpuje kłęby dymu na wszystkie strony. Zaciągam się po raz kolejny. Nie spieszę się, nigdy nie lubiłam szybko palić. Nie robiłam tego też nałogowo, bardziej dla przyjemności, więc po co gonić. Opieram tył głowy o ścianę za mną i strzepuję popiół za okno. Znowu filtr znajduje się między moimi wargami, kiedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi. W popłochu wyrzucam nieskończony papieros, początkowo uderzając dłonią w szybę, zamiast w otwartą przestrzeń.

- Kurwaa... - syczę, potrząsając dłonią. Jednak kiedy Michel pojawia się w pokoju, ignoruję ból palców i staram się rozluźnić. Bacznie obserwuję chłopaka, który z opuszczoną głową podchodzi do łóżka. Siada powoli, dalej nic nie mówiąc. Mrużę oczy, czekając, kiedy się odezwie. Ten po chwili wzdycha, przeczesując palcami włosy, w końcu przenosząc na mnie zmartwiony wzrok.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego odrzucasz wszystkich, którzy chcą ci pomóc? - pyta ściszonym głosem, w którym bez problemu da się wychwycić przepełniony wyrzutem ton.

- Co? Czekaj, wyliczę tych którzy chcą mi pomóc. Więc tak... - unoszę palec wskazujący, po chwili jednak go opuszczam, kręcąc głową. - No i to by było na tyle - uśmiecham się sztucznie.

- Zapomniałaś o mnie - wyrzuca mi po raz kolejny, składając dłonie na kolanach.

- Zapomniałeś, że to twoja praca - przypominam, odwracając głowę do okna.

- Niektóre przypadki znaczą dla mnie więcej, niż tylko kolejne sprawy. A twój tata? Przecież to nie jego praca, a jego też nie akceptujesz - podchodzi do okna i opiera się o ścianę. Po tych słowach czuję, jak krew zaczyna się we mnie gotować. Hamuję jednak wybuch złości i z dziwnym spokojem, zwracam się do niego.

- Nie, nie praca, ale obowiązek. Ja go nie akceptuje? Sam tego chciał, zostawiając nas wtedy. I nie, nie mów mi, że mam zapomnieć o przeszłości bo nie zapomnę! Mam się do niego uśmiechać i być miła? Za co? Za to, że chciał mnie uderzyć? Za to, że nic mu nie pasuje? Już biegnę go uściskać!- warczę, czując jak pieką mnie oczy.

- Uderzyć? - podkomisarz marszczy czoło, patrząc na mnie ze zdumieniem.

- Nie kurwa, pogłaskać - prycham, widząc jego zdziwienie.

- Nie klnij - upomina mnie, na co tylko kiwam głową, wiedząc, że i tak go nie posłucham.- Chciał cię uderzyć?

- Uhm. Dobra, wiem, że sama go prowokuje... ale ja tak bardzo nie chcę tu być - szepczę, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, jak mocno wbijam paznokcie w skórę dłoni. - Nie pasuję tu, to nie moje miejsce. Jestem tu sama, całkiem sama - zerkam na niego, opuszczając nogi wzdłuż ściany.

- Musisz tu zostać. Przyzwyczaisz się, będzie dobrze, zobaczysz - chwyta mnie za ramię, zmuszając bym stanęła przed nim. Spuszczam wzrok, nie wierząc w jego słowa ani trochę.

- Będzie dobrze, słyszysz? - nie odpuszcza, a ja tylko wzruszam ramionami. Obejmuje mnie ramionami, zamykając moje drobne ciało w swoim uścisku.

Just risk, sacrifice, loveWhere stories live. Discover now