ROZDZIAŁ VI

144 13 4
                                    

        RAVEN

    Patrzyłam się na paczuszkę, ale tak naprawdę jej nie widziałam. Myślami byłam zupełnie w innym miejscu. Po tym jak Scott wyszedł wściekły z pawilonu ja poszłam wybrać se broń i poćwiczyć. Ostatecznie wszystko spełzło na manowce ponieważ broń była niedobrana, a ja nie potrafiłam się za bardzo skupić na tym co mówił Nico. W końcu to nie jest łatwe jak każdy się na ciebie patrzy jakbyś była jakimś rzadkim okazem w Zoo. Usiadłam na łóżku i rozpakowałam paczuszkę. W środku znajdowała się łańcuszek, na którym wisiały dwa rzemyki: jeden z nich przedstawiał dwunastu Bogów Olimpijskich, a drugi: w sumie to samo. Jedyne co odróżniało te dwa rzemyki to fakt, że postacie były odziane w zupełnie inaczej, a wyraz ich twarzy na drugim rzemyku wydawał się bardziej  wyniosły. W środku znajdował się także liścik:

                    "Droga Raven ten wisiorek ma nie tylko służyć Ci do walki i obrony, ale także przypominać, że Bogowie mają dwa oblicza, a każde z nich jest inne. I nie zawsze to co robi jedno z tych oblicz zgadza się z tym co by chciało drugie. Wiem, że to teraz brzmi bezsensownie, ale proszę pamiętaj to. 

                                                                 Atena i Hades

PS Wystarczy, że dotkniesz wisiorka i pomyślisz o jakiejś broni, a ona od razu pojawi się w twojej dłoni. Tak samo jest z tarczą."

      Patrzyłam się tępo w kartkę. Nie kumałam o co tu chodzi. Po pierwsze: Scott powiedział, że paczuszka jest od Hadesa, a tu jest jeszcze podpis Ateny.  Może jego prezent była tylko od ojca? A po drugie: co mnie obchodzi, że Bogowie mają dwa oblicza i one nie zawsze się ze sobą zgadzają? Po co mi ta informacja? Westchnęłam z frustracji. Nie ma to jak pytanie bez odpowiedzi. Założyłam wisiorek na szyję i czym prędzej pobiegłam w stronę lasu gdzie każda z grup szła już na swoje terytorium. Bogowie to brzmi jak jakaś wojna gangów. Zaczęłam się właśnie zastanawiać, w której ja właściwie jestem drużynie kiedy usłyszałam głos jakiegoś chłopaka:

- Ej Ty, idziesz czy nie? - trochę mi zajęła zanim ogarnęła, że on mówi do mnie.

- Idę, idę. A właściwie gdzie idziemy? - spytałam po dłuższej chwili milczenia.

- Jak się nazywasz? - zapytał zamiast odpowiedzieć na moje pytanie.

- Raven, a ty?

- Jestem Jordan Hunter syn Bogini Lyssy.

- Kogo? - znam się co nie co na mitologi i jestem prawie pewna, że nigdy nie słyszałam  o takiej osobie.

Usłyszałem jego śmiech. Popatrzyłam się na niego jak na wariata i  dodałam:

- Co cię tak rozbawiło?

- Odpowiadając na wszystkie twoje pytania: idziemy na drugi stronę strumyka gdzie ty, ja, twoi bracia i parę dzieciaków od Hermesa będziemy bronić naszej flagi przed przeciwną drużyną - oznajmił dalej z uśmiechem na twarzy. - Moja matka Bogini Lyssa jest usposobieniem szału i wściekłości. To ona na prośbę Hery zesłała na Heraklesa szał żeby zabił swoje dzieci i żonę. A odpowiadając na twojej ostatnie pytanko: rozwaliła mnie twoja mina.

Nawet nie zauważyłam kiedy doszliśmy do reszty. Usłyszałam głos Chejrona:

- Zasady wszyscy znacie, a więc zaczynamy!

Rozejrzałam się. Znajdowaliśmy się na niewielkiej polanie. Przez sam jej środek przepływał malutki strumyczek, który tak jak wcześniej wyjaśnił mi mój starszy brat wyznacza granicę. Nigdzie nie widziałam naszego sztandaru, ale  podejrzewałam, że znajduję się gdzieś w pobliżu. Podejrzewałam, że jeszcze przez chwilę nie będzie co robić dlatego postanowiłam wrócić do rozmowy z Jordanem:

Dzieci PodziemiaWhere stories live. Discover now