Rozdział 37.

290 29 13
                                    


— Zostańcie tu, jeszcze wam się oberwie. — Warner wyszedł szybko z celi, kopiąc resztki drzwi.

Kenji chciał wyjść za nim, ale Aileen złapała go za rękę i przyciągnęła do siebie. Zaczęła mówić:

— Ma rację, dostaniemy rykoszetem od pistol...

— Ok, chodźcie!

Kenji spojrzał na Aileen z rozbawieniem. Dziewczyna prychnęła i wyszła razem z nim z ich dotychczasowego lokum. Warner stał w korytarzu, a za nim leżeli nieprzytomni strażnicy. Skinął głową w stronę Kenjiego.

— Dziękuję za dar.

— Ależ nie ma za co — parsknął sarkastycznie Kenji.

— Lena, odsuń się! —  zawołał Warner, a po chwili kopnął drzwi do jednej z cel.

Aileen szybko tam weszła i sprawnie zaczęła rozpinać kajdany wściekłej Leny. Kiedy dziewczyna miała wolne ręce, zerwała się na równe nogi z triumfalnym okrzykiem. Dołączyła do Warnera, wyważając drzwi i uwalniając więźniów. Znaleźli kilka osób, które były tam już dłużej. W celi, której drzwi były otwarte, zamknięto strażników, uprzednio zabrawszy im całą broń, amunicję i dodatkowe rzeczy. Niektórzy mieli przy sobie też coś do jedzenia, więc podzielono to między obdarzonych i nowych. Kiedy szybko zjedli, stanęli prosto.

— Za szybko nam poszło —  wymamrotał Warner. — I nie było alarmów.

— Po części moja sprawka — rzuciła Aileen. — Jeśli teleportuję się, lądując w tym samym miejscu, moc zakłóca jedynie najbliższe urządzenia.

Chłopak uśmiechnął się krzywo i zarządził, aby wszyscy ustawili się w zwartym szyku. On i Lena stanęli na przedzie, jako tarcza dla reszty. Za nimi Aileen i Kenji, dalej Jamie i Castle. Wiedzieli, że kłopoty ich nie miną.

I nie minęły. Już po chwili marszu napotkali strażników, którzy na ich widok od razu zaczęli strzelać. Wszyscy, poza Warnerem i Leną, cofnęli się do wyłomu korytarza. Owa dwójka ruszyła do przodu, nie zwracając uwagi na falę odbijających się od ich ciał kul. Kiedy rozprawili się ze strażnikami, wszyscy ruszyli dalej.

— Gdzie są kwatery Naczelnych? — spytał Warner.

— W tamtą stronę — pokazała Aileen.—  Co chcesz zrobić?

— Zakończyć to wszystko. Raz za zawsze — powiedział głucho Warner. — Zabiję ich, zabiorę Julię i wynosimy się stąd.

— Ja.

Spojrzał na Lenę.

— Ja ich zabiję — zaakcentowała wyraźnie dziewczyna. — Temple zabił mojego ojca. Z zimną krwią. Odebrałeś mi możliwość zemsty. Muszę zadowolić się nimi.

Nie zatrzymali się. Prowadzili tę rozmowę w marszu. Mimo to obrócił głowę w jej stronę i wbijał w nią badawczy wzrok zielonych oczu. Między nimi zaskoczyła nić porozumienia.

— Jeśli chcesz. —  Kiwnął głową.

Odwzajemniła gest i spojrzała prosto. Nadchodzili następni strażnicy.

***

Stała i starannie ładowała broń. Kiedy skończyła, zerknęła w lufę odbezpieczonego pistoletu. Wiedziała, że nic jej nie zrobi. Ale musiała na siebie uważać. Była kilka dni po zabiegu. Musiała się oszczędzać. Musiała oszczędzać Energię. Na niego.

***

— Tędy.

Wkroczyli w szeroki i jasny korytarz.

✔ Potęga JuliiWhere stories live. Discover now