Rozdział 24

261 31 4
                                    

S.
Sara usiadła przy stole i wyłączyła się na chwilę. Zdawała sobie sprawę z tego, że tamta dwójka kłóciła się, ale nie zwracała na to większej uwagi. Przypomniała sobie, że wcześniej miała pewną myśl, która była w jakiś sposób ważna, ale gdzieś jej uciekła... Co to było...

Kiedy strzelała. Z całą pewnością naszło ja to, kiedy celowała na dachu. Ale o czym wtedy myślała? Może gdyby odtworzyła swój tok myślowy...

Widziała dziwnie drgające powietrze. Takie, jakie zawsze widać było przy drzwiach tramwaju w zimie. Tak, dojazdy komunikacją miejską są wolniejsze niż samochodem... Samochodem najczęściej jeździła z mamą... Z której się śmiała, że korzystała... Z dziur czasoprzestrzennych! Tak, to było to.

Zadowolona wyciągnęła kartkę, by zapisać swoją myśl. Właśnie w tym momencie do pomieszczenia weszła jeszcze jedna osoba.

L.
Leo rozejrzała się w celu sprawdzenia, kto jest w pomieszczeniu. Jednak jej uwagę zwróciło.. Falowanie powietrza? To samo widziała, jak byli w bazie marynarki.

Czy to mogła być dziura czasoprzestrzenna?

Nie wiedzieć czemu, jej troska o Trafalgara zwiększyła się.

- Hm... Sara, pójdziesz ze mną do Choppera? Może trzeba mu pomóc? - zaproponowała.

S.
- Hmmm? - mruknęła, podkreślając podpisane słowa. Dopiero później skupiła się na pytaniu. - A, jasne. - potwierdziła i podniosła się.

L.
Leo kiwnęła i wyszła z jadalni. Sara podążyła za nią.

- Jak myślisz: nic mu nie będzie? - zapytała Leo ze szczerym strachem o chirurga.

S.
- Nie, raczej nie. Na pewno przechodził gorsze rzeczy. Poza tym, Chopper jest dobrym lekarzem. - wzruszyła ramionami, zamykając za sobą drzwi do kuchni.

Czy to było pocieszanie...? Mówiła tylko to, co sama myślała o całej sprawie. Chociaż szkoda byłoby, gdyby Law postanowił kopnąć z półobrotu w kalendarz. Może nie równał się z Zoro, ale też był całkiem... interesujący.

Nagle zerknęła na towarzyszkę z pewną obawą, tknięta nagłą myślą.

- Ale się nie rozpłaczesz? - zapytała, dość słabo maskując nutkę strachu w głosie. Płaczące osoby były przerażające... Głośne, całkiem nie logiczne i nie wiadomo, jak się z takimi obchodzić. Sara najczęściej preferowała taktykę „udaj, że nie widzisz i wiej", chociaż mogło nie podziałać, jeżeli stały tuż obok siebie...

~W kuchni~

Sanji kątem oka obserwował wychodzące panie. Gdy upewnił się, że znalazły się poza zasięgiem słuchu, odwrócił się do irytującego glona.

- Hej, Marimo, musimy pogadać! - oznajmił pewnym siebie głosem.

Zoro zerknął na niego zdziwiony. Czego ten kuk od niego chce? Posłał mu groźne spojrzenie.

- Czego chcesz, cholerna Brewko? - zapytał buntowniczo.

- Sara-chan cię lubi. - oznajmił po prostu, postanawiając chwilowo ignorować uwagi szermierza. - Nie wiem, co takiego w tobie widzi, ale skoro to sprawia, że jest szczęśliwa, nie mam zamiaru się wtrącać. Jednak, jeżeli zrobisz coś, przez co będzie cierpieć, możesz być pewny, że za to zapłacisz. - zagroził, opierając się plecami o blat szafki.

Roronoa był tak zaskoczony słowami blondyna, że na moment zapomniał o tym, że powinien obrażać towarzysza.

- Lubi mnie?

Zagubione Między WymiaramiWhere stories live. Discover now