ROZDZIAŁ IX

113 9 6
                                    

RAVEN

Siedziałam na huśtawce przed naszym domkiem. Bo chyba nadal mogę go nazywać naszym domkiem prawda? Nawet jeśli chwilowo tam nie mieszkam? Złość na Scotta już dawno mi przeszła, ale po prostu nie maiłam ochoty wracać do obozu. Wolałam się trochę pobujać i pomyśleć. Zawsze, od kąt sięgam pamięcią lubiłam się huśtać, pomagał mi to ze złością. Miałam wtedy wrażenie, że jestem ptakiem i mogę odlecieć daleko stąd. Do krainy gdzie nie ma żadnych zmartwień. Teraz postanowiłam zrobić to samo co kiedyś: po prostu odlecieć. Po jakimś czasie, nie wiem dokładnie po ilu poczułam jak ktoś siada na huśtawce obok. Nie musiałam otwierać oczu żeby wiedzieć kto to.
Tylko jedna osoba mogła się do mnie przysiąść. Uśmiechnęłam się pod nosem.

- Jesteś zła? - spytała się cichym głosem Scott.

- Na początku była, ale już mi przeszło. W sumie nawet rozumie dlaczego komuś to powiedziałeś. Jednak nie rozumiem dlaczego jej.

- Sam nie wiem. Jakoś tak.

- Pfff też mi odpowiedź. - powiedziałam huśtając się co raz wyżej.

Przez chwile żadne z nas się nie odzywało. Po prostu siedzieliśmy w tej błogiej ciszy, której ostatnio nie mamy za dużo. Po części z naszej winy, ale cicho.

- I co takiego ustaliliście w związku z tymi snami?

- Bardzo dużo - rzucił z sarkazmem Scott. A po chwili dodał: - Ta blondynka Annabeth, która nawiasem mówić jest bardzo denerwująca, uważa, że to my możemy być tymi dziećmi, które urodziły się w 1878 roku.

- Niech zgadnę; uważa tak dlatego, że nam się to przyśniło?

Poczułam na sobie jego przenikliwy wzrok. Roześmiałam się mówiąc:

- Błagam Scott. Przecież to jasne, że dziecko Ateny wybierze najbardziej logiczną możliwość. Zanim się zapytasz: tak ja myślę i nie, nie wiem czy to prawda, mam nadzieję, że nie.

- Idę pojeździć, idziesz ze mną?

Kiwnęłam głowa otwierając oczy. Zaczęłam hamować, a po chwili postanowiłam zeskoczyć. Zmierzając do garażu żadne z nas się nie odzywało. Nie mieliśmy sobie nic do powiedzenia. Nagle przez myśl mi przeszło: "Co się stało z motocyklem po tym jak straciłam przytomność?" Miałam nadzieję, że nic złego bo inaczej jestem trupem. Jednak wątpiłam żeby motocykl znajdował się w garaż. Już miałam mu to powiedzieć kiedy zobaczyłam jak czarnowłosy wychodzi na dwór prowadząc swój motocykl. Nie powiem byłam mocno zdziwiona. Może nawet lekko mi szczęka opadła, ale szybko się pozbierałam żeby Scott nie zadawał głupich pytań. Podeszłam do niego i usiadłam za nim mocno obejmując go w pasie.

- Ruszysz ty kiedyś czy nie? - mrugnęłam nachylając się do jego ucha.

- Jak niecierpliwa. - usłyszałam w odpowiedz.

Roześmiałam się, a chwilę później Scott mi zawtórował. Ruszyliśmy. Zatopiłam się w swoich myślach i byłam pewna, ze Scott też. Nagle naszło mnie pewne pytanie, które miałam mu zadać jakiś czas temu, ale nie było okazji.

- Hmm Scott pamiętasz jak w obozie rzuciłeś mi paczkę i powiedziałeś, że jest od taty?

- No tak a czo?

- Bo widzisz moja paczuszka nie była tylko od taty, była podpisana też od Ateny. Zastanawia mnie czy twoja także jest od kogoś jeszcze?

- Nie. A co w niej było? - spytał zaciekawiony.

- Nic ciekawego. Tylko ten wisiorek, który ma mi przypominać o tym, że każdy Bóg ma dwa oblicza i że każde jest inne. Chociaż nie mam pojęcia po co mi ta wiedza. A i jeszcze może zamienić się w każdy rodzaj broni jaki chcę.

Dzieci PodziemiaWhere stories live. Discover now