Rozdzial Dwudziesty Dziewiąty

2.3K 174 7
                                    

Nazajutrz, kiedy się obudziłam i wstałam, od razu zostałam pociągnięta do gabinetu do ojca na rozmowę.

- Masz mi coś do powiedzenia? - przysunął krzesło bliżej mnie. Siedziałam na kanapie obok biurka. Nie zamierzałam mu nic mówić. - Powiedz coś.

- Nie mam zamiaru. - odpowiedziałam. Chciałam wstać i wyjść z gabinetu, ale ojciec złapał mnie pod łokieć. - Puścisz mnie? Czy znowu dasz mi w twarz?

- Elise, chce normalnie porozmawiać. Jak ojciec z córką. - powiedział. Myślał, że skruszy mnie tym zdaniem, ale nie.

- Ja nie chce rozmawiać. - odparłam i wyrwałam. Wychodząc, trzasnęłam drzwiami. Myślał, że rozmową wszystko załatwi. Że mu zapewne wybaczę, ale nie ze mną. Jeżeli ktoś uniósł raz rękę na osobę, będzie unosił cały czas. Weszłam na górę do pokoju i zobaczyłam, że Colin jeszcze śpi. Postanowiłam pójść do mojej mamy, porozmawiać z nią. Podeszłam do jej sypialni, miała lekko uchylone drzwi, głosy dochodziły ze środka. Postanowiłam podsłuchać.

- Ona jest nierozważna Loreinne. - powiedział ojciec. - Nawet nie chciała ze mną porozmawiać.

- Lucasie, nie dziwie się jej. - odparła matka. - Po tym, jak ją uderzyłeś, też sama bym nie chciała.

- Nie chciałem! - krzyknął. Chciałam wkroczyć i mu wygarnąć jak odzywa się do matki, ale wolałam tego nie robić. - To była chwila mojej słabości. Nigdy bym jej nie uderzył, gdyby nie gówniara się tak nie odezwała do mnie.

- Lucasie to nasza córka. - matka podniosła głos. - Nie nazywaj jej tak. To dzięki niej żyję, dzięki mnie i jej ocalałyśmy stado. Gdyby jej nie było, to bym nie żyła.

- Jeszcze jej bronisz? - powiedział. - Widać, że źle ją wychowałaś. Powinna być na krótko trzymana, niepuszczona do tej szkoły, tylko by została w rezerwacie.

- Lucas...

- Nie Loreinne. Odwołaj jej ślub, widać, że nasz córka nie dorosłaby wyjść za mąż. - powiedział. Po moim policzku spłynęła łza. Jak on może odwołać mój ślub? Przecież jak kocham Colina i chcę z nim być. - Ja wychodzę, masz jej to powiedzieć. - odbiegłam od ściany i wpadłam do mojej łazienki. Zamknęłam na klucz drzwi i osunęłam się na posadzkę. Wpadłam w niekontrolowany ryk.

- Elise. - głos i pukanie Colina doszło za drzwi. - Wszystko dobrze? - zapytał. Musiałam wymyślić na poczekaniu jakieś kłamstwo. Nie chciałam, aby dowiedział się o tym, co usłyszałam. Otarłam oczy z łez i wstałam, otworzyłam drzwi od łazienki i wpuściłam Colina. - Co się stało?

- Nic a nic. Walnęłam się łokciem o umywalkę. - odparłam. Objął mnie i przytulił do siebie.

- Moja niezdara. - pocałował mnie w czoło.

Siedziałam na dole w salonie i pilnowałam swojego brata. Matka próbowała wiele razy ze mną porozmawiać, zapewne o tym, co słyszałam, ale zawsze ją zwodziłam. Dzisiaj wszyscy mieli się gdzieś wybrać, oprócz mnie i Colina oraz mojego brata.

- Jedź z nimi. - powiedziałam, kiedy leżałam na kanapie. - Będzie dobrze, pójdziecie na polowanie.

- Wolę zostać z tobą i Theo. - pocałował mnie w policzek.

- Ale dawno nie byłeś na żadnym polowaniu. -powiedziałam. Próbowałam wdrożyć swój plan, który wymyśliłam. - Jedź.

- Ale...

- Jedź, bo się rozmyślę. - uśmiechnęłam się. Colin chwilę się zastanawiał, zanim wstał.

- Dobra pojadę, ale na trochę. - odparł. - Jeżeli będzie się coś działo, masz dzwonić.

- Dobrze. - uśmiechnęłam się szeroko. Nachylił się i pocałował mnie w usta, wbiegł na górę.

Po jakimś czasie wszyscy odjechali i zostałam sama z nim. Spojrzałam się na swojego brata. Był szczęśliwy i radosny. Również był oczkiem w głowie moich rodziców. Ja byłam do czasu.

- Theo, chodź do mnie. - wyciągnęłam do niego ręce. Wstał z podłogi i podszedł do mnie, usadowiłam go na swoich kolanach. - Będę musiała wyjść, zostaniesz sam. Dobrze?

- A gdzie idziesz? - zapytał się. - Nie chcę zostać sam, pójdę z tobą Elli.

- Nie możesz Theo. - przytuliłam go do siebie. - Rodzice są bardzo na mnie źli i muszę odejść. Zostawić wszystkich.

- Nawet wujka Colina? - spojrzał się na mnie.

- Nawet wujka Theo. Tata z mamą chcą odwołać ślub, więc muszę odejść. - powiedziałam. - Nie chcę, abyś ucierpiał i żeby coś Ci się stało. Muszę sama zostać.

- Nieeee. - Theo zaczął płakać i wtulił się w moją szyję. Serce zaczęło mi się krajać i krwawić, kiedy płakał. Wiedziałam, że nie mogę go zostawić, bo kocham go nad życie. Zabiorę go ze sobą, nawet jeżeli miałabym zginąć za niego.

Perspektywa Colina

Polowanie udało się nam dobre. Elise miała rację, czułem się sobą. Podjechaliśmy właśnie pod dom.

- Coś tu nie gra. - odezwała się matka dziewczyny. Otworzyła drzwi i wybiegła. Zrobił ta samo jej ojciec i ja, wbiegliśmy za nią do domu. Po zapachu nie wyczułem jej obecności, wbiegłem na górę do pokoju, widok mnie zamurował. Po podłodze były porozrzucane jej rzeczy, jak i moje, szafa otwarta i pusta.

- Elise. - powiedziałem do siebie i wybiegłem z pokoju. Zahaczyłem o pokój Theo, wyglądał tak samo, ubrania porozrzucane na podłodze.

- Colinie! - usłyszałem wołanie, odwróciłem się i wybiegłem. Na dole w salonie wszyscy stali i podawali sobie kawałek papieru.

- Co się stało? - zapytałem.

- Elise uciekła. - powiedział i podał mi kartkę. Rozwinąłem ją i zacząłem czytać:

Droga Mamo i Tato

Wiem, jak bardzo mnie kochacie i chcieliście dla mnie szczęścia, ale musiałam uciec. Nie mogłam, zostawić swojego brata samego w domu więc zabrałam go ze sobą, nawet on sam chciał. Proszę, nie szukajcie mnie, tak będzie najlepiej. Jeżeli Theo będzie chciał wrócić odstawie go całego i zdrowego w bezpieczne miejsce. Proszę, powiedzcie o tym Colinowi, o czym rozmawialiście w pokoju.

Kocham was, Elise

- O czym ona pisze? - spojrzałam się na rodziców dziewczyny. Obok mnie stanęła moja matka i ojciec, wszyscy spojrzeli się na nich.

- Po tym wszystkim zadecydowałem, że się nie pobierzecie. - i wszystko we mnie pękło.

~*~*~*~

Tadam XD
Jest akcja kochani moi.

Pozdrawiam, LaGataOfficial.

Potomkini Alfy ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz