87. Latać

573 65 9
                                    

-... I pamiętajcie. Zero stresu, macie się tu dobrze czuć. To już ostatnie konkursy, więc dajcie z siebie wszystko.

Tak Kuttin zakończył swoją prawie godzinną przemowę przed pierwszym konkursem w Planicy. Wszyscy jednym uchem go słuchaliśmy, ale myślami byliśmy już gdzieś bardzo daleko. Niektórzy pewnie już opalali się na jakiejś plaży w ciepłych krajach, inni siedzieli przy dużym stole z rodziną, jeszcze inni objeżdżali świat ze znajomymi i przyjaciółmi, a niektórzy, w tym ja, wybiegali myślami tylko do momentu zasiednięcia na belce. Skocznie, potocznie zwane ,,mamutami", są naprawdę wielkim wyzwaniem dla dużej grupy skoczków. Nie jestem fanem lotów, bo nigdy specjalnie mi one nie wychodziły, ale to właśnie podczas takich zawodów można pobić swoje życiowe rekordy, a samo oddanie skoku jest czymś niesamowitym. Dopiero wtedy, gdy wybijasz się z progu z ogromną szybkością i zaczynasz szybować, czujesz się naprawdę wolny. Lot trwa nieskończoność, a ty możesz na chwilę zapomnieć o stresie spowodowanym konkursem i oddać się tej wspaniałej przyjemności latania. Jeśli kiedyś ktoś miał okazję choć raz oddać skok na mamucie, zdecydowanie tego nie pożałował. Bo czy nie o tym człowiek marzył od wieków? By móc latać jak ptak.

***

Na tych ostatnich konkursach kończących kolejny sezon atmosfera zawsze jest niesamowita. Pod skocznią zbierają się tłumy kibiców z różnych stron świata, by dopingować swoich rodaków. Wśród przewagi Słoweńskich flag każdy mógł dostrzec ogrom swoich barw narodowych i usłyszeć podekscytowane głosy w ojczystym języku.

Tego dnia pogoda była piękna. Delikatne słońce i bezchmurne niebo pozwalały na oglądnięcie wspaniałych widoków, roztaczających się wokół skoczni. Wszyscy byli w doskonałych nastrojach, witali się z bliskimi, którym udało się dotrzeć tu, by dopingować synów, wnuków, mężów, chłopaków, kuzynów, wujków. Całe rodziny zbierały się pod Letalnicą, oczekując na rozpoczęcie konkursu.

-Stresujesz się?- Stałem właśnie oparty o metalowy płot, który miał na celu oddzielać nas od natarczywych kibiców. Na razie jednak nie było tu nikogo, tylko co jakiś czas słyszałem odgłosy kroków skoczka przechodzącego obok mnie. Na dźwięk głosu Stefana obróciłem się w jego stronę i lekko uśmiechnąłem. Jak to się dzieje, że on zawsze ma czas, by przeszkodzić mi w rozmyślaniach?

-Może trochę.- przyznałem szczerze. To było oczywiste, że stres towarzyszy każdemu takiemu konkursowi, ale oprócz niego czuje się też miłe podniecenie nadchodzącymi przeżyciami.

-Trzymaj.- Krafti podał mi jeden z kubków, które trzymał w ręce. Był to kubek, który kupiłem dokładnie rok temu zaraz po ostatnim konkursie w sezonie. Zająłem wtedy dobre jak na ten czas czternaste miejsce. Stefan był dziewiąty. Kubek miał kolor turkusu, u dołu lekko przyciemnianego. Krafti miał jego bliźniaka. Jego kubek miał nadruk po drugiej stronie i zamiast turkusu gościł na nim róż. Jeśli postawiliśmy te kubki obok siebie, napis na nich głosił ,,We love ski jumping. We are a big family."

Spojrzałem na brązowy napój w środku, a potem przeniosłem zaciekawione spojrzenie z powrotem na Krafta.

-Gorąca czekolana z bananami.- uśmiechnął się promiennie.- Taka, jaką lubisz.

Przyjąłem od niego kubek i zatopiłem usta w cudownym napoju. Kiedyś piliśmy go razem ze Stefanem prawie codziennie. Ostatnimi czasy zapomniałem jak smakuje ten wspaniałey napój.

-Dziękuję.- spojrzałem na Krafta i zorientowałem się, że podczas gdy ja wypiłem całą zawartość kubka, on cały czas przyglądał mi się. Uniosłem brwi w geście pytania.

-Widziałem twoich rodziców, gadaliście?

-Tak. Mój tata stwierdził, że źle zrobił, tak reagując, więc wszystko już jest w najlepszym porządku.- Stefan pokiwał głową, nie odrywając ode mnie wzroku.- A co?

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieWhere stories live. Discover now