Rozdział 59

165 28 7
                                    

L.
Widząc beznadziejny humor Sary, Trafalgara upijającego się kawą i zaspanego Zoro, postanowiła zrobić coś nazbyt dobrego i zrobić tej biednej grupce śniadanie.

- Co wolicie - pieczarki, mięso czy jedno i drugie? - zapytała. Nah, miała za dobre serce…

S.
Usłyszała tylko, że ktoś coś mówi o jedzeniu…

- Obydwa – rzuciła, podnosząc głowę. Przez chwilę zastanawiała się, czy nie zaproponować pomocy, ale tylko wzruszyła ramionami i zajęła się kubkiem z herbatą. - Dzień dobroci dla zwierząt? - zapytała, uśmiechając się leniwie.

L.
- Tak, oczywiście – mruknęła ironicznie Leo.

- To samo. - powiedział Zoro.

- Ja również. - oznajmił Trafalgar.

- Okej. - mruknęła Leo. Zajęła się przygotowaniem potrawy. Wyjęła jaja, umyła je i oddzieliła białka od żółtek. Roztrzepała białka, dosypała trochę soli do piany by ją utrwalić. Dolała żółtka, wsypała mąkę i zamieszała masę. Wyjęła pieczarki i mięso. Pokroiła wszystko i część wrzuciła na patelnię, nieco podsmażyła i część masy jajecznej wylała na patelnię. Powtórzyła ten proces jeszcze trzy razy, ułożyła wszystko na talerzu i posypała szczypiorkiem.

- Smacznego. - powiedziała, stawiając talerze przy przyjaciołach. Trafalgar spojrzał, oceniając potrawę i zaczął jeść.

- Całkiem dobre. - powiedział. Leo nie ukryła uśmiechu dumy.

S.
Bez zbędnego gadania zabrała się do jedzenia. Nie chciało jej się odzywać, więc w żaden sposób nie skomentowała smaku… Nie, żeby normalnie to robiła.

- Zjadliwe – uznał Zoro.

Sara tylko wymruczała coś niezrozumiałego. To i tak nie miało nieść żadnego przekazu, ale liczyło się jako wydanie z siebie głosu… Chyba.

- Idziemy dzisiaj zwiedzić wyspę? - zapytał szermierz. No tak, mogła się tego spodziewać.

- Prawdopodobnie… Wy też idziecie? - Zerknęła na pozostałą dwójkę.

L.
- Ciekawa twa opinia. - mruknęła Leo do Sary, jedząc powoli.

- Tak, zamierzamy się wybrać. - odpowiedział Trafalgar. - Gorące źródła działają bardzo leczniczo. - dodał chirurg.

- Właśnie. - mruknęła Leo. - A wy idziecie?

S.
- Jasne – potwierdził natychmiast Zoro.

Sara zrobiła coś, co na upartego można było uznać za wzruszenie ramion. Leniwie przeniosła wzrok na wciąż jedzącego Lawa. Nawet półprzytomna nie mogła się powstrzymać od rzucenia jakiegoś głupiego tekstu…

- Ty, a kanibalizm nie wywołuje przypadkiem jakiś chorób? - zapytała z autentycznym zdziwieniem w głosie.

L.
Leo zakrztusiła się i spadła z krzesła, zanosząc się śmiechem.

- Nie rozumiem o co ci chodzi. - powiedział Law, nieco zasępiając się. Granatowooka zebrała się na chwilę.

- Bo gdy masz czapkę to wyglądasz jak pieczarka. - wytłumaczyła chłopakowi. Ten zmarszczył brwi, po czym spojrzał wilkiem na Sarę.

- Nie spodziewałem się po tobie tak słabego poczucia humoru. - warknął.

- I kto to mówi... - szepnął Zoro, chichocząc. Wściekłe spojrzenie biednego grzybka przebijało teraz glona.

S.
- Słabego? - Wyszczerzyła się szeroko. - Czyli uważasz, że moje wcześniejsze poczucie humoru było dobre? - zapytała niewinnym głosem.

L.
Leo usiadła na krześle, jeszcze chichocząc.

- Może. - mruknął Trafalgar, wbijając wzrok w talerz.

S.
- Zapamiętam – obiecała wesoło.
Wyprostowała się, zerkając podejrzliwie w talerz. Zjadła tak szybko? Luffiego tu nie było, więc istniało małe prawdopodobieństwo, że ktoś jej to zjadł… Ale obok leżała jeszcze jedna marchewka. Dlatego wgryzła się w nią. Po czym ponownie spojrzała na Lawa, którego wzrok usiłował przebić talerz. To, o czym myślała było naprawdę słabe, ale… Ach, pieprzyć to.

- Co jest, doktorku? - zapytała tonem pewnego słodkiego, irytującego królika…

L.
Leo znów parsknęła śmiechem.

- Śmiechłam. - stwierdziła.

- ... - Trafalgar coraz bardziej zatracał się w zabójczych myślach, ignorując ten całkowity brak jakiegokolwiek cienia żartu od strony tej marnej istoty.

S.
- Ej no! Nie mów mi tylko, że się obraziłeś. - Zaśmiała się.

Leniwie podniosła się, żeby odnieść naczynia do zlewu. Przy okazji zebrała je od pozostałych, którzy też już zjedli. Niech będzie, od czasu do czasu ona też się może wysilić…

L.
Zamiast talerza, teraz stół był ofiarą jego, byleby Sary nie poszatkować w drobny mak.

- Trafik, przecież to dla żartu było. - Leo położyła mu rękę na ramieniu.

- Niech będzie... - mruknął jadowitym głosem.

- Twojego "Trafika" zaraz szlag trafi. - stwierdził Zoro. Leo już powstrzymała wybuch śmiechu i przystąpiła do zmywania naczyń.

S.
- W takim razie, korzystając z wczesnej pory i tego, że jeszcze nikogo nie ma, możemy przejść się po mieście, a potem wybrać się w góry… - zaproponowała, uznając, że jeżeli ten plan przejdzie, może uda się uniknąć wielkich tłumów ludzi i gorących źródeł… - Z tego co widziałam, mają tu fajne skałki.

- Możemy pójść do gorących źródeł – dodał Zoro, na co Sara poczuła gwałtowną chęć mordu…

- Taaa… - mruknęła.

Dopiła resztę herbaty. Zapowiadał się koszmarny dzień…

„Byle przetrwać!” rzuciła w myślach. Zamiast tego skoncentrowała się na tym, co zamierzała kupić na wyspie. A numerem jeden na jej liście był pewien, bardzo potrzebny przedmiot…

L.
- Okej, to idziemy najpierw na gorące źródła, a potem pomyślimy co dalej. - stwierdziła Leo, wycierając ręce.

- Brzmi interesująco. - powiedział Trafalgar uśmiechając się tajemniczo.

- To ja idę się przygotować. - oznajmiła granatowooka i wyszła.

S.
- Też pójdę się ogarnąć – rzuciła tylko Sara, po czym ona też opuściła pomieszczenie.

L.
Ruszyły razem do kajuty kobiet. Sara nadal wyglądała jak wegetujące zombie. Nah, oby nie zasnęła w tych źródłach i trzeba będzie coś wymyślić...

Leo sprawdziła zawartość saszetki, złapała miecze i poprawiła jeszcze włosy, po czym wyszła na pokład, gdzie Zoro i Trafalgar już czekali.

~~~~~
Hejooo
Zima za oknem a tu gorące źródła xD no ale pomarzyć zawsze można ~:3
Komentujcie, gwiazdkujcie~

Zagubione Między WymiaramiWhere stories live. Discover now