Dialog dwunasty

6.2K 822 202
                                    

— Przesadzasz. To tylko zdjęcia.

— Ja przesadzam? Chyba raczej ty przesadzasz! Najpierw stoisz przed wejściem do mojego mieszkania, odstawiasz drugi raz szopkę. Pierwszą odegrałaś przed toaletą, przypominam na wypadek, gdyby alkohol przyćmił ci pamięć. A teraz ingerujesz w moją prywatność, grzebiąc w moich rzeczach!

— Widzę, że pałasz wielką miłością do zaimka dzierżawczego. Z tym narcystycznym charakterem przepowiadam tobie, Malfoy, oraz zaimkowi długą i bajeczną przyszłość. A tak z ciekawości zapytam: twoje zachowanie jest manifestacją niskiego poczucia własnej wartości i życia iluzjami, że poprzez zewnętrzne kreowanie własnego wyidealizowanego wizerunku będziesz uchodził za stworzony przez siebie pozór, czy zwyczajnie jesteś dupkiem?

— Granger, cokolwiek bierzesz, lepiej przestań, bo już nie nadążam za tym bełkotem... I nie przemawia przeze mnie złośliwość... Dobrze, przemawia, aczkolwiek naprawdę się nad tym zastanów, bo gadasz, jakbyś przedawkowała Veritarserum, a potem objawił ci się Freud.

— Skąd znasz Freuda?

— Chodzimy do tego samego fryzjera.

— Przecież on nie żyje od prawie osiemdziesięciu lat!

— Chyba będę musiał dodawać przed każdą kwestią: uwaga, teraz będzie sarkazm.

— Po prostu reprezentujesz niszę intelektualną, dlatego nigdy nie wiem, w którym momencie kpisz, a kiedy o drogę pytasz.

— Nie mogę tego uznać za obelgę, bo nie mam zielonego pojęcia, co ty do mnie mówisz. Ani co ma kpina do drogi.

— To takie powiedzenie.

— Albo zwyczajnie nie umiesz w angielski.

— Biorąc pod uwagę twoją wypowiedź, przynajmniej mówię lepiej od ciebie.

— Użyłem figury retorycznej, geniuszu. I uprzedzając uwagę, tak, ostatnie słowa wypowiedziałem sarkastycznie. Użyłem ironii, kpiny oraz czystej nienawiści.

— Cóż za poezja. Szkoda, że mnie to nie rusza, bo mam aktualnie ciekawsze zajęcie... Wiesz, nie sądziłam, ba, nie podejrzewałam twoich rodziców o takie zaangażowanie w rodzicielstwo! Udokumentowali prawdopodobnie całe twoje dzieciństwo. Gdyby jeszcze nie wciągnęli cię w ten śmierciożerczy proceder, mogłabym pogratulować, choć produkt końcowy pozostawia wiele do życzenia.

— Jasne, bo według ciebie wstąpienie w szeregi Czarnego Pana wyglądało jak zapis na kurs robótek ręcznych, i nikt wcale nie groził ci różdżką przy głowie. A z tymi mrocznymi znakami... oczywiście, mogłaś fakultatywnie poprosić o jednorożca z tęczą zamiast węża z czaszką.

— Nie...

— O, i uważaj, kolejny raz przebiegle zastosowałem ironię.

— Zauważyłam.

— Po twoich ściągniętych brwiach, zdezorientowanym spojrzeniu oraz zaciśniętych pięściach wnioskuję, że po długim procesie myślowym dopiero zrozumiałaś przesłanie.

— Chciałabym ci przypomnieć, kolego...

— Kolego? W którym uniwersum?

— ...byłam najlepszą uczennicą na naszym roku, więc nie traktuj mnie jak idiotkę.

— Inteligencja nie jest jednoznaczna z wiedzą.

— Odkryłeś Amerykę. Czyli w tym momencie powinnam paść na kolana i bić przed tobą pokłony, o wielce inteligentny bycie! Mogłeś użyć tej swojej wybitnej, odziedziczonej wyższości intelektualnej, gdy zostałeś zmuszony do służenia Voldemortowi.

— Oczywiście, mogłem pracować jako szpieg, genialny pomysł.

— No tak, wybacz, zapomniałam. Żeby zostać agentem, najpierw trzeba odznaczać się odwagą i jakimś procentem przyzwoitości.

— A potem skończyć jak Snape. Zabity przez przerośniętego węża, następnie uczczony przez Pottera, który nadał jego imię swojej latorośli. Wolałbym kwiatki na grobie. Chociaż martwym to już w sumie wszystko jedno.

— Profesor Snape na pewno czułby się wzruszony takim wyróżnieniem.

— Taaak, aż drgnęłaby mu brew.

— Co ty masz do takiego pięknego gestu? W ten sposób czcimy pamięć naszych bliskich.

— Może w twoim wyidealizowanym świecie tak jest, ale popatrzymy z perspektywy tego dziecka. Dostajesz już na samym wstępie beznadziejny bagaż emocjonalny, bo siłą rzeczy będziesz się przyrównywała do tego, kogo imię nosisz. Pierwsze skojarzenie z Albusem? Dumbledore. Teoretycznie największy czarodziej na świecie, mentor Pottera, bohater wojenny, tragicznie zmarły za ideę wieloletni dyrektor Hogwartu. I jak dzieciak ma się zmierzyć z taką legendą, szczególnie że na każdym kroku ktoś będzie mu mówił: zostałeś nazwany po wielkim człowieku. Sratatata. Poza tym ewidentnie widać kompleks Pottera związany z przeszłością. Albus Severus? James Syriusz? Lily? Jakby próbował wskrzesić sobie rodzinę.

— Nie widzę w tym nic złego, przecież nikt Albusowi nie każe dorównywać Dumbledore'owi.

— Ech, dalej nie łapiesz. Wykorzystam metaforę. Byłoby podobnie, gdybyś nazwała swojego syna po ulubionej restauracji lub proszku do prania, ilekroć wymówisz to imię, od razu przypomni ci się etymologia, pierwotny imiennik. Siłą rzeczy dziecko będzie chciało dorównać rzeczy, po której zostało ochrzczone.

— Chyba zamieniliśmy się rolami i ty zacząłeś bredzić. Nazwać dziecko po proszku do prania? Oszalałeś? Potem czego ma rodzic oczekiwać, że niemowlak będzie plamoodporny? Dobrze się prał w niskiej temperaturze?

— Nieprawda, to ma sens.

— Od pierwszego zdania go nie miało.

— Nie odrzucaj z góry czegoś, czego nie rozumiesz, bo twój za ciasny umysł nie pojmuje niektórych kategorii.

— Bredzisz coraz bardziej, choć to tylko taka luźna uwaga.

— Ty tego po prostu nie ogarniasz przez swoją ignorancję.

— Brawo. Czyżby teraz Freud objawił się tobie?

— Nie, właśnie nadepnąłem na twoją torebkę i usłyszałem dziwny dźwięk... Chyba coś w niej właśnie zdechło.

Sztuka rodzicielstwa ⚡ HPOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz