rozdział 26

847 65 14
                                    

Tobias

Widzę jak Tris kurczowo chwyta się balastury, a ja w duchu modle się, żeby jej się udało. Musi jej się udać. Nie da się tak łatwo.

Krzyczy przez zaciśnięte zęby, na co mam ochotę podbiec i ściągnąć ją z stamtąd. Sekundy się dłużą. Co chwila spoglądam na zegarek.

-Sześć, zostały 2 minuty- wrzeszczy Lena. Tris znów krzyczy od mocnego uderzenia fali, przez który puszcza drążek. Serce mi staje. Robi mi się słabo, kiedy widzę ciało Tris lecące w przepaść. Zamieram i spinam się jednocześnie. Nie, to niemożliwe, żeby od tak spadła i umarła. To nie może być prawda.

Mimo, że wszyscy są pijany, to każdy zachowuje w tej chwili powagę. Panuje cisza. Słychać tylko szum wodospadu, a ja jedynie patrzę na drążek, na którym jeszcze przed chwilą wisiała Tris. Zalewa mnie fala gorąca i zimna na zmianę. Mam ochotę coś rozwalić, kogoś zabić, ukatrupić.

Spoglądam na Mirę. Nie może ukryć zadowolenia, ze śmierci rywalki, na co mam ochotę ją pobić. Jest jak mieszanka Erica i Petera. Zbyt pewna siebie i okrutna. Biorę głęboki wdech, kiedy słyszę jakiś głos.

-Pomocy- woła jakiś kobiecy głos który można porównać z szeptem, a ja mimowolnie wytrzeszczam oczy. Podchodzę bliżej przepaści i spoglądam w dół. Widzę drobną postać kurczowo trzymającej się jakiegoś kamienia przywartego do ściany. To Tris.

Wiedziałem, że tak łatwo nie umrze.

-Biegiem po linę!- krzyczę- Jeszcze żyje.

Kilka osób zrywa się na nogi i biegnie w głąb korytarzy. Ja natomiast wyciągam rękę i staram się ją złapać. Niestety jest za daleko.

-Wytrzymaj- szepczę.

-Postaram się- szepcze w odpowiedzi.

Widzę, że stara się trzymać, ale kamień nie utrzyma ją długo.

Do balastury podbiega Lena i kilkoro nowicjuszy urodzonych w nieustraszoności. Wszyscy coś krzyczą, ale nie słyszę co. Jakby rozdzielała nas niewidzialna bariera, która tłumi wszystkie głosy. Patrzę na Tris, która próbuje się wspinać po skałach. Liczę każdą sekundę, która jest bardzo ważna w tym momencie. Muszą przynieść linę na czas. Muszą.

Jedną ręką Tris zahacza o ostrą skałe, przez co rościna sobie dłoń i zaczyna zwisać na jednej ręce. Lena krzyczy z przerażenia, a mi w głowie szumi. Nie słyszę nic, tylko szum wodospadu i pisk w uszach. Wytrzymaj Tris.

Wytrzymaj.

Słyszę kroki dochodzące z korytarza. Odwracam się i widzę nieustraszonych, biegnących z liną. Oddycham z ulgą. Biorę sznur. Za jeden koniec liny chwyta Derek i Harry. A ja za drugi i powoli opuszczam line, żeby Tris mogła ją złapać. Kiedy sznur jest na wysokości jej dłoni chwyta się liny rościętą ręką. Jęczy przez zaciśnięte zęby a wargi zaciska w wąską linie. Po chwili łapie za sznur drugą ręką i zaczynamy ją ciągnąć. Wszyscy zaczynają krzyczeć i dopingować i nas i ją. Ale szczerze, Tris jest taka lekka, że nie sprawia to żadnego problemu. Jedyne w czym problem to mój strach o nią. Jestem tak spięty, że nawet lina waży tonę. Nieustraszeni dopingują coraz głośniej, kiedy widać już głowę Tris. A kiedy ręce są na wysokości skalnej półki, puszczam linę i podchodzę do niej. Łapię ją za pachy i podciągam wysoko, po czym ściskam jej talie dopóki jej nogi nie dotykają twardego gruntu, na co odczuwam niebywałą ulgę.

Wszyscy wiwatują i klaszczą w stronę Tris. W sumie jest powód. Nikt do tej pory nie przeżył, kiedy puścił drążek. I nawet, jeżeli go puściła, to na narobiła sobie więcej szacunku, niż wstydu chwytając za kamienie i w rezultacie, przeżyciem.

Fourtris- Ciąg Dalszy NiezgodnejDonde viven las historias. Descúbrelo ahora