Rozdział I

278 14 13
                                    

Przyjemnego czytania, mam nadzieję, ż się spodoba :D

SCOTT
              Ten dzień raczej gorzej się zacząć nie mógł. Najpierw ten cholerny sen o mojem matce i jakieś zwariowanej kobiecie, strzelającej z łuku, a teraz brak kawy. Serio ludzie? Wiem, że czternastoletniemu chłopakowi nie wypada pić kofeiny, ale  gdybyście to wy budzili się co noc, a potem nie mogli zasnąć nie mielibyście nic przeciwko jednej kawie z rana, prawda?  A po za tym kawa poprawia mi samopoczucie, które było nieźle nadszarpnięte przez Raven. Zaraz spóźnimy się do szkoły, ale jej to najwyraźniej nie obchodziło. Bo przecież to nie będzie nasze dziewiąte spóźnienie w tym tygodni. I wcale nie przez nią.
- Jeśli nie zejdziesz za pięć minut na dół jadę bez ciebie! - krzyknąłem nieźle wkurzony.
- Oj nie drzyj się tak. Nie moja wina, że kawa się skończyła... Napij się melisy, podobno uspokaja. - usłyszałem jej śpiewny głos z góry.
Myślałem, że zaraz ją zabije. Mieliśmy jakieś pięć minut żeby dojechać do szkoły, a ona kazała mi się uspokoić. No tak, jej wszystko jedno. Nie przepadała za pierwszą lekcją dlatego uznała, że jak jej na niej nie będzie to nic się nie stanie. Tylko, że już nam groziło wywalenie z niej. Przez nasze ciągłe spóźnienia albo nieobecności i bijatyki (to raczej ja nie ona, ale to nie moja wina!). To była prawdopodobnie ostamia szkoła w tym mieście, która by nas przyjęła.
- Przysięgam na wszystko co Ci ważne jeśli w tej...
- Zluzuj gacie Scott. Już jestem.
Przyjżałem się jej. Miała na sobie czarne krótkie spodenki i białą bluzke na jedno ramię. Swoje długie czarne włosy związała w kłosa, pomalowała się, ale ja  za bardzo się na tym nie znam więc nie będę opisywał. Na nogi założyła czarne, skórzane buty na obcasie.
- W tej chwili marsz zmienić te buty.
- A co ty moja matka?
- No nie, ale...
- No właśnie. Więc daj se siana. A po za tym, nie żeby mi to jakoś szczególnie przeszkadza, ale tym razem spóźnimy się przez ciebie. Więc skończ mi mówić co mam robić jakbym była małą dziewczynką i chodź. - mówiła wychodząc.
Westchnąłem. Nie żebyśmy już nie byli spóźnieni. Wyszedełem zamykając za nami drzwi. Przed domem stał czarny, błyszczący motocykl. Jeśli myślicie, że na nim będziemy jechać do szkoły do dobrze myślicie. Zarabiałem na niego przez dwa lat. I byłem z niego mega dumny. Na początku mama nie chciała nam pozwolić na nim jeździć, ale kiedy powiedziałem jej, że to zaoszczędzi jej czasu i że mam pozwoleni na jazdę motocyklem  zgodziła się. Na myśl o mamie przypomniał mi się sen. Co ona robiła w tym dziwnym miejscu? Kim były te dwie postacie koło niej? Czy to był zwykły sen? Próbowaliśmy z nią porozmawiać o tym, ale przez całe dwa tygodnie mówiła, że nie ma czasu, że jest bardzo zajęta i że pogadamy późnie. Tsa, tylko kiedy jest te późnien? A może ona specjalnie nie chce z nami porozmawiać? Oj po prostu to jest dziwne. To że ja i Raven mamy ten sam sen, to że śni się nam codziennie od ponad...
- Scott mówię do ciebie!!! - usłyszałem głos siostry, który wyrwał mnie z moich rozmyśleń.
- Co? - spytałem jak idiota.
- Mówię do ciebie od jakiś 10 minut. - fuknęła zła.
- I co w ziąsku z tym? Ty zawsze dużo mówisz, a ja praktycznie nigdy nie słucha...
Popatrzyła się na mnie morderczym wzrokiem, ale nic nie powiedziała. Wsiadłem na motocykl, a ona objeła mnie w pasie. Po chwili już będziliśmy ulicą. Spojrzałem na zegarek. Była równa dziewiąta. Świetnie, czyli nie będzie nas również na drugiej lekcji. No po prostu cudownie. Wróciłem do swoich przemyśleń. Kim była ta kobiet z łukiem w ręce? Dlaczego gdy strzały kogoś trafiły zaczynał mordować? Czy skoro widzę umierającom Raven to znaczu, że w krótce umrze? Boże to jest męczoce... myśleć nad czymś na co się odpowiedzi nie dostanie. A jednak to robiłem. Ale już tak mam. Myśle mad czymś w nadziej, że w końcu odkryje o co chodzi. Wiecie w końcu nadzieja umiera ostatnia.
Tym razem z rozmyśleń wyrwał mnie czyjś krzyk. Szybko się otrząsłem i poczułem wbijające się we mnie paznokcie.
- To boli. - warknęłem do niej.
- Scott przed nami jest..
Nie dokończyła, jej głos za bardzo drżał. Zatrzymałem motocykl i rozejrzałem się.  Byłem zainteresowanym co mogło aż tak bardzo ją przerazić. Jak dotąd jedyne co ją przerażało to sny, ale chyba nie ma co się dzieić. One każdego by wystraszyły.
Nie dowierzałem własnym oczą. Jakieś 20 metrów od nas walczył czarnowłosy chłopak. Ale najdziwniejsze było, że on nie walczył z żadnym człowiekiem, tylko jakimś olbrzymim w sumie nie wiem czym. To coś miało ponad 9 metrów wzrostu i jedno oko. Chłopaka zamachnął się mieczem, ale nie zdążył nic zrobić. Olbrzym żucił nim o najbliższe drzewo.
- Musimy mu pomóc! - usłyszałem za sobą głos Raven.
A ja co zrobiłem? Oczywiście jak ostatni gupol posłuchałem się jej i rzuciłem biegiem w strone olbrzyma. Złapałem miecz, który wypadł chłopakowi z ręki i stanęłe przed tym czymś.
- Ej śmierdzielu! Tutaj jestem! - krzyknęłem na całe gardło.
Olbrzym spojrzał na mnie i chyba warknął. Nie jestem pewnie.
Zamachnąl się na mnie, ale w ostatniej sekundzie zrobiłem fikołka do przodu i wylondowałem pod jego kroczem. Po chwili usłyszałem głośne BUMM.  Raven włączyła się do walki  żucając w to coś  ogromnym kamolem, tym sposobem ściągając całą swoją uwage na siebie. Bogom niech będą dzięki bo ten olbrzym właśnie zamierzał usiąść. A wątpie żebym to przeżył. Zaraz, zaraz jakim Bogom, chyba Bogu.
- Co wy wyprawiaci???!!! - usłyszałem głos chłopaka. - Ty - tu wzkazał na mnie. - Oddaj mi mój miecz.
Tego było za wiele jak dla mnie. Najpierw sen, potem brak kawy, a teraz jakiś potwór i  dzieciak, który mi rozkazuje. Przyda mi się psychiatryk.  A może to znowu jakiś sen? Jednak wątpiłem w to. Uniałem oddzielić prawdę od snu.
- Chodź i go sobie weź! - powiedziałem biegnąc do mojej siostry, która skutecznie odwracała uwage olbrzymam jeżdżąc na moim motocyklu. No ja ją zabije!  Dlaczego akurat mój motocykl, na który tak ciężko pracowałem?! Wiedziałem, że nie dogonie ich biegiem. Wspiąłem się na drzewo i zacząłem skakać z jednego na druge. Miałem w tym wprawe gdzyż to zawsze była moja droga ucieczki jak jakieś zbiry ze szkoły chciały mi się odpłacić za to co im zrobiłe. Chodź koniec końców to zawsze oni wychodzili na tym gorzej. W mig znalazłem się przed nimi, a gdy byli wystarczająco blisko skoczyłem na plecy potwora z mieczem wyciągnientym przed siebie.Wbiłem go głęboko.. Jednak nie spodziewałem się tego co nastąpił później. Olbrzym rozsypał się, a runęłem o ziemie.
- Scott!!!!!!
Usłyszałem czyjś krzyk, ale nie byłem wstanie go dopasować do postaci. Przed oczami mi się wszystko rozmywało i czyłem okropny ból. Ktoś położył mi ręke na ramieni. Poczułem jak ziemia się trzensie, a ostatnie co zobaczyłe to twarze Raven i tego chłopaka, a nad głową swoją i Raven świecącą czarną czaszkę. A potem zapadła ciemność.

RAVEN
- Scott!!!!! - usłyszałam swój krzyk.
Nie wiem jak zeszłam z motocyklu ani jak znalazłam się przy nim. Wiem tylko, że strasznie się o niego bała.
- To nie możliwe - powiedział chłopak, któremu razem z bratem uratpwałam życie.
Spojrzałam na niego, ale jego wzrom był skierowany nad moją głowę. Spojrzałam tam i zobaczyłam swiecącom czarną czaszke.
- Witaj córko i synu Hadesa, Pana Zmarłych - powiedział chociaż mój brat go nie słyszał.
Nie wytrzmałam.
- Mój brat najprawdopodobnien ma połamane kości, a ty się  bawisz w jakieś wierszyki!!!
- A tak racja. Podaj mu to, to mu pomoże - powiedział i wyciągnął do mnie rękę z czymś co wyglądało jak ciasteczo.
- Żartujesz sobie prawda?! To my ci uratowaliśmy życie, a ty się odpłacasz dając na jakieś głupie ciastk?? Mój brat  może umrzeć!!
- Po pierwsze: nie krzycz. Po drugie: to jest ambrozja, która pomoże mu wyzdrowieć. Po trzecie: musicie  udać się ze mną do Obozu.
- Ty naprawdę jesteś szurnięty. Nigdzie z tobą nie idę.
- Oh bogowie czemu to nie ona straciła przytomość, a jej brat? Przecież z kobietą, a nie przepraszam DZIEWCZYNKĄ się nie dogada.
Tego było za wiele. W impulsie złości i rozpaczy chwyciełam miecz, który leżał nieopodal Scotta i przyłożyłam go do gardła chłopaka.
- Jeszcze raz nazwij mnie dziewczynką, a skończysz marnie. - powiedziałam tak bardzo opanowanym głosem, że aż się zdziwiłam. Chłopak jedynie zaśmiał się. Zanim moje oczy zdążyły to zajerejstrować kucnął, podciął mi nogi i wytrącił  miecz z ręki. Jego uśmiech powiększył się.
- Przepraszam za to, ale to koniczne - poewiedział z błyskiem w oku i sypnął mi w twarz jakiś proszek. - Śpij smacznie...
Zdążyłam jescze usłyszeć za nim odpłynęłam.

_-_-_-_--_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_-_

A więc jest pierwszy rozdział :)
Dokładnie 1379 słów :D
Wiem, że zapewne jest dość sporo błędów, ale myśle, że da się doczytać o co chdzi :) następne rozdziały będę sprawdzane przez pewną osobę dlatego mam nadzieje, że bedzie ich mniej.
A zresztą co ja wam będę truła... Dobranoc :)

Dzieci PodziemiaWhere stories live. Discover now