ROZDZIAŁ XI

106 8 6
                                    


      MICHAEL

         
          Jak najszybciej pobiegłem do domku. Nie mogłem sobie pozwolić żeby Nikodem był w nim przede mną. Już miałem wejść do środka kiedy w ostatniej chwili przypomniałem sobie, że JA w tej chwili chodzę po domkach z jedną dziewczyną od Demeter. Jasna cholera! Znając życie Nikodem pójdzie sprawdzić czy się go posłuchałem i zająłem jego miejsce. O ile tamta dziewczyna nie zauważyła, że tak na prawdę to nie JA z nią jestem tak na pewno Nikodem zauważy. A w tedy będę miał... nawet nie chciałem o tym myśleć. Czy prędzej zawróciłem i zacząłem biec w stronę domku Hadesa. Użyłem Mgły żeby nikt mnie nie zobaczył na wypadek gdyby moje drugie JA znajdowało się zupełnie w innej części obozu. Znalezienie mojego klona nie zajęło mi dużo czasu.  Moje drugie JA w tej właśnie chwili wychodziło z domku Nemezis. Na mojej twarzy zagościł uśmiech. Podeszłam do kolna i go dotknąłem. W tej właśnie chwili poczułam ogromny ból. Zgiąłem się w pół. Zamknąłem oczy, a kiedy znowu je otworzyłem znajdowałem się w zupełnie innym miejscu.

Stałem na środku jakieś polany. Wszędzie kwitły kwiaty. Na środku stała pieką kobieta o czarnych włosach i zielonych błyszczących oczach. Jej Zielona sukienka sięgała ziemi, a na twarzy widniał uśmiech. Taki sam uśmiech ja mój.

- Mamo? - spytałem nie dowierzając.

- Witaj Michaelu. Wyrosłeś. - uśmiechnęła się do mnie ciepło.

Nie wiedziałem co powiedzieć. Po prostu stałem jak ten cielak i patrzyłem się na kobietę stojącą przede mną. Nie wiedziałem swojej mamy odkąd zginął tata i Stella...

- Wszystko w porządku Michaelu? - spytała z troską w głosie.

Kiwnąłem głową. Nie było teraz czasu na rozżalanie się nad sobą. Skoro Hekate mnie tu ściągnęła to musiała mieć powód, a ja musiałem się dowiedzieć jaki on był.

- Twoje umiejętności są co raz silniejsze. - powiedziała nadal z uśmiechem na twarzy.

- Chyba tak... po co mnie tu wezwałaś  mamo? W środku dnia?

- To już nie mogę zobaczyć swojego syna bez powodu?

- Oboje wiemy, że musiałaś jakiś mieć.

Kobieta uśmiechnęła się smutno, ale tym razem nie zaprzeczyła moim słowa.

- Chciałam Ci coś podarować. Może Ci się przydać w najbliższych tygodniach. - mówiąc to wyciągnęła do mnie dłoń, na które spoczywała mała czarna książeczka. - To jest księga czarów. Wszystkie zaklęcia znajdujące się w niej zostały wymyślone i spisane przez moje dzieci. Teraz należy do Ciebie.

Patrzyłem się tępo na książkę nic nie rozumiejąc. Po chwili milczenia zapytałem:

- Wymyślone przez twoje dzieci?

- Tak. Raz na parę tysięcy lat zdarza się dziecko, które potrafi stworzyć zaklęcia. Można powiedzieć, że to dziecko posiada swego rodzaju dar. Ten dar Michaelu jest w Tobie, musisz go tylko odkryć. Ty też jesteś w stanie stworzyć zaklęcia.

- Nieprawda. - przerwałem jej. Wiem, ze to było niegrzeczne, ale po prostu wiedziałem, że mnie pomyliła z kimś innym. - Nie potrafię stworzyć żadnego zaklęcia. Uwierz, nie raz próbowałem.

Hekate roześmiała się ciepło.

- To nie przychodzi od razu skarbie. Potrafisz to zrobić nawet jeśli jeszcze nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ktoś kto potrafi stworzyć swojego kolona i utrzymać go na tak długi czas jak tobie się udało jest zdolny stworzyć każde zaklęcie jakie sobie tylko wymarzy. Ale pamiętaj Michaelu, że zaklęcia muszą być tworzone z rozmysłem.

Chciałem coś powiedzieć, ale nie dała mi tej szansy. Podeszła do mnie i wręczyła mi książeczkę jednocześnie całując mnie w czoło. Moje oczy zamknęły się. Odpływając usłyszałem jeszcze jej głos mówiący:

- Kocham, Cię synku.

Na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Otworzyłem oczy. Znowu znajdowałem się pomiędzy domkami w Obozie Herosów, a nade mną zebrał się mały tłumik gapiów. Will klęczał koło mnie, a Nikodem stał trochę dalej patrząc na mnie ze zmartwioną miną.

- Wszystko w porządku. - obwieściłem zgromadzonym wstając i odpychając od siebie ręce Willa. - Nic mi nie jest.

- Zemdlałeś. To się nie zda...

- Naprawdę Will. Wszystko gra.

Chłopak zmrużył oczy przyglądając mi się po czym westchnął podnoszące ręce do góry w geście poddania.

- Przynajmniej zjedz trochę ambrozji, dobrze? - powiedział wyciągając do mnie rękę z pożywieniem Bogów.

Kiwnąłem głową biorąc od niego kawałek ambrozji i wpychając go sobie do ust. Po czy nie czekając aż coś jeszcze powie odwróciłem się i pobiegłem do domku przy okazji wyczuwając w mojej kieszeni małą prostokątną książeczkę.

SCOTT

              Chociaż chęć skoczenia z klifu była bardzo kusząca zrezygnowałem z niej. Zamiast tego podszedłem to swojej siostry i mocno ją przytuliłem. Wiedziałem, że tego potrzebowała. Staliśmy tak przez chwile, a wiatr wiejąc znad morza przywiał nam zapach pieczonych w dole na plaży kiełbasek. Zaburczało mi w brzuchu.

- Czy ty kiedykolwiek jesteś najedzony? - zapytała niebieskooka z rozbawieniem w głosie.

- Hmmm... - podrapałem się po głowie udając, że zastanawiam się nad jej pytaniem - patrząc na to z logicznego punktu widzenia głodny jestem tylko...

- Nie udawaj mądrego bo i tak ci to nie wychodzi - oświadczyła Raven waląc mnie pięścią w ramię. - Wracajmy do obozu, może trafimy na obiad.

Kiwnąłem głową na znak zgody i zacząłem iść w kierunku swojego motocyklu.

- Ukryjemy go tutaj na klifie w tamtej jaskini co kiedyś znaleźliśmy. - powiedziałem w kierunku siostry. - A do obozu przeniesiemy się cienie.

-Jakbym się tego nie domyśliła geniuszu.

Przeróciłem oczami. Skoro taka genialna była czemu ona tego nie zaproponował?

- Scott myślisz, że to prawda? To co powiedziała Atena?

- Nie wiem czy to jest prawda Raven,ale mam nadzieję, że nie.

Zauważyłem uśmiech na jej twarzy kiedy uświadomiła sobie, ze te same słowa ona dzisiaj z rana wypowiedział do mnie. Kiedy ukryłem motocykl tak żeby nikt go nie zauważył ani nie ukradł podszedłem do siostry i wyciągnąłem w jej stronę rękę. Kiedy ona podała mi swoją zamknąłem oczy i  pomyślałem o miejscu w który chcieliśmy się znaleźć. Po chwili poczułem przejmujące zimno i usłyszałem szepty. Szepty, które prosiły mnie o pomoc. Jednak tak samo szybko jak szepty się pojawiły tak samo szybko zniknęły. Jeszcze zanim otworzyłem oczy wiedziałem, że znajdowaliśmy się w innym miejscu niż chciałem się znaleźć. Kiedy je otworzyłem jedyne co ujrzały moje oczy był ciemny pokój.

- Miło was znowu widzieć moje dzieci. - odezwał się czyjś. Głos, który słyszałem pierwszy raz, a jednak nie miałem wątpliwości do kogo on należał.

- Hades. - powiedziała cichym głosem Raven.

Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?

*********************************************************

I w końcu mamy kolejny rozdział :) dedykuje go AibyLily za to

że bez niej on by nie powstał w tak szybkim czasie :) :*

A do reszty: co o nim myślicieli? Podoba się? :D

Dzieci PodziemiaΌπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα