Rozdział Czwarty

5.9K 340 8
                                    

Rozdział pisany na telefonie. Mogą wystąpić błędy.

Ucieczka przed rzeczywistością jest tylko pozorem rozwiązania problemu, wyjdę z dna choćbym przy wdrapywaniu się miałabym połamać sobie nogi czy też palce.

Dziadek Henry nadal jechał przed siebie i nie zatrzymywała się ani na moment. Mój brat, Theo nadal spał na moich kolanach. Tulił do siebie misia, którego znalazłam w swoim plecaku, mama zapakowała również robota, którego mu dała z rana. W plecaku miałam ubrania dla swojego brata oraz dla siebie, oraz kopertę, nie patrzyłam, co w niej jest. Schowałam i zasunęłam, nie chciałam, patrzeć co w niej jest. Zapewne mama napisała, że jest jej przykro, że będzie tęskni i inne pierdoły. W duszy czułam bardzo mocne przywiązanie do swojej matki, mogłabym się skomunikować z tatą poprzez myśli, ale nie przebrnęłam jeszcze przez ten szczebel. Pogłaskałam brata po jego włosach i spojrzałam się na dziadka. Wzrok miał wlepiony w ulicę, nie wypowiedział żadnego słowa, od kiedy wyjechaliśmy. Musiałam przerwać tę ciszę.
- Dziadku, gdzie jedziemy? - zapytała się jego.
- Dowiesz się na miejscu. - powiedział. - Obiecałem twojej mamie, że powiem, jak dowiozę was w wyznaczone miejsce.
- Nie. - wrzasnęłam. Henry zahamował gwałtownie, przez co Theo się wzbudził, dobrze, że za nami nikt nie jechał, bo by był wypadek. - Albo powiesz, mi gdzie nas wieziesz, albo ja wysiadam i zabieram Theo. - zaszantażowałam go.
- Elise zrozum, że nie mogę powiedzieć. - dziadek mówił ze smutkiem. - Mogę Ci jedynie powiedzieć, że zaczęło się dziać to samo co po przyjeździe twojej matki do mnie.
- Co dokładnie? - wychyliłam się między siedzenia. Czułam, jak bart ciągnął mnie za bluzkę, ewidentnie chciał mi coś zakomunikować. - Co jest? - odwróciłam się do niego. Obejmował dłonią kolana i pokazywał palcem na okno. - Theo co tam jest?
- Gloźny wilk. - powiedział. Dziadek zablokował automatycznie wszystkie drzwi, chciał ponownie ruszyć, ale samochód odmawiał posłuszeństwa. Tuliłam do siebie brata, który płakał ze strachu. - Elli, jak ten wilk nas zje?
- Nie zje. - powiedziałam i pocałował w czoło. Z lasu wyszło kilkoro mężczyzn w postaci ludzkiej oraz obok nich wilki. Przycisnęłam brata mocno do swojego boku i zasłoniłam mu oczy i uszy. - Dzia...
- Załóż na siebie plecak i czekaj na mój znak, wtedy masz po cichu wyjść z auta. - powiedział. Pokiwałam głową, dziadek Henry wyszedł z auta i podszedł do ludzi. Szybki ruchem zarzuciłam na siebie plecak i powolutku odbezpieczyłam drzwi. Opatuliłam brata kocem i posadziłam go sobie na kolanach.
- Elli, dlaczego dziadek nas zostawił? - odezwał się malec.
- Nie zostawił mistrzu. - powiedziałam. - Poszedł, tylko porozmawiać z nimi co chcą.
- To, dlaczego pan do dziadka mierzy niego z bloni? - powiedziała. Podniosłam i spojrzałam się szybko w stronę dziadka, The miał rację i mierzyli do niego. Cholera co ja miałam zrobić? Zauważyłam, że dziadek zostawił swoją broń w aucie.
- Mistrzu, zamknij oczy i nie otwieraj, kiedy powiem. - chwyciłam dziadka broń i ją odbezpieczyłam. Jak byłam, mała dziadek opowiadał mi jak to być szeryfem i łapać złodziej. Czasami mi pokazywał broń i mówił, żebym nigdy jej nie dotykała, teraz to musiałam. - Złap się mnie za szyję i obejmij nogami. Wysiadamy. - poprawiłam plecak na ramionach. Theo złapał, się mnie jak kazał, objęłam go mocno i wysiadłam. Bałam się podejść, ale musiałam to zrobić. Podniosłam broń i wymierzyłam w nich. - Dziadku, wszystko gra? - zapytała się go. Wzrok wszystkich padł na mnie, widziałam jak wilkom piana z pysku leciała.
- Miałaś zostać w aucie Elise. - powiedział.
- Jakie piękne imię dla dziewczyny. - powiedział mężczyzna, który mierzył do dziadka z bliska. - No dziewczynko, nie umiesz się słuchać swoje dziadziula.
- Zamknij tę psią twarz! - wrzasnęła. Puls momentalnie mi przyspieszył, a serce waliło jak oszalałe. Theo również to wyczuł, zaczął się trząść. - Zostawcie go.
- Nie przystoi tak pięknej dziewczynie mówić takie brzydkie słowa. - zaczął podchodzić do mnie. Dziadek próbował im zatarasować drogę, ale go odepchnęli, inni go trzymali, aby nie wstawał. Kiedy mężczyzna był na tyle blisko mnie, nacisnęłam spust i strzeliłam mu w ramię. Pisnęłam, kiedy kula przebiła mu na wylot, zdjął koszulę i skóra zaczęła sama się zrastać. Z zaczęłam się cofać, zapomniałam, że za mną stoi samochód. Wpadłam na niego plecami, cały czas miała wymierzoną w jego stronę broń.
- Jak widzisz, mnie się nie da zabić. - podszedł, do mnie wyrywając mi broń z ręki i rzucając. Pisnęłam i coraz mocniej przyciskała do siebie trzęsącego się brata.
- Proszę, zostaw nas w spokoju. - zaczęłam mówić. - Nic tobie nie zrobiliśmy.
- Owszem zrobiliście. - odpowiedział. - Wjechaliście na nas teren bez pozwolenia, a twój dziadek nie chce, nam zapłacić więc ty będziesz tą zapłatą. - złapał mnie za łokieć, przez przypadek zadrapał mnie. Zaczął ciągnąć mnie do reszty. Krzyczałam i wyrywałam się, by uciec, ale mężczyzna mocno mnie trzymał. Dwa metry od dziadka stanął jak wryty, obrócił mnie i przystawił mi broń do skroni. - Jesteście nie na swoim terenie, wychodźcie albo odstrzelę tej dziewczynie łeb. - krzyczał. Nie wiedziałam, o co mu chodzi i do kogo mówił, miałam nadzieje, że to moi rodzice, ale okazało się nie prawdą. Z lasu za samochodu wyszło potężne stado, było może z ich 15. Czarne wilki o szkarłatnych tęczówkach oczu i wielkich zębiskach. - Macie się przemienić. - rozkazał, im. Cały czas gładziłam brata po plecach, czułam, jak równomiernie oddycha. Zapewne usnął ze strachu, dobrze, że tego wszystkie nie widzi. Wtedy pierwsze pięć wilków przemieniło się w ludzi. Po prawej stronie stali bliźniacy wyglądali na bardzo młodych, a po lewej kolejny mężczyzna i kobieta o kruczo-czarnych włosach. Pośrodku stał mężczyzna, był zapewne w wieku mojego ojca.
- Puść dziewczynę i dziecko. - zażądał ten mężczyzna.
- A co jeśli tego nie zrobię? - powiedział i przycisnął metal mocniej do mojej skroni. Człowiek przed nami podniósł rękę do góry i dał znać palcami. Usłyszałam strzały, ten co mnie obejmował, odwrócił się, wykorzystałam to i walnęłam go z łokcia w brzuch oraz wyrwałam mu broń. Odbiegłam od niego i wbiegłam, w las mijając ludzi i wilków, nie robili mi problemu z przejściem. Jedynie co słyszałam to warczenie i skowyt, dalej mnie już nie obchodziło.

Chodziłam po lesie z dobre dwie godziny, Theo na tyle się uspokoił, że mógł iść sam na własnych nogach. Trzymałam go mocno za jego małą rączkę.
- Elli.
- Słucham cię mistrzu? - zatrzymałam się na chwilę i kucnęłam przed nim. - Potrzebujesz czegoś?
- Pić mi się chce. - odpowiedział. Nie miałam nic przy sobie, aby zaspokoić pragnienie mojego brata, żałuję, że nie ma przy nas mamy.
- Wiem skarbie, mi też się chce. - oblizałam lekko usta. - Pójdziemy, dalej może znajdziemy jakiś dom i nam może pomogą.
- Dobrze. - przytulił misia do siebie. Poczochrałam go po głowie i wstałam. Wtedy zakręciło mi się mocno w głowie i upadłam na ziemię. - Elli? - usłyszałam płaczliwy głos brata. Czułam, jak szarpał mnie za rękę i dotykał po twarzy. Chciałam go dotknąć i pocieszyć, ale czucia w rękach nie miała.
- Theo, nie odchodź. Zostań. - powiedziałam i odpłynęłam.

~*~*~*~

Co tu się stało? o.O
Kim są nowi ludzie?
W następnym rozdziale pojawią się nowe osoby.
Bardziej pozytywne.

Pozdrawiam, LaGata22

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz